Reklama

Jan Paweł II

Włoski pielęgniarz wspomina zamach na Jana Pawła II przed 35 laty

Co za nienawiść, strzelali do papieża! – tak zareagował na wieść o zamachu na Jana Pawła II włoski pielęgniarz Leonardo Porzia, który 13 maja 1981 podtrzymywał w samochodzie ciężko rannego i krwawiącego papieża w drodze do rzymskiej kliniki im. Gemellego. Jednocześnie zaznaczył, że czuło się, iż nawet w chwili wielkiego cierpienia Ojca Świętego prowadził Bóg. W 35. rocznicę tamtych wydarzeń Radio Watykańskie przypomniało rozmowę, jaką przeprowadził z Porzią dwa lata temu dziennikarz tej rozgłośni – Massimiliano Menichetti.

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

zamach

Grzegorz Gałązka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pielęgniarz wspomina, że pełnił wówczas dyżur w przychodni chirurgicznej, pozostając w stałej łączności telefonicznej z różnymi punktami pierwszej pomocy na Placu św. Piotra. W pewnej chwili nadeszła wiadomość, że strzelano do papieża. „To straszne” – tak zareagował Porzia i natychmiast porozumiał się z dyżurnym chirurgiem Enrico Fedele, po czym wraz z kilkoma innymi lekarzami wyszli na ulicę.

W tym czasie nadjechał dżip z Ojcem Świętym i pielęgniarz chwycił nosze ze stojącego obok ambulansu, po czym ujął papieża pod pachy tak, jak znajdował się on w samochodzie i przeniósł go na nosze. W tym czasie chirurg obejrzał ranę i stosownie do jej rozmiarów trzeba było się zdecydować, czy należy jechać do szpitala Ducha Świętego czy do kliniki im. A. Gemellego. „Kawałkiem gazy zatamowałem krew płynącą z rany papieża” – wspominał włoski pielęgniarz. Podkreślił, że nie miał wtedy żadnych wątpliwości, co ma robić, gdyż sprawa była oczywista: chwycił rannego i umieścił go natychmiast na noszach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wyjaśnił również, że stracono nieco czasu, gdyż trzeba było trochę poczekać na watykańską karetkę pogotowia, która znajdowała się pod kolumnadą Berniniego, w końcu jednak szybko ruszono w drogę. Porzia wyjaśnił, że trzeba było przenieść Ojca Świętego z jednego ambulansu do drugiego, gdyż ten drugi był lepiej wyposażony. „Znajdowali się tam kierowca, kamerdyner Gugel, doktor Buzzonetti, dyrektor watykańskiej służby zdrowia, chirurg i ja, łącznie sześć czy siedem osób” – powiedział rozmówca rozgłośni papieskiej.

Zaznaczył, że papież był przytomny, ale nic nie mówił, bo „przez całą drogę modlił się”, a na pytanie, czy jechali z eskortą, odparł stanowczo, że nie. „Policja czekała na nas przy Arco delle Campane [Łuk Dzwonów], a my wyjechaliśmy od strony [Bramy] św. Anny” – wyjaśnił pielęgniarz. Dodał, że w połowie drogi do kliniki zamilkła syrena, właściwie była słabo słyszalna. „Był to dla nas cios, bo nie mieliśmy eskorty” - wspomina Porzia, ale trochę trąbiąc klaksonem „zdążyliśmy dojechać do kliniki”.

Reklama

Zaznaczył przy tym, że po drodze otrzymał polecenie podłączenia Janowi Pawłowi II kroplówki, gdyż okazało się, że u rannego spadło ciśnienie. „Gdy przygotowywałem się do wprowadzenia igły, kierowca gwałtownie skręcił i wjechaliśmy na chodnik” – relacjonował pielęgniarz. Dodał, że ukłuł się wtedy w palec, ale Ojcu Świętemu nic się nie stało. Cała droga do kliniki Gemellego trwała około kwadransa – wyjaśnił.

Na miejscu papież miał trafić na oddział reanimacji. „Prawdopodobnie dyrektor rozmawiał już z nimi, był tam na dyżurze lekarz z naszej służby watykańskiej, był dyrektor tego oddziału. Przybyliśmy na miejsce i wynieśliśmy nosze, ale nadchodzi nowe polecenie: «Trzeba jechać na dziewiąte piętro!». Była tam sala operacyjna... A zatem co robić? Sam, pędząc jak oszalały, zawiozłem go – to było około stu metrów – do windy, aby dostać się na dziewiąte piętro!” – wspominał po latach pielęgniarz. Zaznaczył, że papież w tym czasie leżał skulony i cierpiący na noszach, a on sam obawiał się, że ranny może umrzeć.

Gdy Porzia ze swym pacjentem znalazł się już w sali operacyjnej, zostawił go pokoju, w którym przygotowywano go do operacji. „Zdjąłem z niego całe jego ubranie, włożyłem je do plastykowego worka i przekazałem Gugelowi. A dyrektor powiedział do mnie: «Możesz wracać»” – opowiadał Porzia.

Później, gdy po operacji i okresie rekonwalescencji w Castel Gandolfo, Ojciec Święty powrócił do Watykanu, pielęgniarz nadal spotykał się z nim, kiedy przychodził na analizy do przychodni watykańskiej. „Za każdym razem, gdy tam przychodził, mówił mi: «Ja pana znam»; powtórzył to 3-4 razy. Odpowiadałem: «Tak, Wasza Świątobliwość», ale nie mogłem się zdobyć na to, żeby powiedzieć: «Jestem tym, który...»” – tłumaczył Włoch. Dodał, że nigdy nie powiedział tego papieżowi.

Reklama

Na pytanie dziennikarza, jak przeżywał tę podróż z papieżem w ambulansie, gdy kładł go na noszach i gdy oglądał na nowo w przychodni, Porzia odpowiedział, że dopóki Jan Paweł II nie wrócił do normalności, był dla niego pacjentem. „Taki jest mój zawód!” – wyjaśnił. Zapewnił, że zawodowo jest spokojny i wszystko to, co miał zrobić, zrobił, nie zaniedbując niczego.

Porzia zaznaczył, że razem z nim pracowały polskie siostry zakonne i nazajutrz, w czasie dyżuru jedna z nich powiedziała mu, że Gugel dał im wszystkie paramenty papieskie, a także resztki z kroplówki. „Tę kroplówkę z moim nazwiskiem przekazano na Via Cortina d’Ampezzo, gdzie był dom polskich zakonnic. Ale uczciwie przyznam się, że nigdy tam nie poszedłem” – dodał pielęgniarz.

Wspomniał również, że 24 grudnia tegoż roku [1981] jego i chirurga przyjął papież w antykamerze Kaplicy Sykstyńskiej. „Tam jest duży salon” – dodał. Zaznaczył, że najpierw poszedł on ze swoją rodziną, a następnie prof. Fedele ze swymi bliskimi. Przyznał, że z wrażenia nie wiedział, co ma powiedzieć i nic nie słyszał, co się dzieje wokół niego. „Papież podziękował” – dodał rozmówca rozgłośni watykańskiej.

Dziennikarz przypomniał, że Porzia otrzymał także Order Kawalerski św. Sylwestra, sam pielęgniarz natomiast zaznaczył, że papież wywarł na nim wrażenie „człowieka cierpiącego a zarazem prowadzonego przez Pana, był człowiekiem z łaską”. W odpowiedzi na pytanie o to, co czuł, trzymając w ramionach człowieka świętego, odparł, że czuł się dumny z tego, co zrobił: „trzymałem w objęciach papieża! Udało mi się spełnić swój obowiązek i zrobić wszystko, co było niezbędne”.

2016-05-13 19:20

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek: wiara w Boga i jedność w wartościach odpowiedzią na terroryzm

[ TEMATY ]

Egipt

Franciszek

zamach

Grzegorz Gałązka

Do modlitwy za ofiary "straszliwych ataków terrorystycznych, które w minionych godzinach miały miejsce w różnych krajach" wezwał papież Franciszek po południowej modlitwie "Anioł Pański" w Watykanie. Wskazał, że odpowiedzią na tę przemoc siejącą śmierć i zniszczenie jest "wiara w Boga i jedność w wartościach humanistycznych i cywilizacyjnych".

- Módlmy się także za ofiary kilku straszliwych ataków terrorystycznych, które w minionych godzinach miały miejsce w różnych krajach. Ich miejsca są odmienne, ale niestety ta sama jest przemoc, siejąca śmierć i zniszczenie. Taka sama jest także odpowiedź: wiara w Boga i jedność w wartościach humanistycznych i cywilizacyjnych. Chciałbym wyrazić moją szczególną bliskość mojemu bratu, papieżowi Teodorowi II i jego wspólnocie, modląc się za zmarłych i rannych - mówił Ojciec Święty.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł Jan Artur Tarnowski

2024-04-18 11:23

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Wczoraj w godzinach popołudniowych odszedł do Pana Jan Artur Tarnowski.

Syn ostatnich właścicieli Dzikowa zmarł w Warszawie. Za niecałe dwa miesiące obchodziłby swoje 91 urodziny. Odszedł Człowiek wielkiego serca otwartego zwłaszcza dla najbardziej potrzebujących, wspierał bowiem wiele instytucji, a zwłaszcza te, które zakładały lub zakładali jego przodkowie, kontynuując tym samym ich niepisany testament, jak Dom Pomocy Społecznej dla Osób Dorosłych Niepełnosprawnych Intelektualnie oraz dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnych Intelektualnie, który przed przeszło wiekiem powołali do życia jego dziadkowie Zofia z Potockich i Zdzisław Tarnowski. Wspierał również ludzi, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, w tym obywatelki i obywateli Ukrainy, dotkniętych skutkami wojny.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł Jan Artur Tarnowski

2024-04-18 11:23

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Wczoraj w godzinach popołudniowych odszedł do Pana Jan Artur Tarnowski.

Syn ostatnich właścicieli Dzikowa zmarł w Warszawie. Za niecałe dwa miesiące obchodziłby swoje 91 urodziny. Odszedł Człowiek wielkiego serca otwartego zwłaszcza dla najbardziej potrzebujących, wspierał bowiem wiele instytucji, a zwłaszcza te, które zakładały lub zakładali jego przodkowie, kontynuując tym samym ich niepisany testament, jak Dom Pomocy Społecznej dla Osób Dorosłych Niepełnosprawnych Intelektualnie oraz dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnych Intelektualnie, który przed przeszło wiekiem powołali do życia jego dziadkowie Zofia z Potockich i Zdzisław Tarnowski. Wspierał również ludzi, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, w tym obywatelki i obywateli Ukrainy, dotkniętych skutkami wojny.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję