Reklama

Życie buduje się na miłości

Wypadek samochodowy, który przed paroma laty przeżył Radosław Pazura, był momentem zwrotnym. Popularny aktor uznał, że życie, jakie dotąd wiódł, było pozbawione głębszego sensu, bo brakowało w nim miłości do Boga

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy zrozumiałem, że mogłoby mnie nie być, że dzieliły mnie minuty od śmierci, poczułem, że to wszystko stało się po coś. Zostałem uratowany, bym przyjrzał się sobie, swojemu życiu i znalazł czas na to, by je zmienić - wspomina Radosław Pazura. Przyznaje, że mimo iż „swoje odklęczał jako ministrant w kościele” i był człowiekiem wierzącym, do Boga zbliżył się pełniej dopiero po wypadku. Wtedy przeżył duchowy przełom. Dotąd żył jak dziecko szczęścia, zachłyśnięty sukcesem. Wydawało mu się, że wszystko zależy od niego, wszystko może, że kieruje własnym losem. - A tak nie jest, Bóg nami kieruje - mówi teraz Pazura.
Założył też fundację „Krewniacy”, której celem jest popularyzacja honorowego krwiodawstwa i zbieranie środków na ambulanse. Traktuje to jak spłacanie długu, bo kiedy ważyły się losy jego życia i śmierci, przeszedł dwie transfuzje, bez których by nie przeżył.

Od futbolu do aktorstwa

Radosław Pazura urodził się w Tomaszowie Mazowieckim, ale wychował w Niewiadowie, u boku starszego brata Cezarego, który był oczkiem w głowie rodziców. To na Czarka chuchano i dmuchano, a jemu w rodzinnym domu dano więcej swobody. Jak powiada, chodził samopas. Wysportowany, w szkole podstawowej kopał piłkę w drużynie futbolowej MKS Niewiadów. Potem w Liceum w Tomaszowie Mazowieckim grał w trzecioligowym klubie „Lechia”. Piłka była jego całym światem, wydawało się, że już tak zostanie.
O zmianie zainteresowań zdecydowała choroba. Kiedy z jej powodu nie mógł brać udziału w treningach, zapisał się do szkolnego kółka teatralnego i zaczął chodzić na próby sztuki Stefana Żeromskiego „Uciekła mi przepióreczka”. Zagrał w tym przedstawieniu, potem w drugim - „Generał Sułkowski”. Startował też w konkursach recytatorskich i nawet je wygrywał. Wspomina, że za recytację wiersza otrzymał w nagrodę 50 zł. To było dużo, zważywszy, że jego miesięczne kieszonkowe wypłacane przez rodziców wynosiło 5 zł. Pomyślał sobie wtedy, że pewnie z aktorstwa można nieźle żyć.
Na pewno decyzja starszego brata Cezarego, który wybrał aktorstwo, popchnęła do tego zawodu również Radosława. Zdał do warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Niechętnie ją wspomina. Z zespołem profesorów nie miał najlepszych kontaktów. Wcale nie przez brak talentu. Raczej przez krnąbrność. Gdy na pierwszych zajęciach Aleksandra Śląska spytała studentów, dlaczego wybrali właśnie szkołę aktorską, inni mówili o natchnieniu i misji, on, że chciał być rozpoznawany w dyskotece. Po pół roku studiów bez słowa opuścił szkołę i… wyjechał do Austrii. Był rok 1988. Dusił się w Polsce, uważał, że nikt się nie poznał na jego talencie, że może za granicą otworzą się dla niego szanse. Sześć miesięcy spędził w obozie dla uchodźców, szlifował niemiecki, pracował na budowie. Ale w Polsce po „okrągłym stole” zmieniła się sytuacja polityczna i wrócił.
Jednak gdy zgłosił się do warszawskiej szkoły teatralnej, by kontynuować studia, postawiono przed nim szlaban. Zamknęły przed nim swoje podwoje również warszawskie teatry. Wtedy zdał do łódzkiej filmówki i tam powiodło mu się lepiej. Kontakt z profesorami był wspaniały. Twierdzi, że wszystkiego, co umie, nauczył się w „filmówce”. Po półrocznych zajęciach załatwił sobie indywidualny tok studiów i skończył szkołę na trzecim roku. W Łodzi, zaraz na pierwszym roku, przyszły filmowe role. A potem rozwiązał się worek kolejnych propozycji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Notoryczni narzeczeni

W „filmówce” poznał Dorotę Chotecką i zaczęli stanowić nierozłączną parę. Piękni, młodzi, bojowo nastawieni do życia, chcieli z niego czerpać garściami. Czerpali. Radek zadebiutował w serialu „Pogranicze w ogniu” i dostał niewielką rolę studenta Rafała w filmie Jacka Bromskiego „Szczęśliwego Nowego Roku”. To z kolei zaowocowało główną rolą w filmie Juliusza Machulskiego „Szwadron”. Musiał wtedy dokonać wyboru, bo równocześnie Andrzej Wajda złożył mu propozycję głównej roli w „Pierścionku z orłem w koronie”. Zdecydował się na Machulskiego. Odtąd grał dużo. Lubił twarde i męskie role, dlatego grał w filmach Pasikowskiego. Dorota też sporo grała. W filmach kinowych oraz telewizyjnych serialach i spektaklach. Mnogość propozycji w filmie i telewizji nie pozwoliła Radosławowi Pazurze zaangażować się w aktorstwo teatralne. Przez cały okres kariery właściwie zagrał tylko raz na scenie Teatru na Woli w sztuce „Cud na Greenpoincie”.
Z Dorotą żyli w zawrotnym tempie. Pierwszy wypadek samochodowy, który zdarzył się, gdy maluchem wracali z nocnej imprezy, potraktowali jako zbieg okoliczności. Radek zasnął za kierownicą, a z malucha została nagle kupa żelastwa. Właściwie nic się nie stało, bardziej interesowały ich wtedy koszty i kłopoty związane z ukryciem zdarzenia przed rodziną niż zastanawianie się, czy to nie ostrzeżenie od losu. Ale kilka lat temu życie pełne imprez i atrakcyjnych wydarzeń zostało nagle zatrzymane przez tragiczny wypadek.
Prowadzący samochód aktor Waldemar Goszcz, znany z serialu „Adam i Ewa”, zginął na miejscu. Pazurze udało się przeżyć, choć na oddziale intensywnej terapii lekarze nie dawali gwarancji, bo nadzieja była nikła. Te dni, w które Dorota Chotecka, dziś jego żona, modliła się nieustannie, bardzo zmieniły życie obojga. Ona, dotąd z tlącą się zaledwie wiarą, w tych strasznych godzinach i dniach wiarę odzyskała. Tak jakoś się stało, że w chwilach cierpienia jej myśli i słowa samoistnie kierowały się do Boga. Udręczona czekaniem, czy Radek obudzi się ze śpiączki, i lękiem, że umrze, szeptała posłusznie: „Oddaję się Tobie, Boże, zrobisz jak chcesz”. Zawierzyła całkowicie. I prosiła, aby Bóg nauczył ją godzić się z tym, że ktoś bliski umiera, bo z jej narzeczonym było aż tak źle.
Dlaczego jedni po takim przeżyciu wiarę tracą, a inni odzyskują? Nie wiadomo. Tkwi w tym jakaś tajemnica. Otarcie się o śmierć Radosław Pazura uważa za błogosławieństwo, bo ta tragedia zmieniła życie jego i Doroty na lepsze. Poukładała, wzmocniła więzy. To był w ich związku egzamin dojrzałości. Dotąd notoryczni narzeczeni, z apetytem na życie, popularni w „kolorówkach”, nagle zdali sobie sprawę, że jeden moment potrafi zmienić życie. Zrozumieli też, jak bardzo się kochają. Przestraszyli się, że oto nagle jedno z nich mogłoby zostać bez drugiego. Dorota, która dotąd miała wątpliwości, zapragnęła wyjść za Radka, usankcjonować sakramentem małżeństwa ich ciągnący się kilkanaście lat związek na „kocią łapę”.
- Dostaliśmy czas, aby dojrzeć do wiary i do małżeństwa - mówi Radosław. Twierdzi, że Bóg daje mnóstwo szans, byśmy sami mogli do tego dojść. Tym razem oni z tej szansy skorzystali. Dotarło do nich, że prawdziwa miłość to dar i są sobie przeznaczeni.

Prawdziwe cuda

Pół roku o kulach, żmudna i bolesna rehabilitacja to dla Pazury nic, skoro w perspektywie rysowała się szansa założenia rodziny. Kiedy Dorota powiedziała, że chce za niego wyjść, dostał skrzydeł. Małżeństwo zmieniało wszystko. Niezależni imprezowicze, zazdrośni o siebie na filmowym planie, mieli stworzyć dom, poważnie myśleli o dziecku. Skończyli z „pokazywaniem się” na imprezach, z papierosami i alkoholem. Kolorowa prasa nie miała już z ich życia pożywki. A role filmowe i tak sypały się jedna po drugiej. Ostatnio oboje zagrali w „Ranczo Wilkowyje”, a ona prowadzi telewizyjny program „Baby room”. Radosław zagrał w filmie Rafała Wieczyńskiego „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. Ślub wzięli w kaplicy klasztoru we Frascati we Włoszech, spędziwszy wcześniej osobno czas na wyciszeniu. Pragnęli skupić się na małżeńskiej przysiędze. Radosław jest przekonany, że prawdziwe cuda zaczęły dziać się po zawarciu sakramentu małżeństwa. - Poczuliśmy w sobie rodzinę i to niebo naprawdę przyszło - mówi. Po długich latach oczekiwania urodziła się im córeczka Klara. - Nasz związek stał się pełniejszy i dojrzalszy. Traktuję to jak prawdziwy cud - przyznaje aktor.
Kłopotu narobiła tylko kolorowa prasa, która doniosła, że Pazurom urodziły się bliźniaki. To była plotka, ale znajomi dzwonili do nich i pytali z troską, czy czasem nie stracili dziecka.
Radosław twierdzi, że kiedy czyta Biblię, czasem czuje obecność Boga. - Tego uczucia nie umiem nawet opisać, po prostu wiem, że Bóg tu jest i przemawia właśnie do mnie. To jest niezwykłe i czuję wdzięczność, że mogę tego dostępować - zwierza się. Wie też, że gdyby miał przekazać tylko jedno przykazanie płynące z Biblii, byłoby to przykazanie miłości. - Wszystko jest w nim zawarte. Gdy kochasz Boga, to będziesz kochał bliźniego, a wtedy go nie skrzywdzisz. Nie zranisz, nie okradniesz, nie okłamiesz, nie zdradzisz. Bo kochasz - tłumaczy Radosław Pazura.

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją się cuda!

Niedziela Ogólnopolska 12/2024, str. 68-69

[ TEMATY ]

świadectwo

Karol Porwich/Niedziela

Jej prababcia i ojciec św. Maksymiliana Kolbego byli rodzeństwem. Trzy lata temu przeżyła nawrócenie – i to w momencie, gdy jej koleżanki uczestniczyły w czarnych marszach, domagając się prawa do aborcji.

Pani Sylwia Łabińska urodziła się w Szczecinie. Od ponad 30 lat mieszka w Niemczech, w Hanowerze. To tu skończyła szkołę, a następnie rozpoczęła pracę w hotelarstwie. Jej rodzina nigdy nie była zbytnio wierząca. Kobieta więc przez wiele lat żyła tak, jakby Boga nie było. – Do kościoła chodziłam jedynie z babcią, to było jeszcze w Szczecinie, potem już nie – tłumaczy.

CZYTAJ DALEJ

Św. Ekspedyt - dla żołnierzy i bezrobotnych

Niedziela łowicka 51/2004

Sławny - u nas mało znany

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie najemnikiem!

2024-04-19 22:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Archiwum bp Andrzeja Przybylskiego

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

21 Kwietnia 2024 r., czwarta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję