Reklama

W rodzinnych stronach ks. Jerzego

- W Święta Wielkanocne razem z Jurkiem braliśmy ugotowane i pomalowane jajka do ręki i uderzaliśmy „noskami” jedno o drugie - wspomina ks. Kazimierz Gniedziejko, cioteczny brat ks. Popiełuszki.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Okopy, kraina dzieciństwa Jerzego Popiełuszki, to stara, typowa polska wieś, położona 5 kilometrów od Suchowoli. Pośrodku wsi, po prawej stronie stoi dom. Szary, niepozorny, jak podobne w okolicy. Jedynie umieszczony naprzeciw niego głaz, a na nim napis: „W 10. rocznicę męczeńskiej śmierci księdza Jerzego”, wskazuje, że tu mieszka rodzina Popiełuszków.
Przez otwartą furtkę wchodzę na podwórko. Drzwi do domu są otwarte. W sieni spotykam drobną kobietę, pochyloną nad wiadrem. To Marianna Popiełuszko, mama księdza Jerzego. W czarnej spódnicy i czarnej bluzce, w biało-czarnej chustce na głowie przelewa mleko w bańki. Przerywa pracę i przez kuchnię prowadzi mnie do pokoju. - Niech siada - mówi charakterystyczną dla Białostocczyzny polszczyzną. Ze stołu zdejmuje różaniec, energicznie przeciera ręką ceratę i kładzie na talerzu pokrojone, domowe ciasto. Pytam o jej syna, o jego dzieciństwo i młodość.
Siada naprzeciw, obok żółtego kaflowego pieca, na łóżku zaścielonym kolorową narzutą. - Tutaj urodził się ksiądz Jerzy - mówi cicho. Oczy ma zamyślone, ale przez pooraną zmarszczkami twarz przebija się uśmiech. O swoim synu nie mówi zwyczajnie, ciepło i czule, jak matki o swych dzieciach: mój syn albo Jurek. Tylko zawsze: ksiądz Jerzy. Z ogromnym szacunkiem, pietyzmem, jak mówi się o świętych.

Dlaczego Alek

Chłopiec, którego wtedy urodziła, to Alek. Na chrzcie otrzymał imię: Alfons - co znaczy: szlachetny, życzliwy, szybki. Nosili je Germanowie i królowie hiszpańscy. W dawnej Polsce mało kto nadawał je dzieciom.- Imię ja wybierałam - przyznaje mama. Św. Alfons był znany i czczony w tej rodzinie od dawna. Czytała o nim także Marianna Popiełuszko w starych książkach i kalendarzach. Wiedziała, że był wielkim teologiem, ale przede wszystkim świętym kapłanem, który swe życie poświęcił całkowicie Bogu. Może dlatego postanowiła dać takie imię synowi? Teraz tego już nie pamięta. Potem jej syn zmienił imię na: Jerzy. - W Warszawie „Alfons” źle się kojarzyło, miało pejoratywne znaczenie - tłumaczył rodzinie motywy swej decyzji.
Dzieciństwo Alka przypadło na lata 50. W tym okresie Popiełuszkom, jak wszystkim po wojnie, żyło się ciężko. Utrzymywali się z siedemnastohektarowego gospodarstwa. W pracach polowych pomagały dzieci. Mały Alek - chyba najmniej ze wszystkich. Pewnie dlatego, że był kruchy, szczupły. Na starych fotografiach z tamtych czasów, które przechowuje matka, widać drobnego chłopczyka. Z relacji jego bliskich, kolegów szkolnych i sąsiadów wynika także, że był delikatny, wrażliwy, trochę nieśmiały, ale bardzo lubiany przez bliskich. - Grzeczny, uprzejmy, nigdy nie powiedział niczego przykrego - charakteryzuje go ciotka, Janina Gniedziejko.
W domu Popiełuszków w Okopach, w pokoju przy oknie stoi mały ołtarzyk. Biała figurka Matki Bożej, obok święte obrazki, kwiaty. Nad kapliczką, w brązowych ramach, wisi obraz Pana Jezusa. - Gdy ksiądz Jerzy był dzieckiem, podobna kapliczka była dwa metry dalej, w rogu pokoju - wspomina mama.
To tutaj gromadziła się cała rodzina na wspólną modlitwę. W środę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w piątek do Serca Pana Jezusa, a w sobotę do Matki Bożej Częstochowskiej. W maju odmawiano tu wspólnie Litanię Loretańską, w październiku Różaniec.- Tak było zawsze. Jerzy modlił się z nami. Sam siebie pilnował. Pan Jezus był dla niego ważny - opowiada pani Marianna.
W tej rodzinie wiara była czymś naturalnym. Po prostu była i już. Rodzice dbali o religijne wychowanie swych dzieci. W środy, piątki i soboty pościli. W niedzielę ojciec całą rodzinę wiózł furmanką do kościoła. A mama drogę mierzyła „na Różańce”, bo zawsze, jak gdzieś szła albo skądś wracała, odmawiała kolejne „Zdrowaśki”.
Wszystkie święta w domu rodzinnym księdza Jerzego były zgodne z tradycją. Na Wielkanoc uroczyście święcono pokarmy. - A potem razem z Jurkiem braliśmy ugotowane i pomalowane jajka do ręki i uderzaliśmy „noskami” jedno o drugie. Zwyciężał ten, którego jajko pozostało całe. Było przy tym dużo śmiechu. Potem razem staczaliśmy te jajka po pagórku - wspomina ks. Kazimierz Gniedziejko, o dziesięć lat młodszy cioteczny brat Jerzego Popiełuszki, obecnie proboszcz w Stanisławowie koło Nieporętu.
W Wielkim Poście cała rodzina w piątki uczestniczyła w nabożeństwach Drogi Krzyżowej, a w niedzielę w Gorzkich Żalach. W święto Matki Bożej Gromnicznej dzieci przynosiły z kościoła świece, które przechowywano potem w domu przez cały rok. W czasie burz mama wystawiała je w oknach dla bezpieczeństwa i wszyscy głośno się modlili.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Rodzinne wzorce

Popiełuszkowie w Okopach mieszkali „od zawsze”. Była to rodzina wielopokoleniowa: pod jednym dachem dziadkowie, rodzice i dzieci.
Z dzieciństwa Jurek pamiętał swą babcię Teofilę, a także dziadka Jana, który słynął w okolicy z mocnego, czystego głosu. Był najlepszym śpiewakiem we wsi. Znał na pamięć wszystkie pieśni religijne. Śpiewał je nie tylko w kościele, ale również w domach sąsiadów, gdy - zgodnie z kresową tradycją - wieś przez trzy dni żegnała swoich zmarłych.
Jerzy był bardzo związany także ze swoją babcią ze strony mamy - Marianną Gniedziejko, z domu Kalinowską. Mieszkała w Grodzisku, oddalonym od Okopów o kilka kilometrów. Cieszyła się poważaniem w całej rodzinie, była wyjątkowo pobożna. - Do końca życia, mimo braku sił, dreptała codziennie do kościoła - wspomina ks. Kazimierz Gniedziejko. - Jurka kochała chyba najbardziej, była w niego wpatrzona, dumna, kiedy poszedł do seminarium - mówi Adela Gniedziejko, krewna z Grodziska. Wnuczek odwzajemniał tę miłość. Gdy ktoś z Okopów jechał do Grodziska, wskakiwał na furmankę, by dostać się do babci. Lubił u niej przebywać.
W domu Popiełuszków w Okopach czy Gniedziejków w Grodzisku często rozmawiano o historii. Od najmłodszych lat Jerzy dowiadywał się o tym, co tak naprawdę stało się 17 września 1939 r. albo czym było Powstanie Warszawskie. Dobrą okazję stanowiły długie zimowe wieczory albo też latem wspólne prace w polu. Jerzy wyniósł więc z domu atmosferę ciężkiej pracy, pobożności, także szacunku dla prawdy i poszanowania ludzkiej godności. To wszystko nie mogło pozostać bez wpływu na postawę przyszłego księdza. Tym bardziej, że z rodzinnym gniazdem zawsze łączyły go silne więzy emocjonalne.

Okopy zawsze bliskie

Nie zapomniał o rodzinie, gdy wyjechał do Warszawy i wstąpił do seminarium. Na wszystkie święta przyjeżdżał do Okopów, tu spędzał ferie i wakacje. Czasu wolnego było mniej, gdy został księdzem. Niedziele były zajęte, ale jeden dzień w tygodniu miał wolny. Niekiedy wybierał się więc wtedy do domu, choć po porannej Mszy w Warszawie musiał przebyć ponad 200 km i wrócić wieczorem do stolicy. Za każdym razem jednak w pierwszej kolejności jechał do Grodziska odwiedzić babcię. Wpadał najczęściej zadyszany jak po ogień. Janina Gniedziejko, ciotka Jerzego z Grodziska wspomina: - Kiedyś przyniósł babci bombonierkę. Zapytałam go wtedy: „Jurek, może herbaty ci zrobię”. A on na to: „Przepraszam, ale nie mam czasu”. Trudno było go uprosić, by został. Czasami to nawet myślałam, że może on nami gardzi, ale potem zrozumiałam, że nie. Po prostu miał dużo zajęć.
U rodziców niekiedy udawało mu się zatrzymać dłużej: na dwa albo trzy dni. Nie zaniedbywał ich, nawet wtedy, gdy już go śledzono, prześladowano, gdy jeździł w otoczeniu „aniołów stróżów”. Wciąż starał się w miarę regularnie odwiedzać rodzinny dom. W swoich Zapiskach napisał później pod datą 15 listopada 1982 r.: „Jadę do rodziców, dawno nie byłem, a przecież nie wiadomo, jak się moje losy dalej potoczą”. Trzy dni później: „Ucieszyli się bardzo. Byli o mnie bardzo niespokojni. W domu, gdy robiłem zdjęcia tacie, popłakał się staruszek. Tak mało mam czasu dla Rodziców. A przecież nie będę miał ich długo. Tata ma 72 lata”.
Ojciec bardzo kochał Jerzego. „Ślepą”, bezwarunkową miłością. Po prostu za to, że był.
- O niego zawsze najwięcej się troszczył, chciał go ochronić przed całym złem świata. Nie chciał go puścić do seminarium do Warszawy, bo to daleko i wielkie miasto - wspomina Józef Gniedziejko, krewny z Grodziska.
Władysław Popiełuszko ciężko przeżył porwanie i śmierć swego syna księdza. Sam zmarł po długiej chorobie, 24 czerwca 2002 r. Miał 92 lata. W rodzinie mówią, że był jak św. Józef, cichy, spokojny, wrażliwy. Przez całe życie jakby w cieniu żony. Ale byli dobraną parą, kochającym się małżeństwem.
- Trudno mi pogodzić się z tym, że go już nie ma, 60 lat przeżyliśmy razem - wyznaje ze łzami w oczach Marianna Popiełuszko. Mieszka teraz z wnukami i synem Stanisławem. Wciąż pamięta uprowadzenie i męczeństwo księdza Jerzego. Do tego doszły jeszcze inne dotkliwe wydarzenia w domu. W 1992 r. nagle zmarł jej osiemnastoletni wnuczek Tomek, a niedawno syn Stanisław został wdowcem, potem odszedł jej mąż. - Dlatego dzisiaj mogę odmawiać tylko bolesne tajemnice Różańca - wyznaje.

Artykuł stanowi fragment wchodzącej właśnie na rynek wydawniczy książki: „Świadek prawdy. Życie i śmierć ks. Jerzego Popiełuszki”. Ukaże się ona nakładem Edycji Świętego Pawła.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Anioł z Auschwitz

Niedziela Ogólnopolska 12/2023, str. 28-29

[ TEMATY ]

Wielcy polskiego Kościoła

Archiwum Archidiecezjalne w Łodzi

Stanisława Leszczyńska

Stanisława Leszczyńska

Są postacie, które nigdy nie nazwałyby samych siebie bohaterami, a jednak o ich czynach z podziwem opowiadają kolejne pokolenia. Taka właśnie była Stanisława Leszczyńska – „Mateczka”, położna z Auschwitz.

Przyszła bohaterka urodziła się 8 maja 1896 r. w Łodzi, w niezamożnej rodzinie Zambrzyckich. Jej bliscy borykali się z tak dużymi trudnościami finansowymi, że w 1908 r. całą rodziną wyjechali w poszukiwaniu lepszego życia do Rio de Janeiro. Po 2 latach jednak powrócili do kraju i Stanisława podjęła przerwaną edukację.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas: diecezja sosnowiecka jest do obsiania, a nie do zaorania

2024-05-08 17:47

[ TEMATY ]

diecezja sosnowiecka

bp Artur Ważny

Abp Adrian Galbas

Dominik Pyrek/diecezja.sosnowiec.pl

„Diecezja sosnowiecka nie jest do zaorania, tylko do nieustannego obsiewania” - powiedział abp Adrian Galbas w środę podczas obrzędu kanonicznego objęcia diecezji sosnowieckiej przez bp. Artura Ważnego. Uroczystość oraz podpisanie stosownych dokumentów miało miejsce w katedrze w Sosnowcu.

Abp Adrian Galbas zaznaczył, że Kościół sosnowiecki ma przed sobą przyszłość, „choć niektórzy specjaliści od wszystkiego uważają, że tak nie jest”.

CZYTAJ DALEJ

37 lat temu w Lesie Kabackim rozbił się samolot Ił-62M „Tadeusz Kościuszko”

2024-05-09 07:29

[ TEMATY ]

lotnictwo

samolot

pl.wikipedia.org

Ił-62 w starych barwach PLL LOT (1978)

Ił-62 w starych barwach PLL LOT (1978)

37 lat temu, 9 maja 1987 r., w warszawskim Lesie Kabackim doszło do największej katastrofy w dziejach polskiego lotnictwa cywilnego. Zginęły 183 osoby - wszystkie, które znajdowały się na pokładzie. Katastrofa ponownie obnażyła dramatyczny stan bezpieczeństwa lotnictwa w krajach komunistycznych.

W drugiej połowie lat pięćdziesiątych po obu stronach żelaznej kurtyny trwały prace nad rozwojem samolotów odrzutowych dalekiego zasięgu. Jedną z pierwszych konstrukcji tego typu był sowiecki Iljuszyn Ił-62. Przeznaczony dla maksymalnie 195 pasażerów odrzutowiec został wprowadzony do służby w liniach Aerofłot w 1967 r. Wykorzystywano go do lotów transkontynentalnych oraz krajowych na najdalszych trasach, m.in. z Moskwy do Chabarowska i Władywostoku. W kolejnych latach wprowadzono zmodernizowaną wersję „M” z cichszymi silnikami. Iły i podobne do nich brytyjskie Vickersy VC10 (struktury były na tyle zbliżone, że podejrzewano Sowietów o kradzież technologii) charakteryzowały się wyjątkową konstrukcją. Obie maszyny posiadały aż cztery silniki na ogonie. W przypadku dużej awarii, np. pożaru jednego z silników, wszystkie pozostałe były narażone na szybkie zniszczenie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję