Reklama

Biednemu zawsze wiatr w oczy

Niedziela Ogólnopolska 2/2011, str. 16-18

Dominik Różański

mówi prof. Andrzej Kaźmierczak

mówi prof. Andrzej Kaźmierczak

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Alicja Dołowska: - Jaki będzie rok 2011, Panie Profesorze?

Prof. Andrzej Kaźmierczak: - Przed rozważaniem o tym, co nas czeka, warto podsumować rok miniony. A był to rok bardzo umiarkowanego sukcesu. Obserwowaliśmy w gospodarce pewne pozytywne tendencje, ale niestety - zwłaszcza w sferze społecznej - wiele negatywnych zjawisk. I w tym sensie, mimo dosyć umiarkowanego i relatywnie wysokiego w porównaniu z innymi krajami wzrostu gospodarczego - 3-3,5 proc., trudno powiedzieć, że nastąpiła poprawa sytuacji materialnej Polaków. Po prostu pracownicy nie skorzystali z owoców przyrostu PKB. Płace realne pracowników w sektorze przedsiębiorstw rosły poniżej 1 proc. Płace sfery budżetowej, z wyjątkiem nauczycieli, były zamrożone. Nastąpiło dalsze rozwarstwienie materialne społeczeństwa. Utrzymało się bardzo wysokie bezrobocie, które znów zaczyna rosnąć i dochodzi do 12 proc.

- Byłoby jeszcze większe, ale za granicą pozostaje 1,5 mln Polaków. A ci, którzy w Irlandii wskutek kryzysu stracili zatrudnienie, wolą żyć tam z zasiłku niż wracać do kraju.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- To jest miara sytuacji materialnej Polaków, pokazująca, że niewiele się zmieniło. Proces emigracji trwa i nie ma powrotów. Z tego będzie wynikać bardzo wiele negatywnych konsekwencji dla polskiej gospodarki. Mam tu na myśli bardzo trudną sytuację Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, otwartych funduszy emerytalnych i finansów publicznych. Nie mówiąc już o podaży rąk do pracy wysoko wykwalifikowanej kadry. Dramatem jest też fakt, że kształcimy ludzi, którzy następnie emigrują. To jest rzecz niepojęta.

- W sytuacji wysokiego bezrobocia to być może jedyny posag, jaki możemy im dać.

- To jest - można powiedzieć - szczęście w nieszczęściu. W tym sensie, że ci ludzie mogą szukać innych rozwiązań, bo Polska może im zaoferować niewiele. Nadal w bardzo złej sytuacji pozostają rodziny najbiedniejsze. W tej sferze nie tylko nic się nie poprawiło, ale wręcz jest gorzej. Od 2006 r. nie ponosi się progów dochodowych, uprawniających do korzystania z pomocy społecznej, a sytuacja najbiedniejszych warstw społeczeństwa ciągle się pogarsza. Jest rzeczą niebywałą, że Rada Ministrów odrzuciła porozumienie zawarte przez partnerów społecznych i przedstawicieli rządu w Komisji Trójstronnej, dotyczące podwyższenia kryteriów dochodowych uprawniających do tych świadczeń. To dowód lekceważenia i pozorowania dialogu społecznego. Decyzje rządu uderzają w tym przypadku w najsłabsze grupy. W ubogich pracujących oraz w najuboższe rodziny żyjące poniżej minimum egzystencji, czyli na granicy biologicznego wyniszczenia. Ogólnie rzecz ujmując, w wyniku procesów inflacyjnych wartość naszych zasobów materialnych i wynagrodzeń stopniowo maleje. Następuje dalsze rozwarstwienie materialne społeczeństwa. To, niestety, negatywny objaw sytuacji gospodarczej.

- Ale na czym się oszczędza, Panie Profesorze, na zasiłku pogrzebowym…

Reklama

- Zawsze największe koszty budżetowych oszczędności ponoszą ludzie biedni. Obserwując rozwiązania, które mają zmierzać do zmniejszenia deficytu budżetowego, widać ewidentnie, że nadal tak jest. Bo skoro serwuje się społeczeństwu podwyżkę VAT-u, to ona przecież najdotkliwiej dotknie ludzi mniej zamożnych. Jeżeli opóźnia się podwyższenie progów uprawniających do świadczeń społecznych, chociaż inflacja rośnie, to znaczy, że najwyższe koszty tego zaniechania płacą ludzie biedni. Jeżeli zamraża się wynagrodzenia w sferze budżetowej, to też tych kosztów nie ponoszą bogaci. Problem polega na tym, aby te koszty ponosili ci, którzy zarabiają więcej, głównie przedsiębiorcy. A tu widać drastyczny spadek wpływów z podatków - mam na myśli podatek dochodowy od osób prawnych CIT. Pojawia się pytanie: dlaczego obserwujemy spadek dochodów od przedsiębiorstw, skoro przyrost wpływów podatkowych z tego źródła powinien podążać przynajmniej w tempie zbliżonym do wzrostu dochodu narodowego? To przecież przedsiębiorcy tworzą dochód narodowy, zatrudniają pracowników, a zatem i wpływy od ich zysków powinny rosnąć. Akurat w tym segmencie negatywne zjawiska są największe. Obserwujemy nie tyle wolny przyrost, ile wręcz bezwzględny spadek wpływów od podatków CIT. Mam wrażenie, że już doszliśmy do takiej sytuacji, iż przedsiębiorstwa płacą podatek dochodowy, jaki uznają za stosowny. Do tego stopnia posunięta jest nieudolność organów skarbowych w ściąganiu tego podatku. Poza nieudolnością pozostaje jeszcze kwestia umiejętności zmierzenia zdolności podatkowej, ale dane statystyczne ewidentnie pokazują, że tym przedsiębiorcom za rządów liberalnych rzeczywiście żyje się najlepiej.

- Jaki zatem będzie rok 2011?

- Chyba jednak będzie kontynuacją roku poprzedniego. Niewątpliwie z powodu wyborów parlamentarnych władza okaże się jeszcze w tym roku łaskawa dla obywateli, bo jednak bardzo jej na głosach wyborców zależy. Stąd zdecydowane działania fiskalne w kierunku ograniczenia deficytu budżetowego zostaną odłożone na czas po wyborach. A do tego momentu będą podejmowane wyłącznie doraźne rozwiązania, zmierzające do zamazania wielkości deficytu budżetowego, upiększenia sytuacji fiskalnej, kontynuacji polityki pokrywania wszelkich potrzeb przez astronomiczną emisję obligacji państwowych, czyli narastanie długu publicznego, przez dalsze zadłużanie się w kraju i za granicą. A po wyborach się zobaczy. Ale wtedy władzy nie będzie już zależało na wyborcach.

- Dla ratowania budżetu państwa niektórzy ekonomiści radzą ograniczenie wydatków na cele socjalne, ale przecież one są w Polsce na niskim poziome.

Reklama

- Ograniczenie wydatków socjalnych wpędziłoby w kompletną nędzę miliony ludzi. Pamiętajmy, że około 2 mln Polaków żyje już poniżej poziomu minimum egzystencji. Ograniczanie świadczeń społecznych nic dobrego nie przyniesie. Trzeba wprowadzać długookresowe rozwiązania strukturalne i instytucjonalne, które w sposób trwały, a nie tylko efekciarski, przed wyborami, zmniejszą wydatki budżetowe. Wydaje mi się - będę tu kontrowersyjny - że w wydatkach na armię można zaoszczędzić, bez umniejszania jakości stanu obronności kraju. Jest w tym obszarze sporo marnotrawstwa. Trzeba ewidentnie zmniejszać emerytury i wydłużać wiek emerytalny w resortach siłowych, gdyż wydatki są tam bardzo duże. I na pewno należy zwiększać długość aktywności zawodowej Polaków. Taka jest tendencja w całym świecie i tego nie unikniemy.

- Jak Pan ocenia pomysł wpływów do budżetu przez szybką prywatyzację? Szykuje się skok na Lasy Państwowe... Czeka energetyka...

- Jestem przeciwny prywatyzacji, której celem jest łatanie dziury budżetowej, z czysto ekonomicznego względu. Przedsiębiorstwa, które rząd chce sprywatyzować, są stabilnym, długofalowym źródłem dochodów państwa. To jest - przepraszam za truizm - podcinanie gałęzi, na której siedzimy. Jeżeli je sprzedamy, pozbędziemy się wpływów z zysku tych przedsiębiorstw, które są bardzo wysokie i pewne na długie lata. Bo sektor energetyczny i Lasy Państwowe są sektorami bardzo rentownymi. Prywatyzacja uratuje sytuację na chwilę. Poza tym istnieje jeszcze kwestia branż strategicznych. Jeżeli pozbędziemy się sektora energetycznego i przejdzie on w obce ręce, to przedsiębiorstwa zagraniczne będą nam dyktowały ceny swoich usług. Skutki tego odczują konsumenci energii, bo będzie to oznaczało podwyżki cen. Po prywatyzacji państwo nie będzie bowiem miało wpływu na ceny. To jest drugi skutek. I kolejny - strategiczny, że w skrajnej sytuacji sektor energetyczny w obcych rękach może służyć naciskom politycznym.

- Czy jako specjalista od bankowości uważa Pan, że dobrze się stało, iż sprzedaliśmy prawie wszystkie polskie banki?

Reklama

- To była transakcja nieopłacalna. Na przykładzie Banku PKO SA ewidentnie widać, że sprzedaliśmy go za bardzo niską cenę równowartości 4-letniego zysku, a jest to kura znosząca złote jaja. I gdyby ten bank funkcjonował z dominującym udziałem kapitału państwowego, państwo mogłoby partycypować w zyskach, jakie obecnie osiąga Bank PKO SA i inne sprzedane, dochodowe banki. One się przecież na rynku utrzymały. Nie mówiąc już o tym, że wpływy ze sprzedaży były śmiesznie niskie. Zasiliły budżet tylko jednorazowo, a teraz na tym tracimy. Była wtedy taka koncepcja: sprzedać bank właścicielowi zagranicznemu, poprawić jakość usług, unowocześnić te banki, wprowadzić nowe technologie, nową filozofię zarządzania, tak aby stały się nowoczesne, w dobrze pojętym interesie klientów. Jest to bardzo słaby argument, dlatego że polskie banki, które nie zostały sprzedane, trudno posądzić o gorszą technologię czy wykazać, iż nie podążają za bankami zagranicznymi. A w przypadku sprzedanych - trudno powiedzieć, by wprowadziły do polskiej bankowości jakąś rewolucję technologiczną. Stąd uważam, że był to błąd.

- Mimo deklaracji premiera Donalda Tuska, że Polska przyjmie euro w 2012 r., odradzał Pan prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu zgodę na wchodzenie do strefy euro w tym terminie, argumentując, że okazałoby to się dla Polski niekorzystne. Miał Pan rację, ekonomiści teraz uważają, że nieprzyjęcie euro uratowało nas przed głębszym kryzysem. Czy euro może zabić Europę?

Reklama

- Strefa euro nie spełnia fundamentalnych kryteriów optymalnego obszaru walutowego. Teoria ekonomii określiła warunki, które są niezbędne, by jakakolwiek strefa walutowa przetrwała i przynosiła korzyści krajom członkowskim. Strefa euro ich nie spełnia, zawiera w sobie ewidentne sprzeczności, które ją rozsadzają. Podstawową wadą strefy euro jest to, że wspólna waluta umożliwia politykę nadmiernych deficytów budżetowych. A konkretnie - umożliwia jeszcze przez długi okres nadmierną emisję obligacji skarbowych w sposób niezauważalny. Później trudno się z tym uporać, pojawia się problem nadmiernych deficytów i konieczność rozwiązania kwestii nadmiaru obligacji, które ktoś musi przecież sfinansować. Jest jeszcze jedna sprzeczność tkwiąca w strefie euro. Tworzą ją kraje o nierównym poziomie rozwoju gospodarczego, nierównym poziomie kosztów pracy, co powoduje coraz większy rozdźwięk w konkurencyjności poszczególnych gospodarek. To sprawia, że jedne kraje korzystają na strefie euro, bo są bardzo konkurencyjne - tam jednostkowe koszty pracy spadają, np. w Niemczech. Ale są też kraje, gdzie z różnych względów mechanizm rynkowy nie działa sprawnie, przyrost jednostkowych kosztów pracy jest wysoki, a to powoduje, że przy danym poziomie kursu euro gospodarki tych krajów stają się cenowo niekonkurencyjne, co w konsekwencji pogarsza ich kondycję ekonomiczną. Na naszych oczach sytuacja się różnicuje i na dłuższą metę jest nie do utrzymania.

- Nie wierzy Pan w niewidzialną rękę rynku?

- Nie wierzę, dlatego żeby sprawnie funkcjonowała, trzeba jej pomóc przez różne rozwiązania instytucjonalne. Lepszego od rynkowego sytemu nie wynaleziono. Na pewno konkurencja jest czynnikiem pozytywnym. Teoria ekonomii rozstrzygnęła też, że przedsiębiorstwo prywatne jest bardziej efektywne od państwowego. Jednak w obszarze sektora prywatnego jest wiele patologii zakłócających działania mechanizmu rynkowego. Trzeba go nieustannie korygować, żeby działał sprawnie. W szczególności zaś trzeba stwarzać warunki pełnej konkurencji, przeciwdziałać tworzeniu się struktur oligopolistycznych i cichych zmów. To jest, oczywiście, proces i nigdy pełnego sukcesu nie osiągniemy. Trzeba jednak to robić. Dosyć skutecznie udają się takie działania na Zachodzie i są tego widoczne owoce.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Misja bez granic: ochronki Bojanowskiego w służbie dzieciom

2025-11-14 16:13

[ TEMATY ]

dzieci

bł. Edmund Bojanowski

siostry służebniczki

ochronki

@Vatican Media

Ochronki Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, prowadzone według charyzmatu bł. Edmunda Bojanowskiego, działają nie tylko w Polsce. Te wyjątkowe miejsca opieki i wychowania dzieci cieszą się zaufaniem rodzin między innymi w Brazylii, Kazachstanie, Szwecji i na Białorusi - wszędzie tam, gdzie posługują siostry ze zgromadzenia powołanego przez o. Bojanowskiego. 14 listopada przypada 211. rocznica jego urodzin.

Ochroniać życie na każdym jego etapie, prowadzić dzieci od najmłodszych lat tak, by wzrastały harmonijnie w świecie zabawy, nauki i wartości - to misja, którą wyznaczył zgromadzeniu o. Bojanowski w drugiej połowie XIX wieku. Choć program pedagogiczny tworzył on w tak odległym czasie, jest on aktualny również dziś.
CZYTAJ DALEJ

Łódź: Koncert - A to Polska właśnie!

2025-11-15 10:41

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

Łódź: Koncert - A to Polska właśnie!

Łódź: Koncert - A to Polska właśnie!

Oberki, kujawiaki, krakowiaki czy poloneza zaprezentowali artyści z Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” podczas koncertu w Łodzi.

„A to Polska właśnie” to program Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. St. Hadyny pod dyrekcją Zbigniewa Cierniaka, z którym wyruszył w jubileuszową trasę koncertową w Polsce, prezentując kanon polskiego tańca narodowego i ludowego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję