Europejski kocioł pomysłów na walkę ze stagnacją gospodarczą kipi jak nigdy dotąd. Brukselskie szczyty coraz bardziej przypominają wieżę Babel. Tandem niemiecko-francuski rozpadł się, czyniąc przywódców tych państw liderami przeciwstawnych obozów. W centrum uwagi znalazły się euroobligacje, a stosunek do pomysłu ich wyemitowania wskazuje przynależność do poszczególnej frakcji. Ale to zamieszanie ma głębsze podłoże, wynikające z pytania o to, jak ożywić gospodarkę w strefie euro? Z tym wiąże się inna ważna sprawa - czy wspólna waluta ma w ogóle sens i kto tak naprawdę na tym korzysta? Tego węzła nie da się rozwikłać bez powrotu do źródeł integracji europejskiej i rewizji sposobu budowania UE.
Merkel - tylko kosmetyczne zmiany
Reklama
Najbardziej zachowawcze stanowisko prezentuje kanclerz Angela Merkel. Nie mogąc zignorować wyników wyborów we Francji i narastającej presji na podjęcie działań pobudzających gospodarkę, rząd Niemiec przygotował pakiet nowych rozwiązań. Proponuje utworzenie specjalnych stref ekonomicznych w krajach pogrążonych w recesji, czyli np. w Grecji, Hiszpanii i Portugalii, a być może także we Włoszech. W strefach tych wprowadzone byłyby dodatkowe ulgi podatkowe i złagodzone przepisy np. w zakresie bhp czy ochrony środowiska. To powinno przyciągnąć nowe inwestycje i wykreować dodatkowe miejsca pracy. Temu mają towarzyszyć zmiany w kodeksach pracy umożliwiające szybsze zwolnienie pracownika oraz reforma w kształceniu zawodowym, które powinno łączyć teoretyczną naukę w szkole z praktycznym przyuczeniem do zawodu w przedsiębiorstwie. Rozwiązania te sprawdziły się w Niemczech i teraz Berlin chciałby to zaaplikować wszystkim innym.
Nie są to złe propozycje. Warto, aby każdy rząd się nimi zainteresował i rozważył ich wprowadzenie. Jednak choroba strefy euro na tyle jest już zaawansowana, że potrzebuje o wiele bardziej radykalnej terapii. Emisja euroobligacji gwarantowanych przez wszystkie kraje strefy euro, w tym Niemcy, znacząco podniosłaby ich wiarygodność i przez to wpłynęła na obniżenie oprocentowania. Dla tych państw, które pogrążają się w recesji i swoje papiery dłużne sprzedają za coraz wyższe odsetki, byłaby to znacząca praktyczna pomoc. Berlin nie chce na to przystać, bo wziąłby bezpośrednią odpowiedzialność za wypłacalność potencjalnych bankrutów. Ale zwolennicy euroobligacji argumentują, że skoro największe korzyści ze wspólnej waluty ma gospodarka niemiecka, nie może się uchylać od takiej odpowiedzialności i mają dużo racji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Klaus - zrewidować proces integracji
Inni przywódcy chcą o wiele więcej. Prezydent Francji François Hollande szuka własnej drogi. Wbrew ogólnej tendencji zapowiedział, że aby otworzyć możliwości pracy dla młodych w wybranych zawodach, obniży wiek emerytalny. Gruntownej przebudowy całego unijnego gmachu zażądał natomiast znany z krytycznego stosunku do integracji europejskiej prezydent Czech Václav Klaus. Przypomina on starą prawdę, że polityka i ideologia nie mogą rządzić gospodarką, bo zawsze wcześniej czy później prowadzi to do katastrofy. Jego zdaniem, dzisiaj w Europie dominuje „zielona” ideologia i proponuje, aby ekologom zakazać narzucania kontroli nad ekonomią „pod sztandarem błędnych idei, takich jak doktryna globalnego ocieplenia”. Konieczne jest też zredukowanie wydatków państwowych i odejście od „flirtów z rozwiązaniami bazującymi na podwyżce podatków”. Unia Europejska powinna zrezygnować z nadmiernej centralizacji, harmonizacji, standartyzacji i subwencji oraz dać członkom strefy euro możliwość wyjścia z niej i powrót do własnej waluty. Klaus domaga się zrezygnowania z planów unii fiskalnej i powrotu do demokracji, która jest możliwa tylko na poziomie państw narodowych.
Ale nie brakuje też znanych z wcześniejszego okresu wezwań do reformy UE w kierunku przeciwnym, czyli dalszej centralizacji i pogłębienia integracji. Na czele zwolenników takich rozwiązań stoi premier Hiszpanii Mariano Rajoy. Jego zdaniem, konieczne jest kolejne przeniesienie suwerenności państw narodowych na poziom UE poprzez utworzenie nowej europejskiej władzy fiskalnej. Miałaby ona kierować polityką w strefie euro, harmonizować politykę fiskalną państw członkowskich i prowadzić scentralizowaną kontrolę finansów publicznych. A premier Włoch chce „federalizacji” systemu bankowego przez system wspólnych gwarancji Eurolandu dla depozytów czy też przez możliwość dokapitalizowywania banków pieniędzmi Eurolandu właśnie przez tę nową unijną instytucję z ominięciem rządów ich rodzimych krajów. Najwyraźniej liderzy tych państw silnie powiązani z sektorem bankowym są na tyle przestraszeni sytuacją społeczno-gospodarczą, że są gotowi oddać Berlinowi jeszcze więcej władzy, byle tylko zechciał wziąć na siebie spłatę długów. To, co powstrzymuje kanclerz Merkel przed skorzystaniem z tej okazji to tylko obawa, czy możliwości Niemiec pozwolą na udźwignięcie takiego ciężaru. Bo problemy narastają, dlatego że nie ma wzrostu gospodarczego i sama obsługa długu nie przyniesie trwałej poprawy.
* * *
BogusławKowalski
Publicysta i polityk specjalizujący się w polityce gospodarczej, wiceminister transportu w latach 2006-2007, poseł na Sejm RP w latach 2007-2011