Z ks. prał. Ludwikiem Warzybokiem - byłym dyrektorem Domu Księży im. Jana Pawła II w Częstochowie - rozmawia ks. Paweł Maciaszek
Ks. Paweł Maciaszek: - Drogi Księże Prałacie, spotykamy się z racji przypadającego w tych dniach jubileuszu 55-lecia święceń prezbiteratu. Zanim jednak zapytam wprost o kapłaństwo, powróćmy do czasów dzieciństwa Księdza Prałata, do rodzinnego domu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Ludwik Warzybok: - Mój rodzinny dom to był biedny, chłopski dom, położony 14 km na południe od Rzeszowa, w miejscowości Lubenia, gdzie znajdował się również kościół parafialny. Była w nim religijna atmosfera, taka prosta i wiejska - z całym rzędem religijnych obrazów na ścianach, z krzyżem na honorowym miejscu i warsztatem stolarskim mojego ojca Józefa. W pamięci zostały mi codzienne Godzinki do Matki Bożej, śpiewane przez moją Mamę z pomocą Taty. Rodzice mieli nas sześciu, a ja przez jakiś czas mówiłem o nas - braciach: dwóch u Pana Boga, dwóch żonatych i dwóch księży. Teraz żyją tylko dwaj ostatni - księża.
- Jak zrodziło się przekonanie Księdza, jako młodego człowieka, do wyboru kapłańskiej drogi życia?
- Powołanie, jak zawsze, jest łaską Bożą. Jego „formacja” zaczęła się przy ołtarzu, kiedy byłem ministrantem i pilnie służyłem do Mszy św.
Reklama
- Upragniony dzień święceń oraz następujący po nim radosny trud służby Bogu i ludziom. Może teraz kilka słów o tym wyjątkowym dniu w listopadzie 1948 r. oraz miejscach, gdzie realizowało się kapłaństwo Księdza Prałata.
- Dzień święceń kapłańskich to 21 listopada 1948 r. Bp Teodor Kubina wyświęcił nas dwóch: wraz ze mną śp. ks. Franciszka Konopkę, który ostatnie lata życia także mieszkał w Domu Księży Emerytów - et me indignum... Pamiętam chwilę, kiedy Biskup Teodor stał chwilę nad nami i głośno myślał: Gdzie ja was poślę?... Ks. Konopka poszedł do Zagłębia, a ja do Osjakowa, gdzie przez pierwszy rok nie byłem w swoim kościele parafialnym ani jedną niedzielę. Zastępowałem wówczas aresztowanych księży w Szynkielowie, Konopnicy, Radoszewicach i nawet w dalekim Kiełczygłowie. Dowożono mnie wówczas furmanką. Wspominam, jak serdecznie, ze łzami w oczach, byłem tam przyjmowany przez ludzi, a przez pracowników pewnego urzędu równie starannie śledzony. Po dwóch latach przeniesiony zostałem do Częstochowy i kolejno były to: wikariat w parafii św. Jakuba, potem kilkanaście lat kapelanii w Domu Dziecka przy obecnej ulicy bp. T. Kubiny i 30 lat dyrektorowania w Domu Księży Emerytów. Tę ostatnią funkcję jeden z życzliwych proboszczów określił jako: „pożal się Boże”, a to dlatego, że kiedy obejmowałem to posługiwanie, warunki bytowe w tym Domu były bardzo biedne i służba w nim niewiele miała wspólnego z „dyrektorowaniem”. Dziś cieszę się, że udało się go rozbudować.
Reklama
- I na koniec, proszę wybaczyć - pytanie bardzo osobiste, bowiem dotyczące Pana Boga i ludzi: Jaki jest Bóg, którego Ksiądz Prałat kocha i któremu oddał swoje życie, oraz jak postrzega Ksiądz Prałat ludzi spotykanych przez 55 lat swojej służby?
- Cieszę się tym pytaniem. „Mój” Bóg, o którego pyta Ksiądz Doktor, to rzeczywiście sprawa bardzo osobistej relacji. To moje z Nim obcowanie. Przede wszystkim zdumiewa mnie i raduje Jego obecność - tajemnicza, ale realna. To jest coś więcej niż tylko wiara, to niewyrażalne odczuwanie, przeżywanie tej Obecności. Stanowią ją jakby dwa „M”: Miłość i Mądrość. Miłość, która jest nieskończenie mądra, oraz Mądrość, która nieskończenie i niepojęcie (bo po Bożemu) kocha. A ludzie? Ciągle uczę się widzieć w nich więcej niż braci i siostry, bo przecież wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi.
- Dziękuję za rozmowę i wraz z Zespołem „Niedzieli”, do którego przecież należy również Ksiądz Prałat, na czele z ks. inf. Ireneuszem Skubisiem - redaktorem naczelnym, dziękuję za tę refleksję i życzę kolejnych jubileuszy oraz w obfitości tego wszystkiego, o czym Ksiądz Prałat mówił: bliskości z Bogiem i obfitości Jego łask oraz wiele szczerej ludzkiej dobroci i życzliwości.
- Bóg zapłać za pamięć o moim 55. jubileuszu święceń i serdeczne życzenia.
- Szczęść Boże!