Na kanwie koncertu Stana Borysa
Kim właściwie jest Stan Borys? Wielkim artystą czy tylko jednym z wielu, którym w Ameryce „jakoś” (czyli nie najgorzej) się powiodło; piosenkarzem i pieśniarzem,
piewcą polskiej i światowej poezji czy człowiekiem „po przejściach”; mistykiem, który drogę do samodoskonalenia widzi m.in. w uprawianiu jogi czy tylko „mistyfikatorem”,
który z kultury Wschodu „zapożyczył” środki wyrazu, by być jeszcze bardziej oryginalnym? Dziennikarzom Stan Borys odpowiedział: „Czy jestem niczyj? Odpowiem słowami piosenki:
jam jest twój, jak i Boży. Przetłumaczcie to sobie sami”.
Koncert pt. „Niczyj” do tekstów Cypriana Kamila Norwida, a właściwie trzy koncerty Stana Borysa w Rzeszowie na pewno były wydarzeniami kulturalnymi, jakich dawno
w tym mieście nie przeżywano. Artysta nigdy nie uciekał od ambitnych tekstów - nawet u początku swej kariery w połowie lat 60., gdy podobno przyszedł do jednego
z ówczesnych animatorów kultury w Rzeszowie z... „Kazaniami...” ks. Skargi. I dobrze, że dalej trafił z nimi do Aleksandra Bardiniego, który go
nie wyśmiał, nie wyrzucił i sam się ich nie wystraszył (pamiętajmy, jakie to były czasy). Także dzisiaj, wbrew modom i tendencjom Stan Borys nadal sięga do poezji. Bezapelacyjnie
jest wiec jednym z niewielu polskich artystów (drugim był Czesław Niemen - dobrze, że pozostaje jego twórczość), którzy tę poezję, w tym poezję Norwida, Tuwima, Staffa i innych
mistrzów słowa wynieśli na najwyższy piedestał artyzmu. A to w dobie kulturalnego „upustynnienia” i postępującej komercjalizacji naszego życia godne jest odnotowania
i zwrócenia uwagi zwłaszcza młodego pokolenia Polaków. Tym bardziej, że tak jak dawniej, tak i teraz z liryzmem utworów nie kłóci się ich często rockowa, jazzowa czy bluesowa
oprawa.
No to kim właściwie jest ten człowiek, który zachwyca nas monumentalnym głosem, gdy śpiewa „Zmęczony burz szaleństwem” czy porywające „[... coraz to z ciebie jako z drzazgi
smolnej]”, niepokoi artystycznie „Studnią bez wody” i „Wiatrem od Klimczoka”, a trąca najczulsze struny naszej wrażliwości, śpiewając „Jaskółkę
uwięzioną” czy „Annę”? Pewno nie do końca zgłębimy tajemnicę jego osobowości, ale może trochę światła rzucą na nią słowa Stana Borysa wyczytane na jego stronie internetowej: „Czy
warto u progu trzeciego tysiąclecia zatrzymać się w biegu i zweryfikować swoje stanowiska i postawy duchowe wobec siebie i otaczającego nas świata
- odpowiedź jest tylko jedna - WARTO!”
Rozruchy antygibsonowskie
Gdy piszę te słowa (25 lutego, w Środę Popielcową) „Pasja” Mela Gibsona wchodzi na ekrany kin światowych. Do Polski dotrze za kilka dni. Zdążyłem się już jednak sporo
naczytać o tym filmie i jego twórcy. Niestety, niektóre opinie są wręcz histeryczne. Nie brakuje również obraźliwych i podstępnych inwektyw pod adresem reżysera.
Na przysłowiowej „pierwszej linii frontu” jest również postkomunistyczny „Przegląd”, który piórem swego nowojorskiego korespondenta Waldemara Piaseckiego w artykule
pt. „Ewangelia według Gibsonów” pyta: „Czy film «Pasja» wywoła antyżydowskie rozruchy?”. Piasecki widzi w rodzinie Gibsonów nawet nowych ewangelistów i kreśli
niemalże apokaliptyczne wizje: „W archidiecezji nowojorskiej parafie zbiorowo wykupują bilety na «Pasję», by całymi wspólnotami przeżywać mękę Chrystusa. Nowojorscy Żydzi oczekują na
premierę z trudno ukrywanym niepokojem. Mieszkaniec chasydzkiej dzielnicy Crown Heights, Shlomo Bialik, polski Żyd po trzech obozach koncentracyjnych, przewiduje nawet rozruchy antyżydowskie”.
Wiele środowisk miało i ma interes w „podgrzewaniu nastrojów” wokół filmu, bo powstał on na przekór obowiązującej tzw. poprawności. Gibson nikomu nie musiał się kłaniać,
ani prosić o zgodę na produkcję dzieła - ma własną wytwórnię filmową i wystarczające środki finansowe, by móc sobie pozwolić na jego realizację. Ale może najważniejszym powodem
ataków na reżysera było to, że stworzył wielce sugestywną, filmową opowieść o Jezusie Ukrzyżowanym? O Tym, Który zawsze jest Znakiem sprzeciwu wobec tego świata.
Pomóż w rozwoju naszego portalu