Jest w naszym życiu dużo mniejszych czy większych oczekiwań, ale jakie jest największe? Co będzie, gdy wszystkie się spełnią? Czy zostanie nam wtedy tylko czekanie na następny dzień, odcinek serialu, wiadomości, święta… śmierć?
Ilu z nas - jawnie czy skrycie - oczekuje na miłość? A czy ktoś - czekając na nią - kocha, czy nie? Głupie pytania…
*
Ta niepoprawna romantyczka Luiza była pewna - bo i wróżby, i sny, i jej przeczucia o tym mówiły - że do niej miłość przyjdzie od strony morza. Zakochiwała się więc w marynarzach, w rybakach, za każdym razem wierząc, że ten to już ów przeznaczony jej, a ona jemu. Kiedy okazywało się, że nie, robiła z tego dramat i znów czekała. Zaczęła chodzić codziennie nad morze, wstępując po drodze do kościółka, by swoiście „zamawiać” Pana Boga, by w końcu przyspieszył przeznaczenie. Nie odwiedzała sióstr z ich rodzinami, bo jakoś się u nich nie odnajdywała. Ostatnio zamknięto ulicę, więc przechodziła koło domu dziecka. Stało tam kilkoro dzieci wczepionych w siatkę. Jedno, takie umorusane, szepnęło przejmująco: - Chodź do nas. Przyspieszyła kroku, jakby bała się zarazić ich sieroctwem. Dziwne, bo to dziecko jakby ciągle czekało na nią z tą samą prośbą… I te jego oczy, przeraźliwie duże i smutne… Dziwne, ale pomyślała, że chciałaby mieć takiego brzdąca, patrzeć z bliska w takie oczy i zapalić tam jakieś jasne iskierki.
Uśmiechnęła się do tych myśli, a potem do tego dziecka, gdy znów usłyszała: - Chodź do nas. Ale mijała płot i szła uparcie nad morze, by wypatrywać spełnienia nieznośnego już oczekiwania. Tego dnia morze było przeraźliwie smutne, a potem zakryła je zupełnie mgła. A ona odczytała, że odwróciło się od niej… I nagle jedna myśl, jak błysk: „Trzeba zacząć żyć, a nie czekać na życie, jak w malignie!”. Zerwała się i pobiegła, chcąc spełnić prośbę tego dzieciaka. Przy płocie jednak nikogo nie było. Zadzwoniła. Wyszło właśnie to dziecko, wzięło ją za rękę i wprowadziło do pokoju z napisem: „Wychowawca”. Nikogo tu nie było, a nad biurkiem… seria jej zdjęć. No tak, z okna widać było plażę, a na parapecie leżał teleobiektyw… I wtedy wszedł tam młody mężczyzna. - Wreszcie! - powiedział. - Obserwuję cię już długo i fotografuję. Ślicznie wychodzisz… Właściwie to zakochałem się… Nie tylko ja, ale ta mała zza płotu też. Ona chyba cię wytęskniła, bo ja powiedziałem sobie, że nie zrobię kroku, jeśli ty tu nie przyjdziesz na prośbę małej… A dziś, gdy odwróciłaś się od morza, to wiedzieliśmy oboje, że…
*
Tak bardzo chcemy, by się nam spełniało to i owo, i jeszcze miłość (nawet późna), ale czy się pomyśli, że swoim życiem trzeba spełnić czyjeś oczekiwanie tu i w wieczności?
Pomóż w rozwoju naszego portalu