Każdemu z nas trudno jest oswoić się z tą sytuacją. Brakuje nam Księdza Adama, który sens swojej śmierci uzależnił od sensu swojego życia. Na tym ołtarzu składał cześć Bogu i przy tym ołtarzu oddał Jemu ducha. Końcem jego ziemskiego życia był znak krzyża świętego, uczyniony na początku ostatniej Mszy św. i pozdrowienie parafian „Pan z wami”.
Przez 36 lat Twojego posłannictwa w Sobowie wysłuchaliśmy setki, a może tysiące Twoich przepięknych kazań, ale dziwnym zbiegiem okoliczności fragmenty jednego z wielu, wygłoszonego 2 lata temu, w Wielki Czwartek, na temat kapłaństwa, pamiętam doskonale i cytuję z pamięci: „Każdy kapłan spośród ludzi jest wybrany i posłany do ludzi. Drodzy, bracia i siostry, módlcie się za mnie, aby ręce, które wznoszą Ciało i Krew Chrystusa przy tym ołtarzu, były zawsze czyste. Aby mój język głosił jak najwierniej i z mocą Ewangelię Chrystusowa. Aby to serce, już trochę zmęczone i chore, biło zawsze dla was i dla Tego, który mnie posłał”.
Ten fragment homilii oddaje w zasadzie całą treść jego kapłaństwa, jego życia osobistego i jego przebogatej osobowości. Ile w tych słowach pokory i zawierzenia.
Kochany Księże Proboszczu! Spośród biednej rodziny, spod strzechy, która stała prawie w centrum Żołyni, zostałeś wybrany i posłany do Sobowa w 1969 r., by organizować tutaj parafię, z polecenia bp. Ignacego Tokarczuka. Zamieszkałeś na skraju wioski, w drewnianej chałupie, zimnej, z glinianym klepiskiem, a w ciasnej komorze uczyłeś dzieci religii.
Te ręce, które poleciłeś wtedy naszym modlitwom, szczodrze rozdawały nam przez tyle lat Ciało Chrystusa. Te ręce kreśliły znak krzyża na naszych czołach, te ręce błogosławiły nas na koniec każdej Mszy św. Te ręce namaszczały nasze obolałe ciała w sakramencie chorych, przygotowując do ostatniej drogi. Te ręce czyniły znak krzyża nad głowami tysięcy penitentów przy kratkach konfesjonału, przynosząc ulgę udręczonym sumieniom. Dziękujemy Ci za to.
Te ręce też wznosiły świątynię i plebanię. Kiedy my, po kilka razy w roku przychodziliśmy do wyznaczonej kolejki, Ty byłeś zawsze, nosząc cegłę, zaprawę, kopiąc ziemię lub władając kielnią. Przychodziłeś przed 6. rano, żeby przygotować front robót: tak było codziennie, tylko z małą przerwą na pośpieszny obiad albo na Mszę św., w czasie której nie mogłeś podnieść z bólu tych spracowanych rąk, by wznieść je na przepisaną wysokość. Jedyną zapłatą za Twą ciężką pracę były dwa skazujące wyroki wydane przez ówczesną władzę. Te ręce przez ostatnie lata porządkowały kościół, obsługiwały ogrzewanie, aby nam było ciepło. Czasami pytany, czy nie mógłby robić tego kto inny, odpowiadałeś: „Praca fizyczna uczy człowieka pokory, daje czas na refleksję, no i trochę chwały Bożej przysparza”.
W środę te spracowane ręce oplotłem osobiście różańcem, ułożyłem do wiecznej modlitwy i ucałowałem z szacunkiem. Dziękujemy Ci za Twoje spracowane dłonie.
Czcigodny Księże Prałacie, miałeś szczególny dar Ducha Świętego, aby z mocą głosić Dobrą Nowinę. Umiłowany Księże Proboszczu, Twoje chore i skołatane serce urzekało nas swoją prostotą, wielką pobożnością i skromnością. Nigdy nie przywiązywałeś wagi do rzeczy materialnych i osobistych, odpowiadając otwarcie: „Czy ja będę szczęśliwszy, jak będę miał jeszcze jedną koszulę więcej?”. Dziękujemy Ci za Twoją szlachetność.
Czerpaliśmy z Ciebie wzór zdyscyplinowania i szacunku do drugiego człowieka. Ukochany, Księże Prałacie, parafrazując można powtórzyć za św. Pawłem, że w dobrych zawodach wystąpiłeś, idąc niełatwą i nie prostą, ale za to najpiękniejszą drogą ku świętości. Bieg ukończyłeś tu, przy Ołtarzu Pańskim, wielbiąc Boga. Wiary nie tylko ustrzegłeś, ale ją w nas pomnożyłeś swoim słowem i przykładem swojego życia - Pan Bóg miłosierny niech Ci da wieniec chwały, żyj zawsze w naszej pamięci i odpoczywaj w pokoju z Chrystusem Zmartwychwstałym
Pomóż w rozwoju naszego portalu