Cała Polska bawi się w noc sylwestrową na placach miejskich. Tysiące mieszkańców miast i miasteczek zdecyduje się Nowy Rok spędzić na zimnie, kilka godzin na stojąco, w przygodnym towarzystwie, zamiast
bawić się w miejscach o znacznie większym komforcie, z dobranym towarzystwem. Sylwestry na wolnym powietrzu, sądząc po rozmowach ze znajomymi, są właściwie udręką. Co prawda, kilka chwil w okolicach północy
wprowadza nieco sensu, natomiast cała reszta to „brud, hałas i obrzydlistwo”. Na placu chrzęści pod stopami i kołami wózków z dziećmi (o tej porze!) potłuczone szkło. Wokół roznosi się fetor
rozlanego wina i huk bezmyślnie rozrzucanych petard. Te i inne imprezy uliczne nie tylko cieszą się wzięciem wśród zwykłych obywateli, ale w dobrym tonie jest, by pokazali się na nich różni notable. Przychodzą
więc prezydenci miast, wojewodowie i kto tam jeszcze, a wszystko po to, by dać do zrozumienia, że oni też są z ludem (sic!). Starają się zrobić wrażenie, że to całe miasto, a nawet cała Polska wyległa
na ulice, by witać Nowy Rok.
Dziś tak cały świat się bawi. Słyszymy i oglądamy obrazy sylwestrowe w telewizji. Wychodzimy więc z domu w zimną noc, by zaznać podobnych wrażeń. Pokrzyczymy sobie przez parę chwil, wypijemy szampana
z butelki, a następnie wracamy do domu, grzęznąc po kolana w potłuczonym szkle oraz w oparach alkoholu.
Zabawowicze czują się świetnie na ulicznych imprezach. Pierwsze nocne wyjście znowu związane z Nowym Rokiem. Kiedy następne i z jakiej okazji? Czas pokaże.
Wertuję puste kartki kalendarza, niezapisane jeszcze żadnymi - miłymi czy przykrymi - zdarzeniami. Z nadzieją patrzę na przyszłość. Kalendarz to wielka i gruba księga, bo mniej niż 365
kartek liczyć nie może.
Pomóż w rozwoju naszego portalu