Dwa tygodnie temu wspomniałem o sakramencie pokuty i pojednania w kontekście adwentowych rekolekcji. Nie tak dawno zaś jeden z moich znajomych informatyków zasugerował mi, że w dobie rewolucji cyfrowo-informatycznej najlepiej byłoby mu się spowiadać przez Internet.
Zupełnie nie tak dawno temu (22 lutego 2002 r.) Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu wydała dokument „Kościół a Internet”, w którym znajdujemy takie słowa: „Rzeczywistość wirtualna nie jest zamiennikiem Realnej Obecności Chrystusa w Eucharystii, sakramentalnej rzeczywistości innych sakramentów i współudziału w kulcie sprawowanym w żywej wspólnocie. W Internecie nie ma sakramentów; a nawet doświadczenia religijne, możliwe w nim dzięki łasce Boga, nie są wystarczające w oderwaniu od współdziałania z innymi wiernymi w świecie rzeczywistym. To kolejny aspekt Internetu, który wymaga studium i refleksji. Jednocześnie plany duszpasterskie powinny uwzględniać, jak przeprowadzić ludzi z cyberprzestrzeni do prawdziwej wspólnoty i jak, poprzez nauczanie i katechezę, Internet może następnie być wykorzystany do podtrzymywania ich i umacniania w zaangażowaniu chrześcijańskim”.
Kościelny dokument nie pozostawia złudzeń. Spowiedź przez Internet nie jest możliwa. Oczywiście, dzięki internetowym zasobom możemy się do niej lepiej przygotować. Mało tego. Możemy się zwierzyć ze swoich problemów czy nawet grzechów. Nie otrzymamy jednak sakramentalnego rozgrzeszenia. W sakramencie pokuty i pojednania spotykamy się przede wszystkim z miłosiernym Bogiem. Kapłan wypowiada nad nami formułę rozgrzeszenia rozpoczynającą się od słów: „Bóg, Ojciec miłosierdzia…”. Nic zatem nie zastąpi osobowego spotkania z przebaczającym Stwórcą.
Na pewno Internet i wszystko, co wiąże się z jego używaniem, jest wielkim wyzwaniem nie tylko dla Kościoła katolickiego. Być może trzeba by powoli zastanawiać się nad jakąś formą duszpasterstwa w cyberprzestrzeni. W niektórych swoich przejawach ono już istnieje. Wystarczy wymienić choćby blogi prowadzone przez księży, a nawet niektórych biskupów.
Oczywiście, „cyberduszpasterze” („cyberksięża”) nie mogą pozostać wyłącznie w sieci. Ich wysiłki mają zmierzać do pokazania internaucie drogi do realnie istniejącej wspólnoty wiary. W moim przekonaniu wirtualny świat nigdy nie zastąpi żywej obecności drugiego człowieka. Zawsze bowiem świat Internetu pozostanie namiastką prawdziwego życia. Są rzeczywistości, których po prostu nie da się upchnąć nawet na najbardziej przepastnym serwerze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu