Początek posługi prymasa Józefa Glempa przypadł na wyjątkowo trudny czas. Wydarzenia końca 1981 i roku 1982 dla wielu miało wymiar traumatyczny. Postawa hierarchy kierującego polskim Kościołem, nie mogła nie mieć wpływu na rozwój wydarzeń w czasie stanu wojennego. Już 13 grudnia 1981 r. kard. Glemp wygłosił słowa, które długo mu pamiętano.
- Będę prosił, nawet gdybym miał boso iść i na kolanach błagać: nie podejmujcie walk Polak przeciwko Polakowi. Nie oddawajcie waszych głów, Bracia Robotnicy i Pracownicy wielkich zakładów, bo cena uciętej głowy będzie bardzo niska - mówił dramatycznie donośnym głosem w warszawskim kościele Matki Bożej Łaskawej, trzymając w ręku pastorał, znak władzy biskupiej. Przekonywał, że „każda głowa i para rąk będą potrzebne dla odbudowy Polski po zakończeniu stanu wojennego”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kapłan „Solidarności”
Reklama
Przed wprowadzeniem stanu wojenny władze komunistyczne prowadziły grę z Kościołem, strasząc rozlewem krwi i przekonując, że to „Solidarność” dąży do konfrontacji. Gdy we wrześniu 1981 r. w gdańskiej katedrze w czasie I Zjazdu „Solidarności”, w homilii zwrócił uwagę działaczom, że rozpoczęli zjazd od Mszy św. stwierdził, że nie zrobili tego dlatego, że to rytuał, ale dlatego, że większość z nich to ludzie wierzący. - Stąd uczestnictwo w liturgii Ofiary Jezusa jest dla was wewnętrzną potrzebą waszego życia wiary, która ma oświecić zamiary, słowa i czyny. Rozumiemy się więc na płaszczyźnie wiary - mówił.
Jak komentowano, Prymas wyraźnie zarysował stanowisko Kościoła, pragnącego oddzielić politykę od wiary. Od początku najwyższą godność w polskim Kościele Józef Glemp, jak mówił ks. prof. Wojciech Góralski „postrzegał jednoznacznie w wymiarze służebnym, rozumianym w duchu pouczeń Jezusa Chrystusa, udzielonym Apostołom na temat sprawowania władzy w Kościele”.
Prymas, gdy angażował się w mediacje między władzą a opozycją, był w tym konsekwentny. Gdy na początku grudnia 1981 r. spotkał się z liderami „Solidarności”, a Lech Wałęsa przekonywał, że władza leży na ulicy i trzeba ją brać, Józef Glemp przypomniał mu słowa kard. Stefana Wyszyńskiego, że nie wolno dopuścić do rozlewu krwi w Polsce. Dobrze zapamiętał słowa Prymasa Tysiąclecia ze spotkania z delegacja „Solidarności” niedługo przed śmiercią: „Gdyby w wyniku zaniedbań z mojej strony zginął chociaż jeden Polak, nie darowałbym sobie tego nigdy”. To był swoisty testament Wyszyńskiego. Jego następca chciał go wykonać.
Bez kontekstu
Prymas doskonale zapamiętał wizytę przedstawicieli władz o świcie 13 grudnia, gdy poinformowali o rozpoczynającym się stanie wojennym. Prymas pojechał do Częstochowy na zaplanowane spotkanie ze studentami Po drodze napotykał patrole i posterunki wojskowe, jednak nie był przez nikogo zatrzymany.
Reklama
Na Jasnej Górze wśród młodzieży panowała wyraźna atmosfera buntu. Tam po raz pierwszy, jak mówił po latach, z bólem musiał hamować rewolucyjne nastroje. Mówił, że zło trzeba zwyciężać miłością. Odebrano te słowa krytycznie. Młodzi ludzie czuli się opuszczeni przez Kościół. Nie było wtedy szans na spojrzenie obiektywne: emocje były zbyt silne.
W warszawskim kościele Matki Bożej Łaskawej, gdzie wieczorem, po powrocie, gdzie Prymas wygłosił orędzie, atmosfera też była napięta, wystarczyła mała iskrę, by wybuchł wielki pożar. Prymas o tym wiedział. Tamto przemówienie Prymasa (analizowano je bez uwzględnienia kontekstu) uznano za stało się jedno z jego najbardziej kontrowersyjnych wystąpień.
Zawłaszczyły je też propagandowo władze stanu wojennego. Fragmenty nadawano w radiu i telewizji, tuż po oświadczeniu gen. Jaruzelskiego, tworząc zbitkę spójną z ideą stanu wojennego. Manipulacja wywoływała wrażenie, że Kościół sprzyja władzy.
Sterroryzowani przez wojsko
Wystąpienie, szczególnie, że zmanipulowane przez ludzi Jaruzelskiego, nie mogło być dobrze przyjęte przez działaczy „Solidarności” - tych internowanych, aresztowanych, i tych ukrywających się przed aresztowaniem. - Jako „Solidarność” byliśmy wtedy zawiedzeni jego słowami. Oczekiwaliśmy od Kościoła ostrej, jednoznacznej reprymendy wobec władz, ale tego zabrakło. Prymas, jak cały Episkopat, przyjął zbyt miękką formę, ustosunkowując się do wydarzeń stanu wojennego - komentował po latach Kornel Morawiecki, wówczas ukrywający się działacz związku, późniejszy lider „Solidarności Walczącej”. Krytyczne opinie pojawiały się również wśród duchownych.
Reklama
Według prof. Jana Żaryna, autora prac o stosunkach państwo-Kościół, słowa z 13 grudnia mocno wpisywały się w dążenie do biologicznej obrony narodu. - Nie wyobrażam sobie, by w 1981 r. Prymas zajął inne stanowisko - komentował prof. Żaryn.
Kiedy 15 grudnia zebrała się Rada Główna Episkopatu, w komunikacie biskupi stwierdzili: „Nasz ból jest bólem narodu sterroryzowanego przez siłę wojskową”, zwracając się z „gorącym apelem o zachowanie pokoju i panowanie nad namiętnościami i gniewem”. Żądali wolności dla internowanych i przywrócenia „Solidarności” możliwości działania, chcieli cofnięcie zasadniczych decyzji władz stanu wojennego.
Publiczne odczytanie apelu byłoby kłopotliwe dla władz. Dlatego, na „kategoryczną prośbę” gen. Jaruzelskiego, Prymas odstąpił od zamiaru odczytania tego tekstu w kościołach. Na tej decyzji Prymasa mogła zaważyć zamordowanie przez ZOMO dziewięciu górników w kopalni Wujek.
W kościołach odczytano tylko przesłanie Prymasa, w którym brak było krytyki władz, postulatów uwolnienia internowanych i cofnięcia delegalizacji „Solidarności”. Prymas apelował: „Błagam Was, Bracia, w imię Boga zaklinam: nie podnoście nienawistnej ręki jeden przeciwko drugiemu. Zachowajcie spokój, nie sprowadzajcie na kraj i naród nieszczęścia”. - To była moja słabość - mówił po latach o tej podmianie.
Przeżywamy dramat
Reklama
Ówczesna postawa prymasa Glempa w tym czasie stanowiła kontynuację myśli wielkiego poprzednika. Nie działał przy tym sam i na własną odpowiedzialność. Decyzje konsultował z władzami Episkopatu. Także papież Jan Paweł II dawał do zrozumienia, że popiera postawę Prymasa. Już 13 grudnia Papież mówił w Rzymie: „Nie może być przelana polska krew, bo zbyt wiele jej wylano, zwłaszcza czasu ostatniej wojny. Trzeba uczynić wszystko, aby w pokoju budować przyszłość Ojczyzny”.
Kiedy do Rzymu udał się 21 grudnia bp Dąbrowski, sekretarz generalny Episkopatu, Papież prosił go, by Prymas nadal trzymał tę samą linię. Z tej rozmowy z Ojcem Świętym bp Bronisław Dąbrowski zdał biskupom relację na posiedzeniu Rady Głównej. „Do Papieża dotarło przemówienie Księdza Prymasa wygłoszone 13. Grudnia 1981 r. w kościele Matki Bożej Łaskawej w Warszawie. Prosił, by Księdzu Prymasowi za nie w szczególny sposób podziękować, bo odpowiadało jego stanowisku. Niektóre zdania z niego cytował w swoim przemówieniu. Trzeba otoczyć opieką Naród, żeby nie poszedł na drogę samobójstwa. Obecnie przeżywamy dramat, ale może dojść do tragedii. Ojciec Święty bardzo liczy na jedność w Episkopacie” można przeczytać w protokole autorstwa bp. Bronisława Dąbrowskiego, jaki zachował się w archiwum Episkopatu. Te słowa utwierdziły Prymasa w przekonaniu o słuszności obranej drogi.
Jak oceniano po latach, Prymas czuł się w tamtym szczególnym czasie odpowiedzialny za cały naród, zgodnie z polską tradycją, upatrującą w godności prymasa rolę interreksa. Choć nawet w kręgach kościelnych, zbierał cięgi, publicznie nie bronił się przed oskarżeniami. Uważał on, że to cena jego misji. Realizował to, co uważał za słuszne bez względu na krytykę.
Odpowiedzialny za naród
Reklama
Tym bardziej, że podejmował konkretne działania na rzecz uwięzionych i ich rodzin. Po pierwszym posiedzeniu Episkopatu w stanie wojennym wydano komunikat, do którego prymas dołączył tzw. Pro Memoria, dokument przeznaczony tylko dla biskupów. Prosił, aby występowali do komisarzy o zwolnienie internowanych, szczególnie ojców i matek rodzin i chorych. Zobowiązał ich też, by zabiegali o możliwość odwiedzin u internowanych w czasie świąt, by wspierali rodziny internowanych.
Już 17 grudnia, mimo niesprzyjających okoliczności, powołał Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Komitet zbierał i przekazywał potrzebującym pieniądze, żywność, odzież, leki dostarczane z Europy zachodniej. Powstała sekcja prawna, która pomagała ludziom w rozwiązywaniu konkretnych problemów sądowych i sekcja lekarska. Pomagano w znalezieniu pracy osobom szykanowanym.
Sam Prymas angażował się w wiele działań, np. odwiedzał obozy dla internowanych. Ale nic dziwnego: w ludziach „Solidarności” widział potrzebujących pomocy. Także dzięki temu Kościół stał się przestrzenią wolności dla Polaków, dzięki Kościołowi „Solidarność” mogła przetrwać.