Brawo prezydent Warszawy Lech Kaczyński! Stolica nie pójdzie w ślady Krakowa - żadnej „parady równości” gejów i lesbijek nie będzie, bo prezydent sobie tego nie życzy, a to on sprawuje
władzę w mieście, nie kto inny. Znalazł zatem prosty sposób, by jego decyzja nie naruszała prawa: obrona porządku publicznego. Pochód homoseksualistów, krzyżując się z zapowiedzianą w tym samym czasie
manifestacją Młodzieży Wszechpolskiej, niewątpliwie doprowadziłby do zamieszek, wobec tego i jedni, i drudzy nie otrzymali prezydenckiego placet. Pretekst? Z pewnością tak, ale skuteczny, a o to Kaczyńskiemu
chodziło.
W każdym polskim mieście każdy prezydent czy burmistrz może odtąd skorzystać z warszawskiego precedensu, do czego gorąco zachęcam. Wbrew oburzonym głosom popularyzatorów dewiacji, z których jeden
ogłosił na łamach prasy, iż skoro w Krakowie prezydent uznał, że „nie ma prawa zakazać żadnej demonstracji, jeżeli jest zgodna z prawem”, to i „prezydent stolicy nie miał prawa postąpić
inaczej”. Okazuje się jednakowoż, że miał! A twierdzenie, że „uległ szantażowi Młodzieży Wszechpolskiej”, jest zwykłą insynuacją.
Pojawiły się także sugestie, jakoby stosunek do homoseksualistów był probierzem stosunku do demokracji - no bo przecież demokracja gwarantuje prawa mniejszości, z prawem do publicznej manifestacji
swej odrębności włącznie. Mało tego, władza ma obowiązek umożliwić realizację tego prawa, jeśli trzeba - przy pomocy policji. Słusznie, o ile chodzi o mniejszości narodowościowe. Czyżby geje i lesbijki
stanowili jakąś odrębną narodowość? O ile wiem, Konstytucja RP o tym milczy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu