Reklama

Świąteczna baśń

Chłopiec z zapałkami

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Hosi tak naprawdę miał dwa imiona: Hans Christian. Obydwa bardzo lubił i zupełnie nie rozumiał, dlaczego wszyscy w domu zwracają się do niego właśnie „Hosi”. Skończył wprawdzie dopiero 7 lat i rzeczywiście nie wyglądał jak dorosły mężczyzna, ale od dawna tak się czuł, więc uważał, że imię Hosi zupełnie do niego nie pasowało.
- Hosi!... - zawołała pewnego dnia mama, której imię również bardzo mu się podobało, bo dokładnie ją opisywało. „Linda” znaczyło bowiem dokładnie tyle, co „ładna”. - Ubierz się ciepło, na dworze jest dziś straszny mróz. Pójdziesz do szewca Jensena i zaniesiesz do naprawy zimowe buty ojca.
- Wolałbym, mamo, abyś nie mówiła do mnie Hosi. Tak mówi się do małych dzieci. Dlaczego dałaś mi imiona Hans Christian, skoro zwracasz się do mnie zupełnie inaczej? - spytał, wkładając wełnianą czapkę.
- Jeszcze kiedyś będziesz tęsknił za tym, by wołano na ciebie Hosi! - roześmiała się mama i wręczyła mu parę zniszczonych butów. - Dzieckiem jest się bardzo krótko, nawet się nie spostrzeżesz, a będziesz Hansem. I tak już zostanie do końca twojego życia.
- Nie mogę się doczekać - mruknął i wyszedł.

*

Za drzwiami ich małego domku szalał grudniowy wiatr i roznosił po całym miasteczku, zwanym Odense, resztki suchych liści. Szewc Karl Jensen miał swój zakład nieopodal rynku. Hosi nie lubił tam chodzić. Było to ciemne, duszne miejsce, pełne starych, zniszczonych butów. Popchnął mocno ciężkie drewniane drzwi i zobaczył panią Jensen tnącą wielkimi nożycami resztki czerwonej skóry. Pani Anna czasami pomagała mężowi w pracy.
- Dzień dobry, nazywam się Hans Christian Andersen - powiedział z powagą Hosi - przyniosłem do naprawy zimowe buty ojca.
- Ależ poznaję cię, Hosi! - roześmiała się szewcowa. - Połóż je obok pieca i powiedz ojcu, że postaram się zrobić na jutro. Możesz też powiedzieć mamie, że przed Bożym Narodzeniem będziemy mieli w sprzedaży kilka par tanich butów dla dzieci.
- A co pani zrobi z tej skóry? - makowy odcień czerwieni przykuł uwagę chłopca.
- Te buciki właśnie... Prawda, że będą ładne? A ty, Hosi, nie chciałbyś kiedyś zostać szewcem? - zapytała znienacka.
- Nie.
- Gdybyś zmienił zdanie, mogę ci pokazać, jak się szyje trzewiczki.
Ale Hosi nie był zainteresowany. Grzecznie się pożegnał i wyszedł na wietrzną ulicę. Po bruku szybko przebiegła jakaś zabiedzona dziewczynka, ledwie zdążając przed pędzącym powozem burmistrza Palssona. Kiedy biegła, spadł jej z nogi wielki kalosz. Był na nią o wiele za duży. Już miała się po niego wrócić, gdy nie wiadomo skąd zjawiło się długie, chude chłopaczysko. Dryblas chwycił zgubę i złośliwie roześmiał się w stronę małej.
- Jak będę miał kiedyś dziecko, to zrobię mu z tego wielkiego buciska kołyskę!
Zniknął równie szybko, jak się pojawił, a dziewczynka została w jednym bucie. Dopiero wtedy Hosi zauważył, że mała sprzedaje zapałki. Nawet się nie rozzłościła. Wyglądała tak, jak gdyby było jej wszystko jedno. Westchnęła tylko ciężko i poszła w stronę rynku.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

*

Gdy następnego dnia przyszedł odebrać buty ojca, już otwierając ciężkie drzwi warsztatu, zobaczył zapłakaną buzię dziewczynki od zapałek. Stała na drewnianej podłodze w jednym wielkim bucie i prosiła panią Annę, by sprzedała jej za kilka zapałek chociaż jeden stary, zniszczony i niepotrzebny nikomu kalosz.
- Jest bardzo zimno, pada śnieg, a ja muszę pracować cały dzień, by sprzedać cokolwiek. Potrzebuję drugiego buta. Nie mam pieniędzy, by za niego zapłacić.
- Nie mam takiego buta. Jeśli ci zimno, to rozpal sobie ognisko i ogrzej się - odpowiedziała twardo żona szewca i wskazała jej drzwi. - Idź już, widzisz, że mam klienta.
Dziewczynka minęła Hosiego i wyszła bez słowa.
- Dzień dobry, Hosi - uśmiechnęła się szeroko jeszcze przed chwilą sroga pani Jensen. - Buty są gotowe.
- Nie znoszę, kiedy mówi się do mnie Hosi! - wybuchnął nagle chłopiec. Bardzo nie podobał mu się sposób, w jaki pani Anna potraktowała dziewczynkę. - Mam na imię Hans Christian!
- Ach tak?! - oburzyła się szewcowa. - Więc dobrze Hansie Christianie, kiedy spotkam twoich rodziców, opowiem im, jak niegrzecznie odnosisz się do starszych!
Ale spokojny i ugodowy z natury Hosi tym razem nie miał najmniejszego zamiaru przepraszać. Chwycił naprawione buty, zapłacił, rzucił niewyraźne „do widzenia” i czym prędzej opuścił zakład. Gdy znalazł się na ulicy, rozejrzał się uważnie, lecz nigdzie nie dostrzegł półbosej dziewczynki. Dokąd mogła pójść?... Ruszył w stronę rynku i kilka minut później odnalazł ją. Stała na jednej nodze - tej w bucie - a drugą trzymała w powietrzu, by nie dotykać nią mokrego podłoża. Podbiegł i zamiast ręki na powitanie podał jej prawy zimowy but swego ojca.
- Załóż go, będzie ci cieplej!
Dziewczynka uśmiechnęła się i niewiele myśląc, wykonała jego polecenie.
- Dziękuję. Tylko troszeczkę się rozgrzeję i zaraz ci go oddam.
- Nazywam się Hans Christian Andersen - przedstawił się niczym prawdziwy angielski dżentelmen. Z ukłonem.
- Jakie ładne imię! - zachwyciła się mała. - Ja mam na imię Karen.
- Widziałem, jak wczoraj ten okropny łobuz ukradł ci kalosz. Widziałem też, jak potraktowała cię pani Anna Jensen. Nigdy jej nie lubiłem. Ani tego warsztatu. Jest ciemny, duszny i pełny starych, wstrętnych buciorów! Wiesz, ona zaproponowała mi wczoraj, bym został szewcem, ale ja nigdy się na to nie zgodzę!
Karen patrzyła na niego z rozbawieniem, a on z powagą kontynuował:
- Zrobimy tak: ja pożyczę ci ten but, a do domu zaniosę jeden i powiem ojcu, że drugi będzie gotowy dopiero na jutro. A do jutra coś wymyślimy.
- Dobrze! - ucieszyła się, a Hosi dopiero wtedy zobaczył, jaką jest śliczną dziewczynką.
- Piękna choinka, prawda? - oboje spojrzeli na witrynę sklepową, w której dumnie prężyła swe wdzięki świąteczna choinka, udekorowana kolorowymi ozdobami i rumianymi jabłkami.
- Tak. Bardzo lubię na nią patrzeć. Dlatego najczęściej staję pod tym sklepem. Czasem, kiedy jest mi już bardzo zimno, zapalam jedną zapałkę, patrzę na płomień i wyobrażam sobie, że mieszkam w pięknym domu, w którym na święta ozdabia się w taki sposób choinkę. Że w tym domu jest ciepło i wszyscy mają nowe buty, które nie są ani za duże, ani za małe.
- W moim domu też jest problem z butami... - przyznał się Hosi. - Moje są za ciasne, ojca zbyt dziurawe, a moja siostra, od kiedy zaczęły się mrozy, nie wychodzi z domu, bo ich nie ma. Rodzice chcą jej kupić na gwiazdkę, ale jeśli je kupią, do końca miesiąca nie będą mieli pieniędzy na jedzenie.
- Moja babcia też nie miała butów na zimę - szepnęła smutno Karen. - Pewnego dnia poszła sprzedawać zapałki, przeziębiła się, zachorowała i umarła. I teraz jestem zupełną sierotą. Rodziców nawet nie pamiętam...
- Nie jesteś sierotą! - zaprotestował Hosi. - Masz mnie! A ja cię nie zostawię bez pomocy!
- Zapalimy zapałkę? - zapytała radośnie Karen, chcąc uczcić w ten sposób swego nowego przyjaciela. Ba! Nawet nie tyle przyjaciela, co nową rodzinę.
- Zapalimy! - zgodził się chłopiec i usłyszał charakterystyczny trzask towarzyszący powstawaniu płomyka.
- Co widzisz? - zapytała Karen, wpatrując się w ognik.
- Piękny, jasny sklep. Stoją w nim rzeźbione oszklone szafy, a w tych szafach - piękne czerwone trzewiczki. To nie są zwyczajne trzewiczki, ale nie trzeba za nie płacić pieniędzmi. Wystarczy jedna zapałka, by móc je kupić. Są uszyte z atłasu i wyszywane kolorowymi nićmi. Noszą je tylko księżniczki. Widzę, jak wchodzisz do sklepu, płacisz jedną zapałką i zakładasz je. Te trzewiczki powodują, że temu, kto je nosi, wciąż chce się tańczyć i śpiewać z radości, więc zaczynasz tańczyć...
- Zgasła... - przerwała mu z żalem Karen, trzymając w zmarzniętej rączce dymiący, zwęglony patyczek. - Ale to nic, jutro zapalimy następną.

Reklama

*

- Jak to: naprawili tylko jeden but? - zdziwił się pan Andersen, gdy Hosi wrócił do domu.
- Kiedy Pani Jensen zszywała cholewkę, ukłuła się w palec tą wielką szewską igłą. Prawie się wykrwawiła. Teraz czuje się już dużo lepiej, ale była zbyt słaba, by skończyć dzisiaj szycie. Straciła zbyt wiele krwi - zmyślał Hosi i udawał niezwykle przejętego.
- Straciła zbyt wiele krwi? - mama spojrzała na niego podejrzliwie. - Od ukłucia igłą?
- Tak! - zapewniał chłopiec. - Bo to bardzo długa, gruba i niebezpieczna igła!
- Hosi, ty chyba coś kręcisz. Co zrobiłeś z drugim butem? Zgubiłeś go?
- Mówiłem, żebyś nie mówiła do mnie Hosi! - próbował zmienić temat.
- Nic się nie stało - włączył się do rozmowy pan Andersen. - Sam jutro pójdę po tego buta i powiem Karlowi, że skoro nie zrobił butów na czas, musi obniżyć cenę naprawy.
- Bardzo słusznie - zgodziła się z mężem jego ładna żona Linda.

Reklama

*

W nocy Hosi nie zmrużył oka nawet na chwilę. Był strasznym śpiochem i jeśli ktoś nie obudził go wczesnym rankiem, mógł spać do samego obiadu. Tymczasem trzeba było skoro świt pobiec na rynek i nim ojciec zdąży pójść do Jensenów, przynieść do domu jego prawy but. Na szczęście Karen już od rana stała na rynku.
- Muszę ci zabrać tego buta, ale szybko wrócę i zorganizujemy coś innego - tłumaczył, a dziewczynka nie protestowała.

Reklama

*

Gdy po śniadaniu (które składało się z gorącej wody i suchego chleba, bo akurat na nic innego Andersenom nie starczyło pieniędzy) pan Andersen wychodził do szewca, ze zdziwieniem zauważył, że przy drzwiach wyjściowych stoją jego obydwa buty zimowe.
- Czegoś tu nie rozumiem - powiedział i spojrzał na domowników pytająco.
- Pani Jensen poczuła się dobrze już wieczorem i całą noc szyła. Przed świtem przyniósł go posłaniec - wyrecytował pewnym głosem Hosi.
- Nie słyszałem żadnego pukania do drzwi w środku nocy.
- Nie mogłem zasnąć i nim ten posłaniec zdążył zapukać, już mu otworzyłem. Nie chciałem, żeby was obudził.
- Wiesz, synu - roześmiał się zupełnie zdezorientowany ojciec - nie wiem, co ty nabroiłeś, ale do opowiadania bajek masz z pewnością ogromny talent. Gdyby ktoś ci za to płacił, byłbyś najbogatszym człowiekiem w Danii.

Reklama

*

W południe Hans Christian, zgodnie z obietnicą daną Karen, pojawił się na rynku. Tego dnia było mroźniej niż kiedykolwiek wcześniej tamtej zimy.
- Zapalimy zapałkę... - bardziej stwierdziła, niż spytała dziewczynka i drżącą z zimna dłonią wskrzesiła płomyczek, który odbił się natychmiast w jej błękitnych oczach. - Widzę, jak wspaniali krawcy przyjeżdżają do Odense, by uszyć mi ciepły płaszczyk - zaczęła mówić, szczękając z zimna zębami. - Przyjeżdżają, a ja nie mam im czym zapłacić ani nie mam materiału na ten płaszczyk...
- A ja widzę - wtrącił się szybko Hosi - że ci krawcy naprawdę są wspaniali, bo potrafią uszyć ciepły płaszczyk, nie mając materiału! Nie mają nici, igieł, nie chcą żadnych pieniędzy. Mają po prostu taki niezwykły talent krawiecki! Zupełnie jak czarodzieje! I szyją ci płaszczyk ze złotymi guzikami, a jego kaptur obszywają futerkiem z białego lisa. Futerko jest mięciutkie i miłe w dotyku. A potem szyją z tego samego białego futerka mufkę...
- Zgasła - powiedziała smutno Karen. - I nie ma żadnej mufki, żadnego płaszczyka ze złotymi guzikami, jest mi tak zimno, jak gdybym nic na sobie nie miała...
Hosiemu też zrobiło się bardzo smutno, lecz wtedy przypomniało mu się, że ma dla Karen prezent. Co prawda nie sprawi, że będzie jej cieplej, ale przynajmniej może ją rozweseli. Wyjął z kieszeni małą figurkę z drewna.
- To dla ciebie - uśmiechnął się i wręczył jej małego lipowego aniołka.
- Nie mamy pieniędzy na zabawki, więc tata czasem robi nam je z drewna. Tę wyrzeźbił do szopki bożonarodzeniowej. Od dziś to będzie twój anioł stróż, będzie pilnował, by już nikt niczego ci nie ukradł.
Po czym dodał:
- Wy sobie tu pogawędźcie, a ja pójdę poszukać dla ciebie butów. Ale żebyś nadal nie marzła, to może... Może założysz moje? - sam się zdziwił, że jej to zaproponował.
- Twoje? A ty?
- Ja mam ciepłe skarpetki.
I poszedł. Gdzie? Do warsztatu Karla Jensena. W czasie minionej nocy postanowił bowiem, że jednak zostanie szewcem. Dla Karen. Będzie się szybko uczył, ciężko pracował i wkrótce uszyje dla niej buciki. Dwie pary. Ciepłe, skórzane na zimę i atłasowe na lato.

Reklama

*

- Dzień dobry, pani Anno - zaczął jakby nic nieprzyjemnego nie zaszło między nimi poprzedniego dnia. Skarpetki miał już całkowicie mokre.
- Hosi!... Gdzie masz buty?! - podbiegła pani Jensen. - Rozchorujesz się, dziecko! - posadziła go przy piecu, ściągnęła skarpetki i przyniosła kubek grzanego wina. Ale Hosi nie chciał pić.
- Zaniosę go Karen, jej jest bardziej zimno, to ona prędzej się rozchoruje - oświadczył i wstał ze stołka.
- Jakiej Karen? Dokąd chcesz iść na boso po mrozie?!
- Na rynku jest przemarznięta dziewczynka. Sprzedaje zapałki. Była tu wczoraj, prosiła panią o jakiegoś starego buta. Zostawiłem jej swoje... - Hosi nie zdążył dokończyć opowieści. Pani Jensen ze łzami w oczach chwyciła pelerynę i wybiegła z warsztatu.

*

Karen czekając na Hansa Christiana, ściskała lipowego anioła i marzła coraz bardziej. W pewnym momencie popatrzyła w drewniane oczy figurki.
- Skoro masz mnie pilnować, to może zadbasz też o to, żebym nie zamarzła? - zasugerowała.
- Oczywiście - odpowiedział anioł ku jej zaskoczeniu. - Zapal zapałkę i włóż ją do mojej prawej dłoni. Będę się palił dłużej niż ona sama, więc uda ci się troszeczkę ogrzać.
- Ale ja nie chcę, żebyś mi się spalił - ofuknęła go. - Jesteś pierwszą zabawką, jaką dostałam w życiu!
- Ależ, Karen, spłonie tylko kawałek lipowego drewna - uspokoił ją. - Anioły to duchy, nie można ich spalić. Zresztą sama się przekonasz.
Dziewczynka zapaliła ostatnią w swym życiu zapałkę i włożyła do drewnianej anielskiej dłoni.
- Co widzisz? - spytał anioł, który w istocie przemienił się nagle z kawałka lipy w przepiękne, świetliste zjawisko.
- Wiosna przyszła! - zawołała radośnie. - Ależ jest ciepło!
- Zobacz, kto do ciebie przyszedł - uśmiechał się promiennie.
- Babcia! - dziewczynka była uszczęśliwiona. - Ale zaraz, przecież ona umarła... - zaniepokoiła się lekko.
- Żyję - roześmiała się wyglądająca przepięknie starsza kobieta i wyciągnęła do niej ręce - tyle że teraz mieszkam w niebie. Możemy mieszkać tam razem, jeśli chcesz.
- A co będzie z Hansem? On tu zaraz wróci i nie zastanie mnie - zmartwiła się Karen.
- Hans to prawdziwy anioł - powiedział anioł i odgarnął złoty loczek, który opadł mu właśnie na wysokie czoło. - Zresztą zaraz tu przybiegnie, razem z żoną szewca Jensena.
- Oddał mi swoje buty i chodzi boso - tłumaczyła swemu skrzydlatemu stróżowi Karen. - Czy możesz wyczarować buty dla niego i jego siostry?
- Nie martw się, jeszcze dziś oboje będą nosić nowiuteńkie, czerwone buty. Myślę jednak, że to, co zrobił dla ciebie Hosi, zasługuje na większą nagrodę.
- On ma na imię Hans Christian - poprawiła anioła Karen, po czym spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Prawda, że lubiłaś historie, które ci opowiadał, gdy zapalaliście zapałki? - spytał.
- Tak, on pięknie opowiada.
- Więc od tej chwili za każdym razem, gdy Hans będzie zapalał zapałkę, w jego głowie zrodzi się piękna baśń. Kiedyś je wszystkie spisze i zostanie najsłynniejszym baśniopisarzem na świecie. Może być?
- A czy napisze też bajkę o mnie?
- Naturalnie - mówił anioł i prowadził ją przez piękny ogród, w którym kwiaty miały kolory zupełnie na ziemi nieznane.
- A o tobie?
-Też.
- A co napisze o mnie?
- To będzie smutna baśń pt. Dziewczynka z zapałkami. Niektórzy nawet powiedzą, że to najsmutniejsza baśń, jaką kiedykolwiek napisano. Ale nie przejmuj się, Karen, coś z tym zrobimy!...

*

Gdy pani Anna Jensen dobiegła do sklepu, w którego witrynie pyszniła się wystrojona choinka, Karen już nie żyła - tzn. żyła, tylko gdzie indziej. Miała swój wymarzony dom, rodzinę, atłasowe trzewiczki, które wymyślił dla niej Hosi, i nigdy już nie doznała głodu ani chłodu. Hans Christian natomiast razem ze swoją siostrą Christiną otrzymali od Jensenów w prezencie gwiazdkowym po parze ciepłych butów z czerwonej skóry. Odtąd też ani szewc, ani jego żona nie przeszli już nigdy obojętnie obok kogoś, kto prosił o pomoc.

2004-12-31 00:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek podczas Mszy Krzyżma do kapłanów: musimy być wolni od surowości i oskarżeń, od egoizmu i ambicji!

2024-03-28 10:38

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Do postrzegania życia i powołania w perspektywie całej przeszłości i przyszłości oraz odkrycia na nowo potrzeby adoracji i bezinteresownej, spokojnej i przedłużonej modlitwy serca - zachęcił Franciszek w Wielki Czwartek podczas Mszy Krzyżma w watykańskiej Bazylice św. Piotra. Papież wskazał na potrzebę skruchy, która jest nie tyle owocem naszej sprawności, lecz łaską i jako taka musi być wyproszona na modlitwie.

MSZA KRZYŻMA
HOMILIA OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA

CZYTAJ DALEJ

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Gorzkie Żale to od ponad trzech wieków jedno z najpopularniejszych nabożeństw pasyjnych w Polsce

2024-03-28 20:27

[ TEMATY ]

Gorzkie żale

Grób Pański

Karol Porwich/Niedziela

Adoracja przy Ciemnicy czy Grobie Pańskim to ostatnie szanse na wyśpiewanie Gorzkich Żali. To polskie nabożeństwo powstałe w 1707 r. wciąż cieszy się dużą popularnością. Tekst i melodia Gorzkich Żali pomagają wiernym kontemplować mękę Jezusa i towarzyszyć Mu, jak Maryja.

Autorem tekstu i struktury Gorzkich Żali jest ks. Wawrzyniec Benik ze zgromadzenia księży misjonarzy świętego Wincentego à Paulo. Pierwszy raz to pasyjne nabożeństwo wyśpiewało Bractwo Świętego Rocha w 13 marca 1707 r. w warszawskim kościele Świętego Krzyża i w szybkim tempie zyskało popularność w Warszawie, a potem w całej Polsce.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję