KS. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Proszę opowiedzieć o sobie, o swojej pracy...
Reklama
KS. DR KAZIMIERZ KUREK SDB: - Po ukończeniu szkoły podstawowej w rodzinnej miejscowości Klonowa uczęszczałem do Liceum Ogólnokształcącego w Złoczewie, gdzie po raz pierwszy nawiązałem kontakt z siostrami klaweriankami, misjonarkami pracującymi wówczas w Szwajcarii, które przysyłały mi wydawane na Zachodzie „Echo z Afryki”. Później studiowałem na Akademii Medycznej w Łodzi. Tam trafiłem do duszpasterstwa akademickiego „Węzeł”, znanego z tego, że po raz pierwszy zorganizowało Festiwal Piosenki Religijnej „Sacrosong” (1969 r.). To było znakomite miejsce formacji. Nasz duszpasterz - ks. Antoni Gabrel, salezjanin, zachęcał, aby wybrać sobie stały dzień na swoją formację duszpasterską. Uczestniczyłem w konwersatorium z katolickiej nauki społecznej, ucząc się myśli społecznej Kościoła. Po ukończeniu studiów pracowałem trzy lata jako lekarz. Potem podjąłem formację w Zgromadzeniu Salezjańskim. Po nowicjacie odbyłem studia filozoficzno-teologiczne w Lądzie. W 1983 r. otrzymałem święcenia kapłańskie. Po dwóch latach pracy zostałem powołany do pracy na stanowisku krajowego duszpasterza rodzin. Moim zadaniem była m.in. realizacja programu w zakresie odpowiedzialnego rodzicielstwa, organizowanie poradnictwa rodzinnego. Współpracowałem przy powstającej wówczas ustawie o prawnej ochronie dziecka poczętego, a po przełomie roku 1989 jako duszpasterstwo rodzin byliśmy zaangażowani w promocję Karty Praw Rodziny, powstawanie stowarzyszeń rodzin katolickich, organizowanie domów samotnej matki, katolickich ośrodków adopcyjnych i w inicjatywy związane z zadaniami ówczesnej Komisji Episkopatu Polski ds. Rodzin.
Po 11 latach pracy realizowałem dalej misję naszego zgromadzenia, pracując w Warszawie, w Łodzi, a obecnie w Płocku, gdzie m.in. prowadzimy takie akcje, jak: nauka starszych Internetu czy wspieranie misji.
- Proszę wyjawić, co wpłynęło na to, że młody lekarz wybrał życie zakonne i właśnie tę wspólnotę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Od 20 lat w akademickim kościele św. Teresy w Łodzi pracują salezjanie. Niewątpliwie zaważył tu niezwykły charyzmat ks. Gabrela, który, jako młody kapłan, zaprosił nas na kościelną inaugurację roku akademickiego, a potem do ośrodka duszpasterskiego. Wtedy dowiedziałem się, kim są salezjanie, a jednocześnie poczułem się potrzebny i przydatny. Po latach wybrałem właśnie to zgromadzenie. Pomogły mi w tym również sylwetki salezjańskich braci męczenników oraz praca misjonarzy na świecie, prowadzących różne dzieła, m.in. szkoły i oratoria.
- Proszę nam przybliżyć sylwetkę św. Jana Bosko.
Reklama
- Studium życia ks. Bosko pozwala zrozumieć jego powołanie, głęboko naznaczone tchnieniem Ducha Świętego. Znaczące są jego sny z okresu dzieciństwa, młodości, które ukazywały mu przyszłe pole pracy i wierność Bożym zamysłom. Ks. Bosko pragnął, żeby młody człowiek się uczył, ale żeby też miał gdzie mieszkać, spać, żeby miał czas na modlitwę i uczestniczył w godziwej rozrywce. Starał się dać odpowiedź na te proste potrzeby, respektujące jednak godność osoby. Jako jeden z pierwszych w dziejach Kościoła ks. Jan Bosko wprowadził system umów społecznych z pracodawcami, których on sam był gwarantem. Pracodawca zobowiązywał się m.in. do tego, żeby podopiecznym dać czas wolny na wejście do oratorium. Młodzi ludzie mogli więc się uczyć, ale także uczestniczyć w życiu religijnym i w godziwej rozrywce.
- Dlaczego św. Jan Bosko zajął się w swoim duszpasterstwie szczególnie młodymi chłopcami?
- Ówczesne realia były takie, że dziewczętami zajmowali się już inni. Ksiądz, który potrafi wychodzić na boisko, grać w piłkę, organizować zabawy - to było wówczas nie do pomyślenia. Warto w tym miejscu nawiązać do jednego ze snów ks. Bosko, który ujrzał rzesze bijących się chłopców, a potem usłyszał z ust Wspomożycielki Wiernych: Pan Jezus daje ci Matkę, która nauczy cię, jak młodych ludzi w baranki przemienić. Wychowanie chłopców całe lata stanowiło - i będzie stanowić w przyszłości - zasadniczą domenę naszej pracy wychowawczej.
- Na czym polega salezjański charyzmat wychowawczy?
Reklama
- Należy podkreślić, że za czasów ks. Bosko dominowały bursy, ówczesne szkoły. Działalność wychowawczą rozpoczynały też parafie. Wyraźna była również salezjańska troska o misje - nasi misjonarze wyjeżdżali wtedy m.in. do Argentyny.
Ks. Bosko miał niezwykły zmysł Kościoła, co wyrażało się w wielkim posłuszeństwie wobec następcy św. Piotra oraz w trosce o to, by jak najwięcej młodych ludzi wychować do obecności w Kościele. Na pewno służyła temu cała salezjańska działalność wychowawcza i rozwijające się szkoły wszystkich szczebli, łącznie z uniwersytetami. Charyzmat salezjański zatem to wychowanie do obecności w Kościele. Chodzi o przeżywanie Kościoła w domu, w parafii, w organizacjach społecznych. Nieraz stawiam dzisiejszym dyrektorom szkół pytanie, czy gdy wręczają świadectwa maturalne, pomyślą, czy ich wychowankowie są przygotowani do założenia trwałego małżeństwa i rodziny. To jest najpełniejsza odpowiedź na pytanie o wychowanie, które prowadzimy w szkołach.
- Czy rzeczywiście udaje się realizować ten charyzmat dzisiaj w polskim społeczeństwie?
- Prowadzimy szkoły wszystkich szczebli - podstawowe, gimnazjalne, ponadgimnazjalne. Dają one szansę skorzystania z wychowania, którego celem jest ukształtowanie dobrych chrześcijan i uczciwych obywateli. Kiedy przyszliśmy do Polski - już ponad 100 lat temu - niewątpliwie były inne warunki, a potem wojna zniszczyła wiele naszych dzieł. Po wojnie je odtwarzaliśmy. Komuniści, niestety, zlikwidowali szkolnictwo katolickie, zadając cios narodowi i Kościołowi. Przetrwały tylko niektóre placówki, m.in. w Oświęcimiu. Dzisiaj jest szansa, żeby to szkolnictwo się rozwijało. Każda parafia ze swej natury ma obowiązek edukacyjny, ma tworzyć takie możliwości i szanse. Obecnie powstają ośrodki wychowawcze, np. w Różanymstoku - dla młodych ludzi, którzy weszli w kolizję z prawem, w Trzcińcu. Prowadzimy także szkoły profilowane, szkoły artystyczne, szkołę muzyczną w Lutomiersku. Warunki pozwalają na tego typu działalność, tylko potrzeba odwagi do zakładania wciąż nowych placówek edukacyjnych, poczynając od przedszkoli, do czego katolicy mają pełne prawo.
- Czy w duchowości salezjańskiej dostatecznie wybrzmiewa założenie, że mamy być dobrymi nauczycielami i wychowawcami, dobrymi organizatorami życia szkolnego?
Reklama
- Szkoły katolickie odrodziły się po 1989 r., mają więc zaledwie 20 lat. Stosunkowo niedawna to przeszłość, czas odtwarzania chrześcijańskiej tkanki, budowania świadomości, że np. nauczyciel jest zarazem świadkiem prawdy, a więc świadkiem Chrystusa w szkole. Stąd postulat, by w szkole katolickiej nie pracował nauczyciel rozwiedziony. Te sprawy muszą być jasno ustawione i do nich odwołuje się cały system naszego wychowania i kształcenia.
Szkoła ma być także miejscem wspólnoty Kościoła, przeżywającej również wspólnie najważniejsze wydarzenia historyczne oraz praktyczną solidarność z ubogimi. Przykładowo: szybki i spontaniczny odzew winny wywoływać wielkie kataklizmy - na tym polega zadanie wychowania do wrażliwości. Na pewno absolwent szkoły katolickiej powinien być bardziej sprawny i kompetentny zarówno w Kościele, jak i w społeczeństwie.
Nasze wychowanie jest także wychowaniem do dobrego korzystania ze środków przekazu, również tych katolickich. To szczególne zadanie, żeby potem spełnić swoją misję jako dobry chrześcijanin i uczciwy obywatel.
- Salezjanie to także wielki dział misyjny...
Reklama
- Co roku uroczyście wysyłamy ekspedycję misyjną. Często są w niej polscy misjonarze salezjańscy, udający się do różnych państw misyjnych. Z całego świata napływają wciąż prośby o misjonarzy salezjańskich. Pierwszą taką ekspedycję osobiście wysyłał do Argentyny ks. Bosko. Obecnie misje salezjańskie są nawet w Mongolii, ale ciągle potrzebuje nas Afryka. Zaczął się także etap misji w Europie. Chcemy na nowo rozbudzić wiarę i pasję życia duszpasterskiego w Europie Zachodniej.
Na terenach misyjnych organizowana jest przede wszystkim edukacja, by dać ludziom szansę udziału w życiu społecznym. Budujemy szkoły i ośrodki wychowawcze. Z tym wiąże się potrzeba wyposażenia pracowni komputerowych, ławek, zeszytów itd. Wspomagamy wychowanków misyjnych także różnego typu stypendiami, żeby mogli kończyć studia w wybranych ośrodkach, również w Polsce. Pojawia się też nowa forma pracy, jaką jest wolontariat misyjny, do którego są zapraszani ludzie młodzi. Wyjeżdżają oni na tereny misyjne na określony czas, by wspomagać misjonarzy. Przywożą stamtąd nieocenione doświadczenia, dzięki którym tutaj, w kraju, może być podtrzymywany zapał misyjny. Otwierają się także możliwości wyjazdu na misje dla ludzi starszych, którzy są często wysokiej klasy specjalistami, a przechodzą na emeryturę. Przodują pod tym względem nauczyciele języków obcych czy inżynierowie, architekci. Z powodzeniem mogą oni pracować na terenach misyjnych przez określony czas. W skali świata misje salezjańskie wnoszą spory wkład w całą działalność cywilizacyjno-kulturową Kościoła, ukazując, jak może funkcjonować społeczeństwo oparte na wartościach ewangelicznych.
- Gdyby ktoś chciał pomóc misjom salezjańskim - jak może to zrobić?
- Praktyczne pomaganie można zacząć od żarliwej modlitwy. Następnie poszukać kontaktu czy to z placówkami księży salezjanów, czy z wyspecjalizowanymi ośrodkami, jak np. Salezjański Ośrodek Misyjny w Warszawie lub ośrodki misyjne w Krakowie. Każda nasza prowincja, inspektoria, ma dział misyjny i jest szansa nawiązania kontaktu - choćby uczestnicząc w ogólnopolskiej akcji „Adopcja na odległość”. Przez tę akcję wiele osób czy rodzin wspiera kształcenie konkretnych dzieci lub młodzieży z terenów misyjnych.
Ostatnio rozwija się akcja „Makulatura na misje”, mająca na celu pomoc misjom w Sudanie. Rozwija się ona w wielu miastach w Polsce i stwarza warunki do bardzo szerokiego uczestnictwa w dziele pomocy misjom. Tę pomoc mogą oferować również osoby niezamożne. Przynosząc jeden czy kilka kg makulatury, ludzie otrzymują obrazek-podziękowanie i czują się przez to bardziej potrzebni. Potwierdzają to liczne nasze rozmowy. Dzięki tej działalności w tej chwili można już przeznaczyć środki na 4 pierwsze studnie w Sudanie Południowym. Niezwykłą rolę odegrała tu „Niedziela”, za co bardzo dziękuję Księdzu Redaktorowi i całemu Zespołowi. Dzięki tej pracy poszerza się świadomość misji, ludzie mogą na stronach internetowych zobaczyć placówki misyjne i mieć swój udział w pomaganiu misjom.
Myślę, że to jest również znak dla nas, mieszkańców Polski, iż w pomoc misjom można włączyć wielką liczbę wolontariuszy, choćby poprzez proste gesty. Po prostu trzeba rozpowszechniać konkretne informacje, że gdzieś potrzeba np. 100 zeszytów, 15 ławek, kilka komputerów, a ludzie są niezwykle wrażliwi i ofiarni.