Reklama

Zabrakło Danusi

Trudno to sobie wyobrazić, ale Danuta Rinn nigdy już dla nas nie zaśpiewa na żadnym koncercie. Zmarła 19 grudnia w jednym z warszawskich szpitali. Rodzina i przyjaciele pożegnali ją tuż przed Wigilią na Starych Powązkach. Tylko najbliżsi wiedzieli, jak bardzo była schorowana.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wieść o śmierci artystki spadła jak grom z jasnego nieba. Wydawało się, że jeszcze nie raz zadziwi dowcipną piosenką i znakomitym jej wykonaniem. Zresztą, miała wiele planów. Wprost rwała się do artystycznego życia.
Przez ostatnie lata mieszkała w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Była w gronie pensjonariuszy najmłodsza, co ją nawet bawiło. Opowiadała żartobliwie, że starsi koledzy aktorzy traktują ją czasem jak smarkulę: - Danka, ty siedź cicho, jedź po piwo - mawiali do niej, kiedy zabierała głos nieproszona. Ciągle przyjeżdżali przyjaciele: Krzysztof Kolberger, Elżbieta Zającówna, Włodzimierz Korcz, Elżbieta Starostecka, Michał Bajor, który nazywał ją swoją matką, Zofia Czernicka, dziennikarka Kinga Rusin, której Rinn była matką chrzestną.

Przyszły do niej kije samobije

Danutę Rinn uwielbiano. Miała w sobie tyle radości i pogody ducha, że można by tym skarbem obdzielić parę osób. - Kiedy odchodzi osoba tak energiczna, pełna życia, dając tyle radości swoją wielką sztuką i talentem, to jest przykry moment - mówi Kolberger. Choć przyznaje, że przyjaciele byli na to przygotowani. Chorowała od kilku lat, a od paru miesięcy bardzo ciężko.
Rinn mówiła, że przyszły do niej kije samobije i bardzo trudno być optymistką, jak się ma kłopoty. - Będę się starała do końca nie dać się dobić - obiecywała i pokazywała uśmiechniętą, mimo bólu i cierpienia, twarz.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie ma życia bez przyjaciół

Podkreślała, że jest osobą samotną i nie ma rodziny, ale zapracowała na wspaniałych przyjaciół. - Czego jak czego, ale przyjaciół życie mi nie poskąpiło - mówiła z radością. W Skolimowie miała małe mieszkanko, dwa pokoje z kuchnią i kuchenkę. Choć gastrolog jej tego zabraniał, bo Rinn miała sporą nadwagę, potrafiła nagotować cały gar bobu i zaprosić sąsiadów na ucztę. Krzysztof Kolberger znał Danutę Rinn od 30 lat. Uważa za zaszczyt, że mógł być jej przyjacielem. - Doskonale pamiętam naszą współpracę zawodową. Szczególnie wspominam komediooperę „Krakowiacy i górale”, którą reżyserowałem w Operze Wrocławskiej. Jedną z ról odegrała właśnie Danusia. Wcieliła się w organistę Miechodmucha. Z doklejonymi wąsami wyglądała po prostu niesamowicie - wspomina Kolberger. - Ogromne wrażenie zrobiła też na mnie w przedstawieniu „Królewna Śnieżka i krasnoludki”. Osoba, która tak bardzo dbała o swój image, wcieliła się w krasnala Apsika - mówi Kolberger i twarz mu się rozpromienia.
Jak tylko miał czas, przyjeżdżał po nią, zabierał do teatru i restauracji, bo to uwielbiała. Zapewniał kontakt ze sceną, z widownią. Przez pierwsze miesiące w Skolimowie czuła się trochę jak ryba bez wody. Całymi latami żyjąc w biegu, w ciągłym rozjazdach na koncerty, gdy zachorowała, musiała zwolnić tempo.
Kolbergerowi zabrakło Danusi w szczególnym dla niego momencie. Przygotowuje program z lirykami Władysława Broniewskiego. Zaplanował, że wiele z tych wierszy zaśpiewa. - Dlatego zaproponowałem, aby Danusia była moim konsultantem. Niestety, już mi nie pomoże - mówi ze smutkiem aktor.

Reklama

Najpierw był jazz

Artystycznie Rinn była bardzo uzdolniona. Choć skończyła średnią szkołę muzyczną w klasie fortepianu i w domu przy fortepianie spędzała każdą wolną chwilę, wcześniej jako dziesięcioletnia dziewczynka występowała w teatrzyku Polskiego Radia w Krakowie i tam zdobywała pierwsze aktorskie szlify. Ale do matury rodzice zabronili jej publicznie występować. Potem były poważne studia w Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie na wydziale kompozycji. Zapowiadało się, że Rinn zostanie kompozytorem. Nic podobnego. Wzięła urlop dziekański i rozpoczęła karierę piosenkarską. Tylko matka nie mogła przeboleć, że jej uzdolniona muzycznie córka zajmuje się „podkasaną muzą”.
Zaczynała od standardów jazzowych, które wychodziły jej świetnie. Urszula Dudziak przypomina sobie, że udzielała jej nawet z jazzu korepetycji. Często pytano Rinn, czy czuje się bardziej aktorką, czy piosenkarką, bo przecież zagrała w paru filmach: „Zazdrości i medycynie”, „Bilansie kwartalnym”,” Doktorze Murku” i telewizyjnych serialach m.in.: „Adam i Ewa”, „Graczykowie” i „Niani”, ale były to raczej epizody. Odpowiadała, że czuje się i aktorką, i piosenkarką. Jednak odkąd zaczęła mieć problemy oddechowe, raczej interesowało ją przede wszystkim aktorstwo. Podkreślała, że chętnie zagrałaby małą rólkę w serialu. - Śpiewaniem jestem już zmęczona. Nie znaczy to, że nie ciągnie mnie na scenę. Jak tylko usłyszę oklaski, to robi mi się ciepło na sercu. Dostaję takiego kopa, że jestem w stanie pokonać wszelkie przeciwności - mówiła.

Reklama

Gdzie te chłopy

Gdy chciała sobie w domu pośpiewać, nie nuciła pod nosem. - Po prostu siadała do fortepianu, grała i śpiewała. Choć równie wspaniale śpiewała a cappella - wspomina Ernest Bryll. I przypomina, że gdy w tym roku spotkała się grupa ludzi, która tworzyła telewizyjne Studio Solidarność, Rinn nie mogła już śpiewać. Siedziała tylko w fotelu. Bóg jeden świadkiem, jak bardzo był to dla niej trudny moment.
W latach 60. i 70. cała Polska umiała na pamięć jej piosenki. Najpierw wykonywane jeszcze w duecie z mężem Bogdanem Czyżewskim: „Na deptaku w Ciechocinku” czy „Wszystkiego najlepszego”. To były radosne, w świetnym stylu szlagiery, za którymi szalała publiczność. Gdy od 1974 r. rozpoczęła solową karierę, wtedy chyba najpełniej rozkwitł jej talent. Brawurowo wykonana piosenka do słów Jana Pietrzaka i muzyki Włodzimierza Korcza „Gdzie te chłopy” pokazała, jak znakomicie łączy możliwości aktorskie i wokalne. Tę piosenkę śpiewała w kabarecie „Pod Egidą” i wygrała nią Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu. - Objechaliśmy z Danką pół Polski - wspomina Jan Pietrzak. - Była fantastyczną osobą. Wesołą, towarzyską, bardzo dzielną. Ostatni raz widziałem się z nią rok temu. Nie czuła się najlepiej i było widać, że jest schorowana. Mimo to rozmawialiśmy o występie Danusi na 40-lecie Kabaretu Pod Egidą, który przypada w 2007 r. Niestety, już z nami nie wystąpi - mówi ze smutkiem Pietrzak.
- Danka była znana z tego, że się bardzo aktywnie udzielała w stanie wojennym w różnych artystycznych przedsięwzięciach. Szczególnie w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej u ks. Andrzeja Przekazińskiego, gdzie często koncertowała razem z Krzysztofem Kolbergerem w programach Ernesta Brylla. Od samego początku angażowała się silnie w ruch artystów wspierających „Solidarność” - wspomina Barbara Rogalska, dziennikarka współtworząca Studio Solidarność. - Słynna piosenka „A te skrzydła połamane”, do której słowa napisał Ernest Bryll, a muzykę Włodzimierz Korcz, robiła w jej wykonaniu największe wrażenie. Śpiewała przepięknie i wszyscy się bardzo tym wzruszali - mówi Rogalska. - Kiedy w 1989 r. postanowiliśmy jako dziennikarze telewizyjni i radiowi wesprzeć Komitet Obywatelski „Solidarności” w czasie wyborów czerwcowych, pomyśleliśmy, żeby ta piosenka znalazła się w jednym z pierwszych programów. Nie tylko wyborczych, również artystycznych. I wtedy Danka wpadła na pomysł, aby fragment tej piosenki stał się sygnałem Studia Solidarność. To ona była pomysłodawczynią - podkreśla Rogalska.
Rinn zapytana w 2000 r., kto jest dla niej największym autorytetem, odpowiedziała: - To zależy w jakiej sprawie, czy artystycznej, czy życiowej. O tym można długo debatować. Na pewno nieodwołalnie i przede wszystkim… Ojciec Święty.

„Solidarność” będzie pamiętała

Podczas Mszy św. żałobnej w kościele św. Karola Boromeusza ks. Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych, powiedział o zmarłej: - Życie miała pełne piękna i śpiewu, w stanie wojennym niosła nadzieję, która wzmacniała Polaków w trudnej sytuacji.
NSZZ „Solidarność” wystawił poczet sztandarowy. Towarzyszył on Danucie Rinn aż do złożenia trumny w grobowcu. Waldemar Dubiński z Regionu Mazowsze przypomina, że Danuta Rinn była oddana „Solidarności” w latach 1980-81, potem w stanie wojennym aktywnie uczestniczyła w kulturze podziemnej dając koncerty w kościołach i zawsze przyznawała się do „Solidarności”. - To jeden z artystów, którzy przez całe życie utożsamiali się ze związkiem. Jeszcze na 20-lecie „Solidarności” śpiewała „Polskie skrzydła”. Nie mogliśmy o niej zapomnieć - mówi. Wiele osób uważa, że „Polskie skrzydła” stały się w stanie wojennym hymnem podziemnej „Solidarności”. Jan Pietrzak zaznacza: - W stanie wojennym Danka pokazała, że ma nie tylko talent, ale i charakter.
Przed Mszą św. żałobną przedstawicielka Kancelarii Prezydenta wręczyła rodzinie Danuty Rinn Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski nadany jej przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego „za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce”. Prezydent zamierzał nim udekorować artystkę podczas centralnych uroczystości 25-lecia stanu wojennego we Wrocławiu. Była już zbyt chora, by go osobiście odebrać.
Choć nie zrobiła zagranicznej kariery, uhonorowano ją jako jedyną polską piosenkarkę nagrodą Złoty Mikrofon jaką austriacka firma AKD przyznała dotąd tylko dwudziestu artystom. Jej laureatami byli m.in.. Frank Sinatra, Roy Orbinson, Rod Steward.
Jedna z internautek napisała po śmierci Rinn: „Szkoda jej. Ze znanymi artystami odchodzi zawsze jakiś kawał naszego życia, choć przecież osobiście się nie znamy. Oni w naszym życiu są, nie wiedząc o tym, że mają udział w naszych wzruszeniach i wspomnieniach.
Cóż, ma rację Krzysztof Jasiński, dyrektor Teatru Stu w Krakowie, gdy podczas organizowanych kolejnym jubilatom benefisów uparcie namawia: „Kochajcie artystów”. Bez tych kolorowych ptaków życie jest ubogie.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Obrońca wiary

Niedziela Ogólnopolska 18/2022, str. VIII

[ TEMATY ]

święty

commons.wikimedia.org

Św. Atanazy Wielki

Św. Atanazy Wielki

Za życia nazywany był „Ojcem prawowierności”, po śmierci mówiono o nim, że jest „filarem Kościoła”.

Święty Atanazy urodził się w pobożnej rodzinie najprawdopodobniej w Aleksandrii, będącej jednym z największych miast Cesarstwa Rzymskiego. Jako młodzieniec udał się do pustelni, gdzie rozwijał swoją duchowość pod opieką św. Antoniego. Dorastał w cieniu prześladowań chrześcijan. Poprzez obserwowanie męstwa i odwagi męczenników, sam nabrał chartu w obronie tego, co najcenniejsze – wiary. Jak się wkrótce okazało, ta cecha pozwoliła mu stać się obrońcą wiary, gdy herezja Ariusza zaczęła zdobywać popularność na dworze cesarskim.

CZYTAJ DALEJ

Prezydent Duda w Poznaniu: jesteśmy częścią Europy nie od 20 lat, ale od ponad tysiąca

2024-05-01 18:26

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

PAP/Jakub Kaczmarczyk

Od chrztu Polski rzeczywiście jesteśmy częścią Europy, nie od 20 lat, od ponad tysiąca lat, od 966 roku. To jest nasza wielka tradycja, to jest tradycja, na której zbudowane zostało polskie państwo, nasza państwowość - mówił w Poznaniu prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda, który odwiedził katedrę i kościół NMP in Summo, zbudowany w miejscu grodu Mieszka I i pierwszej na ziemiach polskich chrześcijańskiej kaplicy.

Wizyta prezydenta 1 maja miała miejsce w 20. rocznicę wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Andrzej Duda w przemówieniu przed katedrą poznańską podkreślił, że znajduje się w miejscu szczególnym, które jest kolebką naszej państwowości.

CZYTAJ DALEJ

Modlitwa za ojców i za rodziny

2024-05-02 10:33

[ TEMATY ]

III Pielgrzymka różańcowa

Parafia Matki Bożej Fatimskiej w Gubinie

Kościół św. Maksymiliana w Bieżycach

Archiwum parafii

W tym roku pielgrzymka miała charakter jubileuszowy z okazji 85 rocznicy pobytu o. Maksymiliana w obozie Stalag IIIB Amtitz

W tym roku pielgrzymka miała charakter jubileuszowy z okazji 85 rocznicy pobytu o. Maksymiliana w obozie Stalag IIIB Amtitz

III Pielgrzymka różańcowa przeszła 1 maja z parafii pw. Matki Bożej Fatimskiej w Gubinie do kościoła św. Maksymiliana w Bieżycach. W tym roku miała szczególny wymiar.

- W ostatnich 2 latach odbyły się skromne dwie pielgrzymki różańcowe, a w tym roku nabrały one charakteru jubileuszowego z okazji 85 rocznicy pobytu o. Maksymiliana w obozie Stalag IIIB Amtitz – wyjaśnia ks. Piotr Wadowski, który od kilku lat dokładnie zgłębia życie o. Kolbe i jego pobyt w obozie Stalag III B Amtitz w dzisiejszych Gębicach.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję