Reklama

Zbieracz ludowych pieśni

Władysław Kuncewicz swoje życiowe pasje realizował w dwóch jakże odmiennych dziedzinach: matematyce, której był nauczycielem, i muzyce - organowej, kościelnej oraz ludowej. W tysiącach uczniowskich głów odczarowywał zawiłości królowej nauk, a na nutowym papierze zapisywał ze słuchu dziesiątki zasłyszanych melodii ludowych. Dzięki tej umiejętności i konsekwencji powstała rzecz unikatowa w regionie: „Świętokrzyskie melodie ludowe”

Niedziela kielecka 13/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To publikacja stosunkowa młoda, która do rąk czytelników trafiła w święto Trzech Króli br. Wydano ją staraniem Księży Pallotynów z Karczówki przy współpracy Towarzystwa Edukacyjnego „Być w Europie”. Wydawnictwo to zbiór 420 świętokrzyskich melodii ludowych granych w regionie przez ludowe zespoły muzyczne, kapele, skrzypków i śpiewaków ludowych.

Dzieło życia

Zbierana przez pół wieku kolekcja pana Władysława została przez niego uporządkowana i opatrzona brakującymi (przeważnie odautorskimi) tekstami, nawiązując tym samym do chlubnych tradycji zacnych zbieraczy-etnografów z Kolbergiem czy ks. Siarkowskim na czele. Powstał - zdaniem znawców - stosunkowo jednorodny pod względem gatunkowym i melodycznym zbiór pieśni, piosenek ludowych i przyśpiewek. Materiały są zdecydowanie osadzone w realiach świętokrzysko-kieleckich, na co wskazują nazwy charakterystycznych miejsc, wiosek, miejscowości, od Łysicy przez Kielce, Bieliny, św. Katarzynę, Ociesęki, Bodzentyn… Niektóre z zamieszczonych w zbiorze piosenek nabrały wtórnie kolorytu biesiadnego, jak choćby „Zielony mosteczek”, „Głęboka studzienka”, „Siadła pszczółka” i in. Pisze we wstępie do książki dr Stanisław Cygan: „Zbiór W. Kuncewicza pod względem metrum muzycznego melodii ludowych obejmuje polki w takcie na 2/4 (230 tekstów), oberki na 7/8 (70 tekstów) i walczyki na 3 (120 teksty). Są w nim zarówno stare, tradycyjne melodie ludowe, jak i nowe, będące znakiem nowych czasów”. Publikację Kuncewicza nazywa „zachętą do systematycznego katalogowania regionalnego folkloru muzycznego”, co określa jako zadanie „społecznie ważne”. Marszałek Adam Jarubas (Urząd Marszałkowski współfinansował publikację) nazywa książkę czymś absolutnie cennym i niezwykłym. Wyjaśnia: „Muzyka ludowa przetrwała przez wiele pokoleń w tradycjach rodzinnych, dziś przeniosła się do zespołów i grup obrzędowych, kultywowana jest w małych szkołach i domach kultury. Dziedzictwo kultury muzycznej jest jednym z istotniejszych elementów aktywności lokalnej, pozwalającym na odrodzenie i rozwój małych ojczyzn”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Ministrant z Karczówki

Pierwsze muzyczne fascynacje Władysława Kuncewicza to czas dzieciństwa i piosenki nucone przez mamę, i klasztor na Karczówce z czarownymi dźwiękami liturgii, i swojski koloryt muzyczny Czarnowa. - Ja jestem z Czarnowa, ze wsi - upiera się i dzisiaj p. Władysław, uważając, że kielecka dzielnica Czarnów (przyłączona do miasta w latach 60.) to w istocie wciąż wieś - z rozległymi ogrodami, poletkami, byle jakimi drogami, gdzie większość inicjatyw osiedlowych robi się nadal siłami mieszkańców. No ale wtedy, we wczesnych latach powojennych, to była wieś z prawdziwego zdarzenia, z górującą nad zalesionym wzgórzem sylwetką karczówkowskiego klasztoru. Właśnie tam biegało się na Mszę św., tam przystąpiło się do Pierwszej Komunii Świętej - jakże innej w zewnętrznym wyrazie niż dzisiaj - z kubkiem kakao i pączkiem, grupką najbliższych i beztroską radością w sercu. Dobrze zapamiętał dziecięce doznania tamtego lipcowego dnia w 1947 r. i zespoloną z nimi osobę: ks. Jana Sobolewskiego, opiekuna dzieci i młodzieży, mecenasa wielu zdolnych, a niezamożnych chłopców. Wkrótce Władysław został ministrantem, opanowując tajniki służby liturgicznej i tajemniczy język Kościoła - łacinę, co stanowiło nie lada wyzwanie! Z tamtym mniej więcej okresem łączy się uczestnictwo w „pierwszorzędnym” chórze prowadzonym przez sercankę, s. Piusę, i pierwsze szlify w śpiewie, i oswajanie z organami.

Kierunek muzyka

Szkoła średnia to był świadomy wybór: czteroletnie Liceum Pedagogiczne przy ul. Leśnej w Kielcach z dobrze pamiętanym do dzisiaj prof. Edwardem Czekajem od śpiewu i muzyki, ze skrupulatną weryfikacją słuchu, z obowiązkowym chórem i orkiestrą. Kolejne trzy lata to Studium Nauczycielskie w Kielcach, z plejadą dobrych i kompetentnych nauczycieli-mistrzów: Włodzimierzem Dębskim (ojcem dobrze znanego kompozytora Krzesimira Dębskiego) - był dyrektorem szkoły i specjalistą od harmonii; Henrykiem Gostomskim - później wybitnym profesorem muzyki związanym z Gdańskiem; Karolem Ambildem - długoletnim dyrektorem orkiestry symfonicznej w Kielcach i chóru „Echo” (Kuncewicz śpiewał w „Echu” od 1956 do 1970, tak muzykę klasyczną, jak i oratoria oraz ludową, której wielkim miłośnikiem był właśnie prof. Ambild). Był wreszcie kontrabasista prof. Franciszek Surma, który odznaczał się tym, że w skali roku pisał dwie suity na orkiestrę i chór… Wśród takich autorytetów dobrze się edukowało muzycznie. Już wtedy, a raczej jeszcze w czasach liceum, nauczyciele odkryli niezwykły talent Władysława, który ad hoc zapisywał nutami zasłyszaną melodię. Umiejętność ta z czasem bardzo się przydała, gdy już jako juror zaczął uczestniczyć w przeglądach folklorystycznych w całym regionie.
Jakoś tuż po liceum ks. Edward Żołyniak, salezjanin, proboszcz niedawno erygowanej parafii w Niewachlowie, poprosił go o pomoc w graniu na kościelnych organach, w czym od pewnego czasu i tak wyręczał siostrę organistkę. Organy całkowicie go wtedy zauroczyły; posypały się także „zaproszenia” do innych kościołów, bo organistów brakowało. - W którym kościele ja nie grałem - wspomina. Jeździł więc najpierw rowerem, a potem „emzetką”, przedmiotem dumy i na owe czasy - luksusu (motocykl zakupił dzięki podpisaniu umowy o pracę z Wojewódzkim Domem Kultury, która wiązała go niemal do początków lat 80.). A były jeszcze i chóry, których prowadzenie i w których śpiewanie - dawały spełnienie i dużo satysfakcji: 120-osobowy szkolny dziecięcy chór 3-głosowy w Niewachlowie i 40-osobowy chór mieszany, związany z osiedlową świetlicą i kościołem, posiadający ambitny repertuar. Zapotrzebowanie na występy chórów było wówczas ogromne, zjeździł z nimi całą Kielecczyznę. Dla dzieci i rodziców chór stanowił nobilitację, szczególnie gdy odnoszono sukcesy, jak np. w Skarżysku-Kamiennej, zdobywając tam II miejsce podczas ogólnopolskiego konkursu pieśni patriotycznej.
Jest zatem Władysław młodzieńcem ok. 30-letnim. Na swojej „emzetce” kursuje pomiędzy kościołami, z chórami objeżdża szkoły, świetlice, kościoły, zakłady pracy. Dają koncerty kolęd, scenki ludowe i patriotyczne. Niezapomniany występ miał miejsce w 1966 r. na Tysiąclecie Państwa Polskiego, kiedy to prof. Ambild napisał „Suitę Świętokrzyską”, wykonaną w Pałacu Biskupów przez tysiąc osób z połączonych chórów, a oni - chór z Niewachlowa - wśród nich.
- Na czas tego mojego grania w Niewachlowie przypadło powstanie parafii. Moment obecności bp. Kaczmarka, tuż przed jego śmiercią, uwieczniłem na zdjęciu - wspomina p. Władysław. - A teraz budujemy nowy kościół w parafii Świętych Hiacynty i Franciszka. Nasz proboszcz, ks. Jarosław Majka, należy do tych, co to nie tylko świetnie znają się na budowie i prowadzeniu parafii, ale też cenią kościelny śpiew - podkreśla Kuncewicz. Jego cichym marzeniem pozostaje, aby księża w parafiach pielęgnowali śpiew i muzykę organową. Aby troszczyli się o piękno liturgii i obecność chórów. Ot, choćby ks. Andrzej Biernacki, dawny proboszcz z Gorzkowa. - To było coś wielkiego, co on zrobił. Orkiestra, zespół, chóry, kostiumy, czerpanie z folkloru i wzbogacanie nim uroczystości kościelnych, koncerty w wielu krajach Europy. Wyobrażam sobie, jak to długoletnie uprawianie muzyki przy kościele zjednoczyło parafię…

Reklama

Juror

- Zasiadałem w komisjach konkursowych, wizytowałem zespoły świetlicowe, udzielałem rad i wskazówek. Niemal wszystkie zespoły ludowe koncertowały na Dymarkach Świętokrzyskich - opowiada. Żaden z zespołów nie grał z nut. Melodie powstawały na zamówienie, teksty układali sami śpiewacy, a ornamentyka do każdej melodii wyróżniała dany zespół. Tak jest do dziś. Kuncewicz wyjaśnia: - Taki tekst był ułożony na daną okazję - krytykował przywary notabli, często był zbyt frywolny i nie nadawał się do publikacji. Nigdy i nigdzie nie spotkałem nut ani jednej melodii spośród 420 opublikowanych w moim zbiorze, oprócz kilku, powszechnie rozpoznawalnych, np. jak „Głęboka studzienka”. Do tego zbioru dołączyłem ułożone przez siebie melodie, które ongiś śpiewały moje zespoły ludowe. Nie oznaczyłem ich. Chcę, aby pozostały anonimowe i dołączyły do innych bezimiennych utworów. Nie chcę, aby podlegały prawu autorskiemu.
Z każdej z takich „jurorskich” wypraw przywoził „jakąś perełkę folkloru, jakiś wyłuskany brylant”. W czasach, gdy o papier nutowy bywało trudno, zapisywał na czym popadło, co akurat było pod ręką, często piszącym na fioletowo ołówkiem anilinowym. Wszystko to wrzucał w czeluście szuflady, aby po 50 latach z mozołem odcyfrować i ułożyć w zbiór. Część zapisków wyblakła i była zupełnie nieczytelna. - Gdy pokazałem to ks. Janowi Oleszko, pallotynowi, rektorowi z Karczówki, powiedział „rewelacja” i „musimy to wydać”. Ks. Oleszko potwierdza: - Panu Władysławowi udało się zatrzymać umykający czas wraz z bezcennymi elementami ginącej regionalnej kultury - mówi.
Z czasów sędziowania różnym przeglądom śpiewaczym Kuncewicz dobrze wspomina ambitne zakładowe kapele i zespoły ludowe, ot, choćby przy Chemarze, przy zakładach w Rudkach lub Wierzbicy; wiele szkół, w tym zawodowych, pielęgnujących folklor; wreszcie swoistą twórczość ludową ulubionych regionów: okolic Miechowa, Proszowic, Kazimierzy, Buska, Pińczowa, Włoszczowy.

Reklama

Nauczyciel matematyki

Matematyka? Skąd? - Czułem zmęczenie gardła, a przy tym: jaka to powaga nauczyciela muzyki? Żadna - wyjaśnia Kuncewicz. Zdał na matematykę (którą, podobnie jak fizykę, zawsze lubił) do Łodzi, tak z marszu, prawie bez namysłu. Przyjęto ich 12.
5-letnie studia na Uniwersytecie Łódzkim pozwoliły gardłu nieco odpocząć, choć niemal w każdą niedzielę wyrywał się do kościoła akademickiego Świętego Krzyża i siadał do organów, ku zadowoleniu proboszcza, który akurat miał vacat. Został magistrem matematyki i z tą nową umiejętnością ruszył w Świętokrzyskie, bo dyplomowanych matematyków w terenie było wtedy jak na lekarstwo (np. tylko 6 w powiecie kieleckim). Szybko awansował: wizytator, zastępca inspektora szkolnego w powiecie kieleckim, a potem kuratoryjny. Co prawda fakt, że nie należał do partii, utrudniał awans, a granie po kościołach może jeszcze bardziej. Albo szkoła, albo Kościół - słyszał nie raz na „dywaniku” u przełożonych. Wizytując szkoły, dostrzegał niejedno, ot choćby brak kompetencji dyrektorów liceów. Artykuł prasowy demaskujący wierchuszkę ówczesnej oświaty w regionie przysporzył mu mnóstwo wrogów i w konsekwencji - objęcie przez Kuncewicza skromniejszej posady: dyrektora szkoły w Brynicy, choć nie na długo. Wszedł w konflikt z władzami na tle zaniedbań wiejskiej szkoły, gdzie zimą bywało po minus 10 stopni, co nazwał „obozem koncentracyjnym”, przeprowadził remont, a opinia „rozbijacza środowiska” zmusiła go do przejścia na wcześniejszą emeryturę w wieku zaledwie 47 lat.

Zakochany w kościelnym śpiewie

Od siedmiu lat w sposób stały gra na organach w kościele rektoralnym na Karczówce (a wcześniej - jak mówi - „na każde zawołanie”). Odkąd stawiał pierwsze kroki w tej jakże wymagającej profesji, posiłkując się m.in. teorią zaczerpniętą z ks. Antoniego Hlonda-Chlondowskiego, czy wsłuchując się w mistrzowską grę Jerzego Rosińskiego i łącząc to z dobrze opanowanym jeszcze w liceum warsztatem harmonii - minęło sporo lat… Na tyle dużo, żeby - z wzajemnością - rozkochać się w kościelnej muzyce, w organach, w Bachu, ale i w uroczo brzmiącym Vivaldim. Rażą go uproszenia w kościelnym śpiewie, ceni sobie nade wszystko chorał gregoriański i już nie może się doczekać Niedzieli Palmowej z jej monumentalną oprawą liturgiczną, która wiernym stłoczonym tam poniżej, w kościelnych nawach, pozwoli zjednoczyć się z ewangelicznymi obrazami z najważniejszych chwil w ziemskim życiu Jezusa.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Projekt zmian kodeksu karnego: zakazana dyskryminacja m.in. ze względu na tożsamość płciową i orientację seksualną

2024-03-27 20:19

[ TEMATY ]

prawo

Adobe Stock

Na stronach RCL opublikowano projekt ministerstwa sprawiedliwości nowelizacji Kodeksu karnego, który zakłada rozszerzenia katalogu przesłanek zakazanej dyskryminacji o kwestie płci, tożsamości płciowej, wieku, niepełnosprawności oraz orientacji seksualnej.

Na stronach rządowego Centrum Legislacji opublikowany został projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks karny, który - jak zapowiada ministerstwo sprawiedliwości - ma wzmocnić ochronę przed przestępczymi zachowaniami motywowanymi przesłankami dyskryminacyjnymi ze względu na niepełnosprawność, wiek, płeć, orientację seksualną i tożsamość płciową.

CZYTAJ DALEJ

Nowi kanonicy

2024-03-28 12:00

[ TEMATY ]

Zielona Góra

Karol Porwich/Niedziela

Podczas Mszy Krzyżma bp Tadeusz Lityński wręczył nominacje i odznaczenia kapłanom diecezji. Życzenia otrzymali również księża, którzy obchodzą w tym roku jubileusze kapłańskie.

Pełna lista nominacji, odznaczeń i jubilatów.

CZYTAJ DALEJ

Świdnica. Znakomite wieści dla świdnickiej katedry

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

Świdnica

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

dotacje na zabytki

Beata Moskal-Słaniewska Prezydent Świdnicy

Proboszcz katedry podczas oprowadzania gości po katedrze

Proboszcz katedry podczas oprowadzania gości po katedrze

Stolicę diecezji odwiedziła Joanna Scheuring-Wielgus, wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, przywożąc ze sobą znakomite wieści dla miasta i jego dziedzictwa kulturowego.

Podczas spotkania w czwartek 28 marca ogłoszono, że katedra świdnicka, jeden z najcenniejszych zabytków Dolnego Śląska otrzyma wsparcie finansowe z corocznego programu ministerstwa. Informację przekazała w mediach społecznościowych Prezydent Świdnicy. - Z corocznego programu prowadzonego przez ministerstwo, wśród projektów zakwalifikowanych do dofinansowania, jest świdnicka katedra! Moja ulubiona figura św. Floriana, patrona strażaków, nareszcie zostanie odnowiona – napisała Beata Moskal-Słaniewska.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję