Starość nie musi kojarzyć się z samotnością lub z etatem babci niańki. - Wszystko zależy od nas samych - mówi pani Teresa. - Wcześniej drżałam na samą myśl o odwiedzinach syna i synowej. Sprzątałam, gotowałam, piekłam smakołyki. Pewnego razu byłam bardzo zmęczona, bolała mnie głowa, synowa nie pomogła mi zrobić nawet herbaty. Powiedziałam dość! Oni nie doceniają moich starań. Zmieniłam się. Przecież ich wizyta to nie jest wielkie święto i nic się nie stanie, kiedy nie będzie ciasta na stole. Ten dodatkowy czas, wcześniej wykorzystywany na sprzątanie, poświęcam sobie. Nie tylko mam większy szacunek do samej siebie, ale w oczach syna i synowej czuję się silniejszą kobietą.
Co tu robi Ciechocinek?
Reklama
- Obiegowo traktuje się kobiety dojrzałe. A przecież wiek nie jest żadną granicą. Nawet po sześćdziesiątce należy z radością myśleć o życiu. Wszystko przede mną - należy mówić. Trzeba czerpać z życia radość i więcej skupiać się na sobie - mówi p. Jadwiga Till.
- Co tu robi Ciechocinek? - takie pytanie usłyszała pani Jadwiga, kiedy pierwszy raz pojawiła się na siłowni. Dziś jest tam witana przyjaźniej. Emeryci na siłowni, gdzie ćwiczą kulturyści i młodzi ludzie? Osoby starsze zaczynają łamać utarte konwenanse. - Ruch jest życiem, życie jest ruchem - taką zasadę wyznaje pani Jadwiga, i kiedy wstaje rano, dzień rozpoczyna gimnastyką. Przed lustrem powtarza: - Jestem najważniejsza - to dewiza kolejnego dnia życia i każdego następnego. Kiedy my szanujemy siebie, inni ludzie szanują nas. Ważne są ćwiczenia i koordynacja ruchowa, to wpływa na nasze samopoczucie. - Dużo chodzę, maszeruję. Kocham morze, uwielbiam spacery wzdłuż plaży - wyznaje. Rytuałem stała się pobudka o 6 rano i spacery brzegiem morza. - Dzięki temu nie zażywam leków od kilku lat - dodaje.
Czas odejścia na emeryturę był czasem radości. Wówczas pani Jadwiga poświęciła się pomocy przy wychowywaniu wnuczki. Dużo czytała, rozwiązywała krzyżówki, ale to było za mało. Spotkała wspaniałych ludzi w Związku Niewidomych, z którym sympatyzuje do dziś. Później obserwowała, jak działa komitet tworzący Uniwersytet Trzeciego Wieku. Dziś jest wiceprezesem.
Pani Jadwiga oczekuje od młodych ludzi jedynie zrozumienia. - Młodość szybko przemija - podkreśla. - Przecież emeryci także kiedyś byli młodymi ludźmi.
Pani Jadwiga pisze wiersze. - Chwyciłam za długopis, ale powinnam dostojnie pisać swoje myśli i wizje piórem - opowiada o swojej twórczości. - Mam przy tym wytchnienie i radość. Poruszam fakty ludzkiego losu, które są nierozerwalnie związane z życiem, miłością i śmiercią. Ale jestem anonimowym egzemplarzem. Piszę dla siebie, czasem tylko dzielę się z przyjaciółmi. W wierszach zastanawiam się nad sensem istnienia. Zadaję sobie pytania o kwestie dotyczące życia i natury człowieka. Życie zaskakuje nas i nie oszczędza. To dlatego wypowiadając się przez wiersze, spowiadam się i wyjaśniam. Oczyszczam się wewnętrznie. Zapisując wypowiedzi, coś tworzę. Tak właśnie rodzi się to słowo pisane żarliwie, gwałtownie, namiętnie, pełne znaków zapytania. I wykrzykników z dedykacją dla ukochanych wnuczek, by oceniły życie babci. Uważam, że w życiu liczą się odwaga, pasja i marzenia. A najbardziej odwaga wprowadzania marzeń w życie. Świat, który dzięki komputeryzacji staje się płaski, stawia przed nami coraz to nowe wyzwania. Trzeba temu sprostać. Ale warto mieć coś tylko dla siebie i zajmować się tym, co sprawia radość i zadowolenie. To mi daje Uniwersytet Trzeciego Wieku - dlatego działam i łamię konwenanse - dodaje pani Jadwiga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Spełnione marzenia
Reklama
Pani Jagoda wraz ze swoim mężem Ryszardem do Przedborowej przeprowadzili się z Wrocławia w 2009 r. Tu znaleźli swoje miejsce na ziemi, korzystając z nowego życia, które - zaczyna się po sześćdzięsiesiątce - jak mówi pani Jagoda. Dziś oboje nie wyobrażają sobie życia w mieście. - Na emeryturze tylko na wsi - mówią. Zerwali też ze standardowym obrazem emeryta w mieście, siedzącego w oknie i obserwującego otaczający świat. Pełni życia i energii do działania kupili własne 800 m2, bo los jest przekorny - jak mówi pani Jagoda. Dom miał być malutki nieopodal lasu, w naszych górach, bo są przyjazne i dla wszystkich.
W 2006 r. pani Jagoda ukończyła kurs agroturystyczny. W nowym miejscu też prowadzi agroturystykę pod pięknym szyldem: „Zajazd Sielska Kraina”. Dom remontowany jest stopniowo. Dekoratorką wnętrz jest pani Jagoda, kuchnię urządziła w stylu wiejskim, jeden z pokoi w stylu pałacowym, każde z pomieszczeń ma swoją nazwę. Każda rzecz w tym domu posiada duszę, nie znalazła się w nim przypadkowo. Pani Jagoda wyszukuje bibeloty i meble na najróżniejszych targach staroci, w antykwariatach, w sklepach z meblami stylowymi, a później wszytko ze sobą zestawia, tworząc całość i dopełnienie. Pan Ryszard większość prac remontowych przeprowadził sam. To złota rączka, wstaje o świcie i zabiera się do swoich zadań. Do tego jeszcze jest przykładnym mężem i pomaga żonie w codziennych obowiązkach.
Pani Jagoda to miłośniczka literatury. Działa w radzie sołeckiej. Szybko z mężem zaaklimatyzowali się w nowym środowisku. - Ludzie są zżyci ze sobą, każdy się zna - opowiadają. To jeden z aspektów, który tak bardzo urzeka w wiejskim życiu.
Małżeństwo ma troje dzieci, dwóch synów i córkę, a także czworo wnuków. Którzy często odwiedzają dziadków i mają przygotowane dla siebie pokoje.
Uniwersytet Trzeciego Wieku
Reklama
To wspaniałe, że osoby w kwiecie wieku chcą działać, chcą się realizować. Emerytura to doskonały czas na samorealizację, na znalezienie chwil dla siebie, to czas, w którym można pomyśleć wyłącznie o sobie.
- Oczywistą sprawą jest, że działalność tego typu boryka się z najróżniejszymi problemami, których jest wiele - mówi p. Grażyna Kwiecińska, prezes UTW. Przeciwności, jakie napotyka na drodze, może wymieniać jednym tchem, nie to jest jednak ważne. Najważniejsi są studenci, którzy chcą uczestniczyć w zajęciach, dla których jest to wielka radość. Te zajęcia aktywują ich do działania. Pomimo swego wieku chcą chodzić na najróżniejsze fakultety, dzielą się swoimi pasjami, odnajdują inne, mają towarzystwo, z którym lubią się spotykać, wspólnie rozwiązują problemy, jakie na ich drodze stawia życie. Uniwersytet kładzie duży nacisk na kulturę. Odbywają się wyjazdy do teatru, opery, organizowane są spotkania i wieczorki poetyckie. Postawiono na sprawność ruchową i umysłową, a co za tym idzie, na pełną aktywację seniorów.
W trakcie mojego spotkania z panią prezes do siedziby uniwersytetu zaglądnęły studentki. Pomimo przerwy wakacyjnej i letniej pory w domu jakoś jest tak smutno, więc za zajęciami tęskni się. Pani Danuta i Jadwiga zadowolone z działalności uniwersytetu opowiadały o początkach, o zajęciach, problemach i radościach, jakie niesie za sobą wiek emerytalny, i inicjatywach, w jakich uczestniczą. - Pracujemy z pasją i społecznie - podkreśliła pani Jadwiga - mamy dużo motywacji do działania. Uśmiechnięte twarze i zadbane sylwetki obu pań świadczą o kondycji, jaką się cieszą, a którą wspierają w trakcie najrozmaitszych zajęć.
Związki i stowarzyszenia
Ludzie starsi są aktywowani w rozmaity sposób. Sami także tworzą koła zainteresowań i stowarzyszenia. Pani Ola młodość spędziła na Syberii. Dziś działa w Związku Sybiraków. - Kiedy my umrzemy, to znaczy moje pokolenie, nikt nie będzie pamiętał o wydarzeniach, które odcisnęły piętno na tych, którzy byli świadkami II wojny światowej.
Pani Ola opowiada nie tylko swoim wnukom i prawnukom o tym, co spotkało ją na Syberii. Opowiadała także swoim uczniom, bo była nauczycielką. Dziś opowiada o tym w swoich przejmujących wierszach i na różnego rodzaju spotkaniach dotyczących tamtych wydarzeń.
Pan Jan z kolei jest Kresowiakiem. Wraz z zaprzyjaźnionym księdzem odtwarzają historię rodzinnej miejscowości położonej nieopodal Lwowa. Szukają starych fotografii, dokumentują historię wsi, kiedy jeszcze należała do Polski. Szukają dawnych mieszkańców, spisują wspomnienia. - Zawsze marzyłem o tym, by pisać. Wcześniej nie było na to czasu. Pracowałem jako księgowy. Kiedy tylko odszedłem na emeryturę, zacząłem się poświęcać dla społeczeństwa. Wystartowałem w wyborach na radnego, później założyłem lokalną gazetę. Czasem pisuję do czasopism pszczelarskich, bo pszczoły to moja pasja. Chcę poszerzać swoją wiedzę, dużo czytam i szukam coraz to nowych inspiracji - wyznaje.
Moherowa babcia? To nie ja!
Pani Zofia chodzi do kościoła każdego dnia. Mieszka na wsi, więc nie ma możliwości zapisać się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, jednak cały czas jest w ruchu. Znajduje czas dla siebie, dla domu i dla koleżanek. - Lubię się ładnie ubrać, spotkać z koleżankami i poplotkować. Wcale nie jestem moherem - jak mówią w telewizji - denerwuje się. - Chodzę do kościoła. Bóg jest ważny w moim życiu i w życiu mojej rodziny, i to nie jest żaden wstyd. PKS u nas na wsi nie kursuje w wakacje, bo dzieci do szkoły nie jeżdżą, więc z wyjazdem do miasta jest problem. Mąż boi się wsiadać za kierownicę, bo nie jeździ już tak dobrze jak dawniej, nie widzi. Nie proszę go, żeby mnie woził do miasta. Wcale nie jest prawdą, że tam jest więcej rozrywek - mówi. Pani Zofia należy do Róż Różańcowych, udziela się w radzie parafialnej, należy do Koła Gospodyń Wiejskich, a także śpiewa w wiejskim zespole ludowym. - Nasza wieś ma niewiele ponad 800 mieszkańców, a rozrywek u nas pod dostatkiem - mówi. - Trzeba tylko chcieć i nie zamykać się w domu. Nie jestem moherem, jak na swój wiek jestem całkiem młodzieżowa - mówi szeptem i puszcza oczko.
Nie trzeba bać się starości. Starość to naturalna kolej rzeczy, ostatni przystanek w życiu człowieka, ostatni etap jego rozwoju. Nie jest jednak początkiem końca i wielką tragedią, od której trzeba się uchronić na wszelkie możliwe sposoby. Człowiek powinien z godnością i dumą nosić zmarszczki na twarzy, bo to nie jest przekleństwo, to oznaka doświadczenia, zrozumienia i życiowej mądrości. Starość to czas, w którym człowiek powinien skupić się na sobie. Wszystko, co miał zrobić dla innych, już wykonał. Pracował, wychowywał dzieci, później wnuki. Teraz nadeszła pora na podróże, nieograniczony czas na oddanie się pasji bądź po prostu spędzanie życia na odpoczywaniu.