Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę z tego, że alkoholizm to choroba. A czasem trudno jest się przyznać do samego faktu, że jest się alkoholikiem.
Krystyna była moją koleżanką. Pamiętam ją z czasów szkolnych jako piękną dziewczynę. Gdy spotkałam ją po 15 latach, pomyliłam ją z jej babcią…. Ziemista cera, trzęsące się brudne ręce, wychudzona, przygarbiona, uciekający wzrok. Latem zbierała w lesie wszystko, co można było sprzedać a pieniądze szybko wymieniała na alkohol. Miała męża i dwóch synów. Nie byli w stanie jej pomóc. Alkohol zabił ją w wieku 52 lat. Do końca uważała, że nie ma problemu alkoholowego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dwa lata po jej śmierci zapił się jej 33-letni syn. Umierał w bólach, skarżąc się babci, jak bardzo go boli. Zaproponowała lekarza. – Nic mi już nie pomoże! – odpowiedział. Następnego dnia znalazła go martwego w łóżku.
Takie przykłady można mnożyć i zastanawiać się, dlaczego człowiek, który dotknął alkoholowego dna, nie potrafił się od niego odbić. Może zabrakło wyciągniętej pomocnej dłoni. A może zwyciężyło przeświadczenie, że tak musi być, bo takie jest życie. Nie musi!
Jest wyjście
Reklama
Są miejsca, gdzie do potrzebujących wyciągają się pomocne ręce, gdzie nie ma osądzania, wyśmiewania, braku szacunku. To grupy Anonimowych Alkoholików. W Polsce działa ich ponad 2 tys. Należą do nich mężczyźni i kobiety, którzy dzielą się ze sobą siłą i nadzieją na lepsze jutro. Często niosą na swych barkach bagaże życiowe, którymi można obdarzyć wielu i jeszcze by zostało. Wspólnota AA nie angażuje się w sprawy polityczne, w publiczne polemiki, poglądy. Podstawowym celem jej członków jest trwać w trzeźwości i pomagać innym w jej osiągnięciu. Warunkiem uczestnictwa w grupie jest chęć zaprzestania picia. Pierwszy z Dwunastu Kroków AA brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Jedna z takich grup działa przy parafii Ducha Świętego we Wrocławiu. Jej członkowie zgodzili się opowiedzieć o tym, jaką drogę przeszli, walcząc o siebie, swoje rodziny i życie w trzeźwości. Mówią o tym z wielką pokorą i świadomością własnej słabości.
24 godziny na dobę
– Mamy stać się ludźmi nowymi. Ale wiemy, że mamy do czynienia z alkoholem, który jest podstępny, dlatego potrzebujemy pomocy z zewnątrz. Pomagamy sobie, ale nikt nikogo na siłę tutaj nie przyciągnie. To decyzja każdego z nas. Wiemy też, że nie wyleczymy tej choroby. Terapia i mityngi są tylko bodźcem do jej powstrzymania. Ja osobiście uważam, że podjąłem najlepszą w życiu decyzję do trwania w trzeźwości. Od 19 lat trzeźwieję jako anonimowy alkoholik – mówi Jan i podkreśla, że to trzeźwienie to praca 24 godziny na dobę. – Muszę pracować nad tym, by jutro nie sięgnąć po ten jeden kieliszek. Zależy mi na tym nowym pięknym życiu. Otrzymałem dar, o który prosiłem Boga. Jestem szczęśliwy, bo mam rodzinę, która mnie wspiera, mam przyjaciół na grupie, którzy również mnie wspierają. Trzeźwieję dzięki nim, dzięki grupom i wspólnotom. Bardzo mi zależy na tym trzeźwieniu – podkreśla Jan i zauważa, że najtrudniejsze było przyznanie się do tego, że stał się bezsilnym i że to alkohol przejął ster nad jego życiem. – Trudno było się do tego kroku dostosować, bo przecież nic z domu nie wynosiłem, pieniądze przynosiłem. Piłem np. dwa tygodnie, ale później była długa przerwa. Dopóki znowu nie zaciągnąłem. Na mityngach jednak zrozumiałem, że alkohol w życiu moim i mojej rodziny wyrządził bardzo dużo zła – zaznacza.
Anonimowy nie znaczy niewidoczny
Reklama
Krzysztof jest w grupie, ponieważ chce nowego życia i to życie udaje mu się prowadzić. – Tutaj nauczyłem się mówić. Gdy piłem, znałem tylko inne słowa. Jestem anonimowy, ale nie jestem niewidoczny. Gdy ktoś zwraca się do mnie o pomoc, mówię mu o wspólnocie AA i wyciągam do niego rękę. Ten człowiek potrzebuje bowiem wsparcia i terapii – mówi Krzysztof i zaznacza: – Tutaj w grupie jestem zrozumiany, bo ktoś, kto nie ma takiego problemu, nie zrozumie tego, co ja przeżywam. Chociaż i tutaj te informacje zwrotne potrzebują czasu. Na początku nic mi nie pomagało – esperale, zaszycia. Żona nawet przynosiła mi wódkę do domu, bym nie pił na zewnątrz. Byłem dwa razy na leczeniu w Lubiążu. I tam na oddziale pękłem – opowiada Krzysztof. W Lubiążu spotkał panią psycholog, która wyciągnęła do niego rękę i pomogła mu w zdrowieniu. – Dziś dziękuję Bogu, że tak mnie poprowadził, dziękuję też małżonce, że mnie nie odrzuciła. Już 30 lat nie piję. Zmieniło się moje myślenie. Wiem, że nie jestem idealny, dlatego tutaj jestem. Tutaj się uczę, wiele dowiaduję i tutaj wracam. Byłem naocznym świadkiem tego, że można się zapić na śmierć. Na 30. rocznicę trzeźwości kupiłem 30 róż dla żony. Czy można funkcjonować bez alkoholu? Można! – mówi z przekonaniem Krzysztof i podkreśla, że cieszy się, że jest taka wspólnota, jak grupa AA, która w tym pomaga.
Liczy się każda minuta
Reklama
– Mityngi to nasz drugi dom. Ktoś tutaj wysłucha, ktoś inny puści między uszy, a jeszcze inny zapyta: „Co u Ciebie?” Dlatego tutaj przychodzę. Co daje mi grupa? Niby nic, bo przyjdę, pogadam i idę. Ale tak naprawdę ta wspólnota dała mi życie, bo gdybym tutaj nie przyszedł, nie wiem, co by było. A tutaj zawsze ktoś rękę do mnie wyciągnie. Tu jest radość, choć są i dramaty, jak np. nasz kolega Adam, który zmarł 7 lat temu – zamyśla się Marcin. A Jan dzieli się świadectwem: – Alkohol zabrał mi wszystko. Mój ojciec pił. Gdy miałem 12 lat, matka nie wytrzymała i popełniła samobójstwo, utopiła się. Gdy miałem 14 lat, ojciec zapił się na śmierć. Mój brat zadawał się z kryminalistami. Kiedyś dostał w głowę, zrobił się krwiak, wyratowali go. Ale dalej pił, dostał padaczki alkoholowej. Któregoś dnia upadł w łazience, uderzył o coś głową i już nie udało się go odratować. Zmarł. A ja to wszystko widziałem i nadal piłem. Pierwszy związek mi nie wyszedł. Mój syn w wieku 32 lat powiesił się u siebie w pokoju. To syn z konkubinatu. Później poznałem inną kobietę, wzięliśmy ślub. W lipcu br. minie nam 40 lat małżeństwa. Kiedyś zadałem jej pytanie: „Basiu, dlaczego Ty mnie nie kopnęłaś wtedy, gdy piłem?”. „Bo Ci przysięgałam, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Modliłam się, byś przestał pić i wiedziałam, że przestaniesz, tylko nie wiedziałam kiedy” – odpowiedziała. Dostałem piękny dar. Dostałem się do wspólnoty AA, aby razem tutaj zdrowieć. Każda godzina, każda minuta jest dla mnie radością – dzieli się Jan.
Nieograniczony dostęp do alkoholu
– Moja trzeźwość trwa od października ub.r. Piłem od 10 lat. Najbardziej w momencie, gdy byłem przedstawicielem handlowym znanej grupy produkującej alkohol. Za nic nie musiałem tam płacić. W piątek czekali na mnie znajomi aż przyjadę samochodem i rozpakuję przywiezione piwo. Taki nieograniczony dostęp do alkoholu może zgubić. Wiele razy byłem zaszywany, ale niewiele to pomogło. Za każdym razem, gdy człowiek się myje, to widzi te miejsca – dzieli się Robert. Stracił prawo jazdy, gdy jechał w nocy po koleżankę. Nie przypuszczał, że ma promile we krwi, skoro pił rano. – To był dla mnie wstrząs: Policja, kajdanki, pogotowie, dołek. A przed dołkiem trzeba się przebadać. Siedziało tam wielu ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na kryminalistę. Do dziś pamiętam ich wzrok – mówi chłopak. Gdy nie pił, było dobrze. Ale gdy tylko pojawiały się problemy, sięgał po alkohol. W kolejnej firmie dzień zaczynał się od piwa, do pracy wiózł plecak z browarami i nikt tam tego nie sprawdzał. Obecnie pracuje w innym miejscu, ma własne mieszkanie i rodzinę.
Starania grupy AA zostały docenione i nagrodzone medalem św. Jadwigi Śląskiej. – Ten medal nie był dla grupy osób, ale dla całości AA, którzy działają i sobie pomagają. Bo to jest tak, że kiedyś ktoś wyciągnął do mnie rękę, dzisiaj ja do kogoś – podkreśla Marcin.