Reklama

Dotknąć Papieża

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po kilkunastu godzinach lotu nastąpiła pierwsza próba. Mieliśmy dosłownie kilka minut na przebranie się, kąpiel oraz przygotowanie na pierwsze z nim spotkanie. To była także pierwsza chwila radości oraz... pierwsza pokusa. - Nie dam rady tak szybko się zebrać - budziły się dziwne myśli. - Przecież to dopiero pierwszy dzień, będzie jeszcze zapewne wiele okazji na zrealizowanie podobnych spotkań... nie chce mi się, zwyczajnie nie chce. Jestem zmęczona... Ale przecież przyjechałam tu po to, aby go zobaczyć, a może nawet dotknąć... Może podobna okazja się nie powtórzy, nigdy nie wiadomo jakim zdrowiem będzie się cieszyć następnego dnia Chrystusowy Namiestnik. Muszę pojechać...
Z podobnymi myślami już kilkanaście minut po dojechaniu do Rzymu borykali się pracownicy chicagowskiej mutacji katolickiego tygodnika Niedziela, obecni na spotkaniu dziennikarzy naszego tygodnika z Janem Pawłem II. Planowany już kilka miesięcy wcześniej wyjazd do Watykanu, pomimo że doskonale wyreżyserowany, obfitował w wiele niespodzianek, w tym - w nieplanowane wcześniej spotkania z Ojcem Świętym.
- Pamiętam te schody - wspomina jedna z uczestniczek pielgrzymki do Watykanu, pracująca w chicagowskiej redakcji Niedzieli. - Było ich tak dużo, iż myślałam, że już nigdy nie będzie ich końca. Wchodząc po ponad 250 stopniach, zapomniałam po co idę. Dopiero postać w białej sutannie spowodowała, że wszystko stało się jasne i... piękne.
- Sama myśl o spotkaniu z Ojcem Świętym budzi ogromne emocje w każdej duszy - dodaje ktoś inny siedzący przy redakcyjnym stoliku chicagowskiej Niedzieli, z trudem ukrywając łzy. - Wzruszenie powodowało, że nie potrafiłam opanować łez wówczas i, co więcej, nawet teraz, kilka dni później, na samo wspomnienie tamtych chwil, także płaczę.
- Bardzo płakałam. Nie potrafiłam opanować żalu, gdy dowiedziałam się, że nie będę mogła pojechać wraz z moimi redakcyjnymi przyjaciółmi do Ojca Świętego - mówi jedna z osób, która nie znalazła się w gronie chicagowskich pielgrzymów do Watykanu. - Jedyne co mnie pocieszało, to myśl, że nie niewielka figurka Matki Bożej (moja ukochana pamiątka) przekazana ks. Adamowi na czas pielgrzymki, zawędruje przed oblicze Papieża. To tak, jakbym i ja tam była...
- Doskonale pamiętam poprzednią wizytę i wspólne zdjęcie z Papieżem. Stałam tuż obok niego. Tak blisko, że wystarczyło wychylić ramię, aby dotknąć jego śnieżnobiałej sutanny - mówi jedna z dziennikarek Niedzieli w Wietrznym Mieście. - Pamiętam doskonale, że nie stać mnie na to było, nie śmiałam go dotknąć. Wszyscy wcześniej mówili, że Papież jest zmęczony ciągłym dotykaniem go przez innych ludzi. Stojąc tuż, tuż, chciałam mu tego trudu troszeczkę zaoszczędzić i... nie dotknęłam go.
- Nie wybaczę sobie, że nie zdążyłam przyklęknąć - wtrąca natychmiast ktoś inny.
- Tak szybko nas przepychali, że nawet nie było czasu na klęknięcie. Na szczęście zdołałam ucałować dłoń. Pamiętam ten dotyk, miękki spokojny i jednocześnie silny, pewny... taki czysty...
Trudno jest zapomnieć spotkanie z Ojcem Świętym. Wszyscy, którzy choć raz zobaczyli Papieża na żywo, nie są w stanie tego zapomnieć. Podobnie było i tym razem, gdy do Watykanu udawali się przedstawiciele chicagowskiej redakcji Niedzieli. Wielu z nich odwiedzało Rzym nie po raz pierwszy. Jednak bezpośrednie spotkanie, możliwość zobaczenia i wręcz dotknięcia Papieża, pozostawiło na sercu i w duszy niezatarte znamię, ślad Bożej Miłości przekazany przez Jana Pawła II.
Patrząc na wszystko z pewnego dystansu, posługując się zimnym okiem dziennikarza, trudno nie komentować, nie oceniać. Chyba nie ma dziś żadnych wątpliwości, że postać Jana Pawła II zmieniła nie tylko oblicze Kościoła katolickiego, ale także oblicze całego świata. Czy tak wyglądałaby dziś mapa Europy, gdyby Papieżem nie był kardynał Wojtyła? Gdy pada jego nazwisko, nie można pominąć innej wielkiej postaci kościoła w Polsce - prymasa Stefana Wyszyńskiego. „Gdyby nie wiara Prymasa, nie byłoby Papieża Polaka” - mówi Jan Paweł II.
„Wielcy” ówczesnej Polski byli przekonani, że kłopoty zdrowotne Prymasa Tysiąclecia spowodują zachwianie siły Kościoła katolickiego w Polsce i całej środkowej Europie. Słyszałem kiedyś taką historię: podróżującemu pociągiem starcowi steward podawał herbatę; drżące ręce młodego i niedoświadczonego kelnera, przejętego obecnością Wielkiego Polaka, rozsypały większość proszku na podłogę i gość kolejowego Warsu po kilku godzinach poczuł jedynie żołądkowe bóle. Może to Anioł Stróż nie pozwolił na wsypanie „jadu nienawiści” do serca i organizmu Prymasa.
Dziś wiemy, że polski Papież to wynik siły wiary w Matkę Bożą, wiary, jaką wyznawał do końca swych dni Prymas Polski Stefan kardynał Wyszyński. Co by było, gdyby tej wiary zabrakło? Czy potrafimy sobie wyobrazić świat bez Jana Pawła II?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa z Lisieux

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

pl.wikipedia.org

Teresa urodziła się 2 stycznia 1873 w Alençon - mieście we francuskiej Normandii. Była najmłodszą córką Ludwika i Zelii Martinów, przykładnych małżonków i rodziców, ogłoszonych wspólnie błogosławionymi 19 października 2008 r.

Drodzy bracia i siostry,
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: miłość Jezusa nie upokarza

2025-10-01 10:28

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

Jezus ofiarowuje swoje rany jako gwarancję przebaczenia. I pokazuje, że zmartwychwstanie nie jest przekreśleniem przeszłości, ale jej przemianą w nadzieję miłosierdzia - wskazał Papież podczas audiencji generalnej. Środowa katecheza stanowiła kontynuację rozważań dotyczących Paschy Jezusa (J 20, 19-23).

Na początku katechezy Papież wskazał, że „centrum naszej wiary i serce naszej nadziei mają swoje głębokie zakorzenienie w zmartwychwstaniu Chrystusa”. Lektura Ewangelii pokazuje, że jest to tajemnica zaskakująca poprzez fakt w jaki sposób Syn Boży to uczynił. Nie jest to „pompatyczny triumf”, zemsta czy odwet na przeciwnikach. To „cudowne świadectwo tego, jak miłość potrafi podnieść się po wielkiej porażce, aby kontynuować swoją drogę, której nie da się powstrzymać”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję