Ale jak się okazuje, jest i druga strona medalu. Strach, obawy przed zarażeniem sprawiają, że kierownictwo DPS- ów ogranicza prawa swych mieszkańców. Tak przynajmniej wynika z przekazanych redakcji informacji.
Sytuacja w DPS- ie
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na prośbę znajomych jednej z mieszkanek DPS- u, zaniepokojonych faktem, że dotychczas bardzo aktywna i samodzielna osoba została w pewnym sensie zamknięta w miejscu, które wybrała na mieszkanie, porozmawiałam z panią Marią ( tak ją nazwiemy na potrzeby tego artykułu). Kobieta, mieszkająca w krakowskim DPS –ie, prosi, aby zachować jej dane do wiadomości redakcji. Nie chce, aby przypominać jej osiągnięcia i dokonania zawodowe, co tłumaczy: - Ja w tym domu jestem na „dożywocie” i nie chcę sobie robić problemów.
Na moją prośbę dzieli się spostrzeżeniami, przemyśleniami i uwagami. - Wie pani, oni się z nami nie liczą. Decydują ponad naszymi głowami – stwierdza i przybliża sytuację, której doświadcza wspólnie z wieloma mieszkańcami DPS- u. - Dom jest duży, chyba największy w Krakowie. I co warto podkreślić, u nas nie było ani jednego zakażenia koronawirusem. Jednakże od 10 marca, gdy zostaliśmy poddani szczególnym restrykcjom, które wtedy rozumieliśmy, sytuacja nie uległa zmianie. Nadal wszystko jest dla nas zamknięte. Aktualnie są pozorowane odwiedziny pod nadzorem, ale nikt nie ma prawa wyjść z domu. Z jednej strony to rozumiem, istnieje obawa, że się w tej przestrzeni poza domem taki mieszkaniec DPS- u zarazi i przyniesie nam koronawirusa. Jednak z drugiej strony przecież cały nasz personel przychodzi z zewnątrz. Codziennie, w czasie trwania pandemii. Można więc stwierdzić, że to my, mieszkańcy DPS- u jesteśmy narażeni na chorobę. Ale to nic! Jeśli natomiast my chcemy wyjść, to od razu jesteśmy postrzegani jako zagrożenie, jako osoby, które przyniosą do DPS - u koronawirusa…
Ograniczenia
Moja rozmówczyni zaznacza, że mieszkańcy doświadczają ograniczeń także w domu. - Na przykład nie ma terapii zajęciowej, a to dla ludzi starszych bardzo ważne, aby mieli się czym zająć – opowiada pani Maria. I wyjaśnia: - W ramach tych zajęć ich uczestnicy spędzali miło czas, wykonując różne przedmioty, ozdoby… To im sprawiało radość, wypełniało wolne chwile. Tych zajęć teraz nie ma. A przecież jesteśmy w wewnętrznym obiegu, wszyscy zdrowi i nie wolno nam wychodzić poza dom. Nadal nie można też grać w mini golfa ani w kręgle, chociaż wcześniej mieliśmy tu taką możliwość.
Reklama
Czym kierownictwo tłumaczy zakaz takich form rekreacji? - Ano twierdzi, że nie można się kontaktować między oddziałami – informuje pani Maria. Dodaje: - Cały czas słyszymy, że są to decyzje odgórne, zewnętrzne, aby nas tak traktować. I nawet jeśli osoby z naszego personelu próbują wyjść z propozycją zajęć, choćby w małych grupach, na przykład zorganizowanie spotkania w świetlicy, gdzie można pograć w gry planszowe, to też jest zabronione. A przecież to ważne, żeby ludzie nie patrzyli w sufit, czekając na śmierć. To jest dla mnie straszne! Bo jak można, rzekomo w trosce o nasze dobro, pozbawić nas wszystkiego? Wszystkiego! Nawet tego, co mamy w zasięgu ręki.
Pani Maria stwierdza, że na groteskę zakrawa dostęp do fryzjera. Opowiada: - Jak wszyscy wiemy, aktualnie można z usług fryzjera korzystać. U nas też, ale mamy wyłącznie zgodę na strzyżenie. Jeśli bym chciała sobie zrobić kolor albo poprosić o uczesanie, to te usługi są tu niedostępne. Ot, taki absurd. Wie pani, takie „rozumowanie", że wirus nie „siądzie” podczas strzyżenia, a „siądzie" przy modelowaniu czy farbowaniu. To z racjonalnym rozumowaniem nie ma nic wspólnego!
Brak dialogu
Dopytuję, jak było w tym DPS- ie przed pandemią, na co moja rozmówczyni, która tu mieszka od 10 lat, stwierdza: - Normalnie. Większość z nas to osoby aktywne, samodzielne. Dla nas DPS to jest mieszkanie, które teraz stało się więzieniem. Uczyniono z nas zakładników miejsca, a przecież powinniśmy się czuć u siebie. Wszelkiego rodzaju zakazy są tłumaczone obostrzeniami, podaje się paragrafy, przekonując nas, że tak jest najlepiej. A ja się pytam; dla kogo najlepiej? Kierownictwo jak mantrę powtarza, że nie będzie narażać całego domu na zakażenie i stąd te nadal trwające obostrzenia. A przecież każdy z nas ma świadomość, czym jest koronawirus i myśli o jak najdalej idącej ostrożności. Próbowaliśmy rozmawiać z kierownictwem, potem pisać oficjalne pisma, ale to nie przynosi oczekiwanych przez nas rezultatów. Ja to nazywam „nie bo nie!”. I konsekwentnie dopytuję: czy to znaczy, że my jesteśmy gorsi, nam się mniej należy? Czasem myślę, że dla wielu osób decyzyjnych taka opcja jest najlepsza; zamknąć nas i mieć święty spokój. Pani Maria zapewnia, że dla mieszkających w DPS- ach to rozwiązanie nie jest dobre. - My nie jesteśmy niewolnikami i więźniami, my jesteśmy starszymi, ale wciąż świadomymi swych praw ludźmi. Nikt nie ma prawa nas tak traktować – przekonuje moja rozmówczyni.
Rozmowa z panią Marią uświadamia, że słuszne i wynikające z troski o dobro i bezpieczeństwo mieszkańców restrykcje, wprowadzone odgórnie w DPS- ach w całej Polsce w związku z pandemią, nadal są utrzymywane. Ograniczeniom podlegają również mieszkańcy innych DPS- ów. W sumie żyje w nich ok. 80 tys. osób. Nie można zapomnieć, że ci ludzie także mają swoje prawa i potrzeby. Toteż teraz, gdy restrykcje dotyczące nas wszystkich zostały zmniejszone, warto zwrócić uwagę na sytuację mieszkańców DPS- ów. Oby osoby i instytucje decyzyjne zainteresowały się tym problemem i przyszły z pomocą czującym się jak w więzieniu seniorom.