Reklama

„Odnaleźć twą miłość już czas!”

Zachęcają ze 100-procentowym przekonaniem przedstawiciele młodego pokolenia, członkowie katolickiego zespołu wokalno-ewangelizacyjnego „Mocni w Duchu” z Łodzi: Karolina Barycka i Adam Dziedzic. Pełni entuzjazmu, radości, energii oraz tego, czego najbardziej brakuje wielu ich rówieśnikom i nie tylko, a mianowicie: Wiary, Nadziei i Miłości. „Mocni w Duchu” mówią z Duchem o swojej Wielkiej Miłości.

Niedziela w Chicago 16/2004

Zespół „Mocni w Duchu” z Łodzi

Zespół „Mocni w Duchu” z Łodzi

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna M. Klaczak: - „Odnaleźć Twą Miłość już czas!”. Jaką Miłość odnaleźć już czas?

Karolina Barycka: - Kiedy człowiek dorośnie i ileś czasu żyje, to w pewnym momencie orientuje się, że mógł coś zrobić, a nie zrobił. Na to był już czas, teraz już go nie ma, bo przechodzi się do nowych rzeczy. Takie jest doświadczenie ludzkie. Dlatego już najwyższy czas nie zastanawiać się! Miłość nas ukochała, Jezus nas pierwszy ukochał. Zatem dlaczego mamy się do Niego odwracać plecami i mówić: „Panie Jezu, poczekaj, szkoda mi jeszcze czasu dla Ciebie...”. Dlatego, jeżeli naprawdę odczuwamy miłość Pana Boga, jeżeli o niej usłyszymy, to szkoda tracić czasu, żeby nie otworzyć się na spotkanie z Jezusem i nie odmienić swojego życia.

- Dlaczego człowiek, szczególnie młody, tak bardzo potrzebuje Miłości Bożej?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Adam Dziedzic: - Młodość jest takim szczególnym etapem poszukiwania. Poszukiwania akceptacji, wsparcia... Często młody człowiek poszukuje tam, gdzie ich nie ma. Przyjmuje się, że tą akceptacją, miłością może obdarzyć drugi człowiek. Szuka się tej miłości u innych ludzi, a bywa to przeważnie kiepskim fundamentem. Jezus jest źródłem prawdziwej miłości, która znosi wszelkie trudy.

Reklama

Karolina: - Wielu z nas przekonało się, jak można rozczarować się drugą osobą. Ktoś deklarował nam miłość, stałość i potem się z tego wycofał lub też my kogoś rozczarowaliśmy. Czy to ma spowodować, że w tym momencie moje życie się rozpada? Przecież życie jest wspaniałą przygodą, jest darem danym od Pana. Kiedy odkryjemy, że istnieje coś nadrzędnego, dużo większego, wspanialszego niż przemijająca miłość ludzka, to wtedy zrozumiemy, że naprawdę możemy się tylko oprzeć na Miłości Bożej. Muszę powiedzieć, że Miłość Boża w moim przypadku bardzo dobrze wychowuje mnie do miłości ludzkiej, do odkrywania jej z drugim człowiekiem. To, iż wszystkiego oczekuję od Jezusa, sprawia, że nie stawiam zbyt wysokich, przesadnych wymagań wobec drugiego człowieka, czy to wobec mojego chłopaka czy rodziców, bo oni nie są w stanie całkowicie zaspokoić moich marzeń i oczekiwań! Wcześniej czy później spotkałoby mnie rozczarowanie z ich strony. Z Bogiem, który jest nieogarnięty, wszechmocny, jest inaczej. Boga można prosić o bardzo wiele. On nas wychowuje. On sam utrzymuje tę Miłość, ona jest rzeczywiście niekończącą się Miłością. Nie można się zawieść na Bogu.

- Jak Wy osobiście rozumiecie Miłość Bożą? Czym Ona dla Was jest?

Karolina: - O tym mogłabym bardzo wiele i długo opowiadać. Miłość Boża w pewnym stopniu jako doświadczenie powaliła mnie na kolana, kiedy miałam 17 lat i usłyszałam modlitwę ludzi, którzy wielbili Pana Jezusa. Byli oni dla mnie ludźmi świętymi. Przykład ich porywającego świadectwa był dla mnie obrazem harmonii świata, czyli spełnienia i miłości. Był odpowiedzią na moje oczekiwania jako bardzo młodej osoby i wszelkim spełnieniem, po prostu Miłością Bożą. I wtedy otworzyłam się na nią. Nie jest tak, że Miłość Boża jest bezimienna. Jest Osobą, ma na imię Jezus, czyli Bóg zbawia. I w tym imieniu Jezus Bóg rzeczywiście zbawia. Jezus jest sercem Miłości i sercem wszelkiego mojego odczuwania, pragnienia, chcenia... Bóg zbawia - to Imię to droga i cel. Miłość jest bardzo aktywna, jest żywa. Miłość wymaga, Miłość troszczy się, Miłość stawia cele i zadania. Bo Miłość jest Osobą, bo Miłość jest Jezusem.

Reklama

Adam: - Pierwszy raz doświadczyłem Miłości Bożej, gdy już wszystko inne zawiodło. Miałem mniej więcej tyle lat co Karolina. Byłem już sfrustrowany swoimi własnymi poszukiwaniami miłości. I właśnie wtedy doświadczyłem Miłości Bożej podczas modlitwy o uzdrowienie. Doświadczyłem, że Pan Bóg ma naprawdę moc uzdrowić moje uczucia, moje wspomnienia i wypełnia wszelkie braki, których żaden człowiek nie jest w stanie zapełnić. I teraz krocząc z Jezusem, widzę tę miłość, której wcześniej nie dostrzegałem. To, że jestem, że żyję, że mam przyjaciół, osoby, które mnie kochają, to jest też sposób, w który Pan Bóg mnie kocha, czyli mam oczy i serce otwarte na dobro, które Pan Bóg mi daje, ale też potrafię Panu dziękować w trudnych doświadczeniach, bo to też jest Miłość Boża. Pan Bóg poprzez trudne sytuacje w moim życiu wychowuje i umacnia mnie. Wiem, że jeżeli mam jakieś trudne doświadczenie i jeśli przechodzę je z Jezusem, to On mnie umacnia. I to też jest Miłość Jezusa, że On w tym moim cierpieniu nie pozostawia mnie samego.

Karolina: - Trzeba podkreślić, że bez osobistego doświadczenia spotkania ze zmartwychwstałym Panem trudno zrozumieć ten temat. Trudno przeżywać Miłość Bożą, włączając w to także ludzką. My mówimy z perspektywy ludzi, którzy mają za sobą doświadczenie Miłości Bożej. Spotykamy się i żyjemy w kręgu ludzi, którzy również przeżywają to doświadczenie, że Jezus żyje, że zmartwychwstał, że jest dzisiaj obecny, nie opuszcza nas. Jednak najpierw na takie doświadczenie trzeba się otworzyć.

- Jak odnaleźć Miłość Jezusa?

Reklama

Karolina: - Często można Ją odnaleźć w świadectwie wiary drugiego człowieka. Trzeba także jakby pozwolić się zachwycić! Można bowiem bardzo długo stać i płakać, tak jak Maria Magdalena przy grobie Jezusa. Pamiętamy, że jej załzawione oczy nie rozpoznawały, że Osoba stojąca przed nią jest jej ukochanym Jezusem! Właściwie to od naszej dobrej woli zależy, czy nasze oczy przejrzą, czy będziemy cały czas tak stać i płakać i czuć się nieszczęśliwi. Można się do tego nawet przyzwyczaić. Odczuwać w tym pewien styl życia, że jest mi tak smutno, że wszyscy na mnie zwracają uwagę, że jestem w centrum zainteresowania. Jednak wtedy nie zauważy się czegoś ważnego, Kogoś ważnego. Tak jak Maria Magdalena, która dopiero, gdy usłyszała Jezusa zwracającego się do niej: „Mario!” i otworzyła się, poznała Zmartwychwstałego. Oczy jej nie pomogły, ale pomogły jej uszy. Pan Bóg o tym wie, szuka nas różnymi drogami, wieloma sposobami próbuje docierać do naszych serc, ale trzeba się otworzyć na to spotkanie. Dobrze jest, gdy jednak sami szukamy. Kto szuka, ten znajdzie. To jest naprawdę dobre rozwiązanie. Szukać!

- Miłość Jezusa daje człowiekowi prawdziwą radość, siłę, optymizm... Ale także niesie z sobą trudne wybory, zmiany i cierpienie... Dlaczego warto mimo to zdecydować się na Jego Miłość?

Reklama

Karolina: - Nikt przecież nie powiedział, że będzie nam łatwo. Do życia trzeba podchodzić z wielkim szacunkiem. Szanować to, że w życiu jest obecne cierpienie. Cierpienie spotyka wszystkich i przede wszystkim spotkało Jezusa. Zatem stawiam sobie pytanie: czy będę żył tylko cierpieniem, wiecznie nie wierząc w siebie, wiecznie narzekając, wiecznie chodząc smutny i wiecznie doświadczając tych samych trudności, czy po prostu będę szukał jakiegoś rozwiązania, sensu? Szukając wsparcia, mimo iż doświadczam cierpienia, modlę się do Pana Boga, prosząc: „Panie zaradź, Panie ulżyj, zmień mój los...”. Pan Bóg działa i może mój los odmienić. Niekoniecznie musisz trwać w cierpieniach i w jakiś trudnych sytuacjach, bo z doświadczenia wiadomo, że i one się rozwiązują. Cierpienie jednak spotyka człowieka pokornego, który chce współpracować z Jezusem w dobrych i trudnych doświadczeniach. Zarówno Adam, jak i ja w naszych świadectwach dzieliliśmy się podczas tegorocznych rekolekcji wielkopostnych na Trójcowie trudnymi doświadczeniami naszego życia. My nie mówiliśmy, że one nas zdołowały czy zabiły w nas wiarę! Właśnie one stały się przyczyną naszego głębszego spotkania z Jezusem. Widzę dwie drogi: albo można załamać się - wybrać stary styl życia i wrócić do grzechów, do nałogów, do beznadziei albo można wzmóc czuwanie wobec trudności, wzmóc prośbę do Boga, poprosić też innych ludzi o modlitwę i powrócić jeszcze głębiej do Pana. Przyznam szczerze, że Pan Bóg bardzo błogosławi takiej duszy, która poszukuje Go wśród trudów i utrapień. „Choćbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty, Panie, jesteś ze mną” (por. Ps 23, 4).

Adam: - Życie bez cierpienia, bez trudnych wyborów jest fikcją i iluzją. To jest po prostu kłamstwo. Sam Jezus zapowiada, że droga będzie trudna. Ale naprawdę cierpienie z Jezusem jest zupełnie inne. Cierpienie bez Jezusa to jest piekło na ziemi. Jeżeli swojego cierpienia nie chcę przeżywać z Jezusem, to właśnie skazuję się na coś takiego i to jest nie do wytrzymania.

Reklama

Karolina: - Kiedy podjęłam bardzo ważną decyzję życiową, że muszę się rozstać z osobą, którą kochałam, i zerwać moje narzeczeństwo, moje serce strasznie cierpiało mimo świadomości, że dokonałam właściwego wyboru. Pamiętam, jak poszłam do kościoła i akurat ksiądz podał przykład jakiegoś człowieka, który strasznie cierpiał i był w depresji. Ten człowiek miał przed sobą do wyboru: pistolet lub krzyż. Mógł albo poddać się i odebrać sobie życie, albo wybrać krzyż, czyli zgodę na takie życie, jakie ono jest. Ten pierwszy wybór byłby aktem przegranej, poddania się i niemocy. Drugi wybór był aktem heroizmu i siły. Na swoim przykładzie muszę przyznać, że kiedy cierpiałam po rozstaniu z ukochaną osobą codziennym wyzwaniem i aktem heroicznej siły było to nawet, że wstawałam rano i szłam umyć zęby, a potem robiłam sobie śniadanie. Było to tylko tyle, na co mnie było stać. Ale ja chciałam wybierać życie. Mogłam zdecydować, że leżę i już się z tego łóżka nie podniosę, bo nie mam już sensu i celu przed sobą. Nasze heroiczne wybory wyglądają często bardzo zwyczajnie i o tym nikt nie wie. Te najważniejsze wybory są ukryte w czterech ścianach naszych domów. I tak krok za krokiem, wstałam, zrobiłam sobie śniadanie i pomyślałam, że może wyjdę na spacer, odwiedzę kogoś z bliskich, zadzwonię do kogoś, poproszę o pomoc... Przyznam, że ten krok po kroku to był powoli - wybór życia! I tak codziennie wybieram życie. Wybieram krzyż i nie poddaję się, bo poddawanie byłoby przekreślaniem wartości chrześcijańskich, a to nie ma sensu.

- Wy już zdecydowaliście, odkryliście Jego Miłość. Co możecie powiedzieć w imieniu Jezusa - jako Jego uczniowie i świadkowie - człowiekowi, szczególnie młodemu, który wciąż jest niepewny, waha się, który jeszcze nie odnalazł Miłości Jezusa?

Adam: - Zachęcamy do tego, żebyś nie tracił czasu, sił i życia na szukanie miłości tam, gdzie jej nie ma. A nie ma jej nigdzie poza Jezusem. Doświadczyłem tego i dlatego mówię, że Jezus jest tym, który Cię kocha.

Karolina: - Zwycięstwo nas, chrześcijan, jest po stronie Jezusa! Jezus jest tym, który wyciąga rękę, zaprasza. Możesz stanąć po Jego stronie i Twoje życie może być szczęśliwe. Nie ma innej możliwości. Możesz być tylko szczęśliwy, nawet gdy stoją przed Tobą jakieś wymagania, zasady, które na razie Cię przerastają. One nie są tak naprawdę trudne, kiedy czyni się je z miłości. Kocham, dlatego nie czynię zła. A nie dlatego, że mi ktoś karze. Jestem dzieckiem, synem, a nie niewolnikiem. To jest właśnie wolny wybór, czynię to wszystko z miłości, ponieważ chcę i kocham bardzo bliską, drogą mi Osobę, którą jest Jezus.

- Bardzo dziękuję za rozmowę.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świdnica. Palmowa procesja i pasyjna refleksja

2025-04-13 17:16

[ TEMATY ]

Świdnica

bp Marek Mendyk

Niedziela Palmowa

Hubert Gościmski

Procesji z palmami przewodniczył bp Marek Mendyk

Procesji z palmami przewodniczył bp Marek Mendyk

Liturgia Niedzieli Męki Pańskiej rozpoczęła w najważniejszy czas w roku liturgicznego – Wielki Tydzień. W katedrze świdnickiej uroczystościom 13 kwietnia przewodniczył bp Marek Mendyk, który nie tylko celebrował Eucharystię, ale także wygłosił homilię, zachęcając wiernych do osobistej odpowiedzi na pytanie o tożsamość Chrystusa.

Uroczysta liturgia rozpoczęła się w głównej nawie świątyni, gdzie pasterz diecezji poświęcił przyniesione przez wiernych palmy. Po odczytaniu Ewangelii o wjeździe Jezusa do Jerozolimy, procesja liturgiczna ruszyła w stronę ołtarza. W czasie Mszy Świętej opis Męki Pańskiej odczytali alumni roku propedeutycznego wraz z diakonem Akselem Mizerą. A liturgię ubogacił katedralny chór Tactus Sonus.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Chodzi o to, żebyśmy na chwilę się zatrzymali

2025-04-14 09:47

[ TEMATY ]

Ośno lubuskie

misterium pasyjne

Archiwum parafii

Misterium Pasyjne w Ośnie Lubuskim w tym roku odbyło się po raz czwarty

Misterium Pasyjne w Ośnie Lubuskim w tym roku odbyło się po raz czwarty

Wśród historycznych murów miasta, w Ośnie Lubuskim, 11 kwietnia przedstawiono Misterium Pasyjne. Wydarzenie od kilku lat jednoczy nie tylko parafię, ale także społeczność miasta.

Misterium Pasyjne w Ośnie Lubuskim w tym roku odbyło się po raz czwarty. Jego inicjatorem jest ks. Jacek Błażkiewicz, który przybył do parafii pw. św. Jakuba Apostoła w 2021 r. - Z każdym rokiem coraz więcej osób angażuje się w to wspólne dzieło, integrują się między sobą, jest to też dla nas forma rekolekcji oraz ewangelizacji w tych trudnych czasach – zauważa ks. Błażkiewicz. Kapłan i tym razem, podobnie jak rok temu, wcielił się w postać Jezusa: - Grając w zeszłym roku Pana Jezusa czytałem wiele razy mękę, dużo się modliłem, obejrzałem wiele filmów, które ukazywały Jego drogę krzyżową. Mimo moich ludzkich słabości, grzechów móc się wcielić w postać Jezusa to dla mnie księdza ogromne duchowe przeżycie – dzieli się ks. Jacek.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję