Reklama

Kolęda małego szlachcica

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Franek nie miał krzty wątpliwości, że nad jego rodziną ciążyła od dawna najprawdziwsza klątwa. Jeśli jednak ktoś myśli, że chodzi o klątwę rzuconą przez jakiegoś mściwego czarownika czy zawistną wiedźmę, to bardzo się myli. Według Franka bowiem, klątwa nad jego domem - a raczej dworem, bo rodzina chłopca jako rodzina szlachecka mieszkała w ślicznym, murowanym dworku - zaciążyła przez ni mniej, ni więcej tylko przez… karpie. Tak, tak. Karpie. Czyli ryby będące tradycyjnym polskim przysmakiem wigilijnym. Franek akurat był zdania, że karpi nie można określać mianem przysmaku, bo żeby coś mogło zostać nazwane przysmakiem, już z zasady powinno być smaczne. A karpie, według Franka, były nie tylko niesmaczne, ale w dodatku tłuste i pełne drobnych ości, których pieczołowite wybieranie z mięsa ryby odbierało wigilijnemu daniu resztki szans na to, by można uznać je za przysmak. Na tym jednak karpiowe nieszczęścia Franka się nie kończyły. Musicie bowiem wiedzieć, że nasz nienawidzący karpi bohater urodził się w rodzinie, która słowo „karp” miała w swoim nazwisku! Czyż to nie ironia losu? Nasz mały szlachcic nazywał się po prostu Franciszek Karpiński! A jakby jeszcze tego było mało, jego tata, Andrzej Karpiński, był smakoszem ryb i zatrudnił w swoim dworku w Hołoskowie kucharza, który miał niezwykły talent do dań rybnych. Kucharz ten nazywał się Cezary Rybitwa i pewnego dnia wymyślił, że rozsławi dwór Karpińskich potrawami z karpia przyrządzanymi na wiele niepowtarzalnych sposobów. W domu Franka jadało się więc karpia z orzechami, z farszem z kaszy gryczanej, karpia z suszonymi śliwkami czy w okresie świąt Bożego Narodzenia - z cynamonem i imbirem. A kiedy w dworku odbywały się przyjęcia, kucharz Rybitwa dwoił się i troił, by zrobić dodatkowe wrażenie na gościach swojego pana. I np. wymyślił pieczonego karpia podanego w gorącym, chrupiącym kuferku. Ten ostatni nie był niczym innym niż pachnącym, świeżym chlebkiem, któremu kucharz Cezary nadał formę małego kuferka. Rodzice Franka byli dumni z tego, że dwór Karpińskich - herbu Korab zresztą - zasłynął w okolicy z wybornych dań z karpia, a rozżalony Franek zastanawiał się, czy jego nazwisko naprawdę musi się wiązać z tą okropną, tłustą, pełną ości rybą. Czy nie mogłoby dla przykładu mieć związku z nazwą herbu Korab właśnie? Ot, choćby Korabowski? Albo Korabski? Kiedy pytał o to ojca, ten ze śmiechem tłumaczył mu, że korab to okręt. A okręt, jak wiadomo, pływa po morzach - dodawał pan Karpiński. - A morze jest, oczywiście, pełne ryb! Więc i tak na jedno wychodzi, synku!
- Ale nie karpi! - wołał zrozpaczony Franek. - Karpie żyją przecież w słodkich wodach!
Teraz chyba rozumiecie, skąd w głowie Franka pojawiła się myśl o karpiej klątwie, która zawisła nad jego życiem.
Pewnego dnia jednak stało się coś, co obudziło we Franku iskierkę nadziei na odczarowanie swojego karpiowego fatum. Nauczyciel chłopca, pan Juliusz Makowski, odkrył, że jego nienawidzący karpi uczeń ma zadatki na prawdziwego poetę. Natychmiast powiadomił o tym rodziców chłopca i poprosił, by zakupili dla niego kilkanaście zeszytów, zwanych wtedy kajetami, i tuzin buteleczek atramentu, by przyszły twórca poematów mógł sobie w wolnych chwilach swobodnie spisywać rymy, które pojawią się w jego głowie. Pan Makowski nie omieszkał też wspomnieć, że dobrze byłoby zakupić w mieście kilka tomików wytrawnej poezji, którą Franek mógłby studiować w długie zimowe wieczory. Bo wieczory takie właśnie nadciągały, kończył się bowiem październik i dni skracały się coraz bardziej.
- Ten chłopiec zostanie kiedyś wielkim poetą - zakomunikował z najwyższą powagą pan Makowski państwu Karpińskim. - I rozsławi ród Karpińskich w sposób, jakiego nawet szanowni państwo nie są sobie w stanie wyobrazić!
- Franio rozsławi nasz dom jeszcze bardziej niż karpie kucharza Rybitwy? - roześmiał się dumnie pan Andrzej Karpiński.
- O wiele bardziej - odparł pan Makowski, a potem, włożywszy ciepły płaszcz i melonik, ukłonił się na pożegnanie i chwilę później odjechał swoim powozem.
Wieści o świeżo odkrytym talencie małego szlachcica szybko rozniosły się po okolicy. Dotarły między innymi do księdza proboszcza parafii, do której należeli Karpińscy, i który od czasu do czasu jadał w ich dworku wymyślne potrawy z karpia. Pewnego grudniowego poranka ksiądz dobrodziej zajechał do dworku w Hołoskowie i zapytał Franka, czy w związku z tym, że Pan Bóg obdarował go talentem poetyckim, chłopiec nie zechciałby obdarować parafialnego kościoła kolędą swego autorstwa, która zostałaby uroczyście odśpiewana na najbliższej Pasterce przez organistę, a potem przez wszystkich parafian. I śpiewana byłaby już co roku w święta. Franek poczuł się tą prośbą nie tylko wyróżniony i zaszczycony, ale po raz kolejny zrozumiał, że pokonanie ciążącej nad nim klątwy znienawidzonego karpia jest jak najbardziej możliwe. Zgodził się więc natychmiast na propozycję księdza.
- Miałbym jednak, drogi chłopcze, pewne życzenia - zaznaczył proboszcz, siedząc za wielkim, dębowym stołem, przykrytym haftowanym obrusem. - Otóż chciałbym, by w tej kolędzie była zawarta prośba o błogosławieństwo Bożego Dziecięcia dla naszej ojczyzny, dla wszystkich wiosek w naszej parafii i lasów naszych szlachciców. I jeśli by ci się udało, moje dziecko, to wkomponuj we wszystkie zwrotki tej kolędy takie oto zdanie: „A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami”. Myślisz, że da się to zrobić?
- Oczywiście - przytaknął podekscytowany Franek.
- Nie wiem, dlaczego - zamyślił się dobrodziej - ale nie mogę przestać myśleć o tym, że takie zdanie powinno być w tej naszej parafialnej kolędzie. Dziwne, prawda?
Franek nie odpowiedział. Zamyślił się nagle głęboko i wydawał się zupełnie nie słyszeć, co ksiądz proboszcz do niego powiedział. Zauważyła to mama, Rozalia Karpińska, i od razu skarciła syna za niegrzeczną postawę. Jednak chłopiec zamiast przeprosić, spojrzał na proboszcza radośnie i zawołał:
- Mam! Mam jedną zwrotkę! Niech ksiądz posłucha!
„Podnieś rękę, Boże Dziecię,
błogosław ojczyznę miłą,
w dobrych radach, w dobrym bycie,
wspieraj jej siłę swą siłą.
Dom nasz i majętność całą
i wszystkie wioski z lasami…
- … a Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami!” - dopowiedział natychmiast rym uradowany jak dziecko kapłan. - Brawo, chłopcze! Cudownie!
Franek pobiegł szybko po swój kajecik do zapisywania wierszowanych pomysłów i po pióro, a gdy zapisał ułożoną już zwrotkę, do saloniku wszedł tata i zaproponował, by w kolędzie pojawiło się też coś o karpiach.
- Nigdy - mruknął Franek. - To moja kolęda i nie będzie tu nawet jednej rybiej łuski!
- Czyżbyś nadal nie lubił ryb, moje dziecko? - zapytał nieco zdumiony ksiądz proboszcz. - To niedobrze. Ryby są bardzo zdrowe. A poza tym, mój mały poeto, sam Pan Jezus jadał ryby. I św. Piotr. I wszyscy inni Apostołowie. I Matka Boża zapewne też je jadła.
- Właśnie! - przytaknęła proboszczowi mama.
- To, że Pan Jezus jadał ryby, nie musi od razu oznaczać, że je lubił - zachichotał Franek.
- Dobrze, dobrze, mądralo - spoważniał proboszcz. - Ja teraz wracam do siebie, a ty popracuj nad drugą zwrotką.
- Ta jest druga - odparł chłopiec ku zdumieniu rozmówców. - Jednak na razie będzie pełniła rolę pierwszej. Prawdziwą pierwszą zwrotkę ułożę dopiero wtedy, gdy będę już dojrzałym poetą. Bo tylko dojrzały poeta może tworzyć kolędowe perełki. Nie wiem jeszcze, o czym ta zwrotka będzie mówiła, ale wiem, że będzie się rozpoczynała od słów: „Bóg się rodzi” - rozmarzył się Franek.
- I na pewno będzie się kończyła zdaniem: „A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami”! - podsumował projekcję małego szlachcica gość w sutannie.
Gdy ksiądz proboszcz odjechał, Franek wrócił do stołu, na którym leżał jego kajecik, by dokończyć spisywanie swej pierwszej kolędy. Ale nad kajecikiem stał właśnie jego tata i głośno odczytywał zapisane strofy kucharzowi Cezaremu:
„…Dom nasz i majętność całą - deklamował z namaszczeniem - i wszystkie rzeki z karpiami, a Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami!”.
- A zarzekałeś się, Franiu, że nie będzie ani słowa o karpiach! - roześmiał się kucharz Rybitwa, a zaraz po nim wybuchnął śmiechem pan Andrzej Karpiński, który sprytnie przeinaczył słowa powstającej kolędy.
- Ależ się was żarty trzymają - pokręcił z niesmakiem głową młody poeta. - Jeszcze zobaczycie, że za 100 lat nazwisko Karpiński będzie się Polakom kojarzyło tylko z tą kolędą! A nie z jakimś karpiem w śmietanie!
I wyobraźcie sobie, że tak właśnie się stało. Kolęda „Bóg się rodzi”, którą po raz pierwszy opublikowano w 1792 r., a więc 218 lat temu, stała się najważniejszą polską kolędą. A Franek wyrósł na wielkiego poetę, który prócz mnóstwa wspaniałych wierszy ułożył jeszcze teksty kilku innych pieśni, śpiewanych do dziś w polskich kościołach.

KONIEC

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Francja: wyjątkowa Wielkanoc z rekordową liczbą nowych katolików

2024-03-26 18:40

[ TEMATY ]

Francja

twitter.com

Kościół we Francji przygotowuje się w do wyjątkowej Wielkanocy z kolejną rekordową liczbą katechumenów. Choć dokładne dane nie zostały jeszcze ogłoszone, to szacuje się, że chrztów dorosłych będzie w tym roku o co najmniej 30 proc. więcej. To prawdziwa epidemia, a raczej niespodziewany cudowny połów - przyznaje ks. Pierre-Alain Lejeune, proboszcz z Bordeaux.

Zauważa, że wszystko zaczęło się półtora roku temu, kiedy do jego parafii zgłosiło się w sprawie chrztu kilkadziesiąt osób, tak iż obecnie ma osiem razy więcej katechumenów niż dwa lata temu. Początkowo myślał, że to przejaw dynamizmu jego parafii. Szybko jednak się przekonał, że nie jest wyjątkiem. Inni proboszczowie mają ten sam «problem», są przytłoczeni nagłym napływem nowych katechumenów.

CZYTAJ DALEJ

Przerażające dane: 1937 osób między 15. a 17. rokiem życia skorzystało w ub.r. z tabletki "dzień po"

2024-03-27 09:25

[ TEMATY ]

Pigułka „dzień po”

Adobe Stock

Minister zdrowia Izabela Leszczyna poinformowała, że w ubiegłym roku 15-latki stanowiły 2 proc. osób korzystających z tabletki "dzień po". Dodała, że w tym czasie 1937 osób między 15. a 17. rokiem życia skorzystało z tabletki "dzień po".

W połowie marca Andrzej Duda zapowiedział, że nie podpisze ustawy, "która wprowadza niezdrowe, chore i niebezpieczne dla dzieci zasady". Jego zdaniem tabletka "dzień po" dostępna bez recepty dla osób niepełnoletnich jest "daleko idącą przesadą". Według prezydenta tabletka nadal powinna być wydawana na receptę, a w przypadku dziewczynek jej zażycie powinno być "decyzją rodzica".

CZYTAJ DALEJ

Rozważania na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego: szatan połknął haczyk

2024-03-28 23:26

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Materiał prasowy

Jak wygląda walka dobra ze złem na zupełnie innym, nieuchwytnym poziomie? Jak to możliwe, że szatan, będący ucieleśnieniem zła, może zostać oszukany i pokonany przez dobro?

Zagłębimy się w niezwykłą historię i symbolikę Hortus deliciarum (grodu rozkoszy) Herrady z Landsbergu (ok. 1180). Ten odcinek to nie tylko opowieść o starciu duchowych sił, ale także głębokie przemyślenia na temat tego, jak każdy z nas może stawić czoła pokusom i trudnościom, wykorzystując mądrość przekazywaną przez wieki.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję