Chrystus urodził się jako zwykłe, ludzkie dziecko - bezradne, zależne we wszystkim od drugiego człowieka. Bóg nie przyszedł do ludzi w aureoli mocy i chwały, lecz tylko w słabości i uniżeniu. Każdego roku, pomimo 2000 lat - Jezus na nowo, tak samo, rodzi się wśród nas. Bóg przemawia do nas głosem dziecka, żebraka, więźnia, chorego. Poniżony - pokazuje nam innych poniżonych, bezsilny - innych bezsilnych. Sługa Boży bp Jan Pietruszko o tajemnicy świętej nocy Bożego Narodzenia pisze: „W tajemnicy betlejemskiej można odczytać wołanie Chrystusa i Jego Matki: zabierz nas stąd, bo to jest nieludzkie, to nie jest normalne, kiedy człowiek rodzi się w stajni. Stajnia jest miejscem nie dla ludzi, jest miejscem zwierząt. Zabierz nas stąd. Trzeba nam dzisiaj u ciebie zamieszkać. Jesteśmy na tym świecie bezdomni. Przyjmijcie nas, otwórzcie nam swój dom i swoje serca - abyśmy mogli ofiarować wam naszą przyjaźń”.
Z bezradnego dziecka wyrasta dorosły człowiek. Wtedy wydaje mu się tak często, że nie potrzebuje nikogo - ani przyjaźni, ani przyjaciół. Zapomina nawet o tych, od których całkowicie był zależny - o rodzicach. A gdy tylko dotknie go choroba lub bezlitosna starość, jest tak bezsilny jak w dzieciństwie. I znów staje się zależny od innych - od lekarza, pielęgniarki, salowej, domowników. Właśnie człowiek chory, bezradna staruszka czy bezsilny starzec, staje się słaby jak Dziecię Jezus w noc Bożego Narodzenia.
W dzisiejszym świecie - tak bardzo zagonionym i nerwowym - tylu ludzi choruje, tylu starców jest osamotnionych i opuszczonych przez własne dzieci. Leżą w szpitalach, zakładach dla nieuleczalnie chorych, domach starców - nikomu niepotrzebni. Często cierpią. Niejednokrotnie drżą przed czekającą operacją czy zabiegiem. Otoczenie nie ma dla nich wiele czasu. To zapracowani i za bardzo zajęci sobą ludzie. Kilka lat temu została wydana książka Pawła de Kruifta Człowiek przeciwko chorobom umysłowym, która traktuje o amerykańskim lekarzu pracującym w szpitalu dla umysłowo chorych. Jego działalność jest lepsza i skuteczniejsza od poczynań innych lekarzy. Dlaczego? Lekarz ten przez pewien czas sam był w szpitalu. Rozumiał potrzeby chorego. Wiedział doskonale, że lekarstwo nie działa automatycznie. Stosowane bezosobowo staje się zawodne. Te same natomiast środki w rękach człowieka troszczącego się o zdrowie drugiego dają znakomity rezultat. Lekarz, bohater wspomnianej książki, wyleczył setki ludzi. Podając leki, posługiwał się lekarstwem obcym podręcznikom medycznym - serdecznością. Dziś z opieki nad chorymi uczyniono zawód. Spotykamy fachowców, coraz to nowych specjalistów, ale mało jest lekarzy na miarę Beyzyma, Damiana, Schweitzera, Matki Teresy z Kalkuty. Są coraz nowocześniejsze szpitale, ale coraz mniej w nich ludzkiego serca.
Jezus, rodząc się ubogi, przynosi nam wszystko: całe swoje Bóstwo. Boża Dziecina uczy nas postawy wobec chorego, który czeka na nas, wobec starca, który nas potrzebuje. Jezus uczy nas największej mądrości: miłości bliźniego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu