Jeszcze dwa lata temu zaśmiałbym się w twarz komuś, kto zaproponowałby mi wyjazd na wakacyjne rekolekcje. Jak większość młodych ludzi kojarzyłem sobie wakacje z totalnym luzem i nastawieniem
na przyjemności. Wybierałem jakieś wypady z kolegami pod namiot czy wylegiwanie się nad morzem. Nawet zostanie w domu wydawało mi się atrakcyjniejsze niż religijny wyjazd i codzienna
Msza św. Pewnie za przyczyną humoru Pana Boga znalazłem się na oazie. Zapisałem się na wyjazd z osobami niepełnosprawnymi, bo tak po ludzku chciałem poświęcić odrobinę wakacji ludziom
potrzebującym. Przez głowę mi jednak nie przetargało, że to będą rekolekcje z prawdziwego zdarzenia.
I zaczęło się. Rano rozmyślanie i Msza św., potem wyprawa otwartych oczu, konferencje, grupy dzielenia i namiot spotkania. Wieczorem długie nabożeństwa połączone ze świadectwami.
Po dwóch dniach byłem przekonany, że stamtąd ucieknę. Czułem się oszukany i nie na swoim miejscu. Próbowałem unikać modlitw i tłumaczyć wszystkim, że ja nie przyjechałem tu, żeby
żyć jak w zakonie. Walczyłem ze sobą jeszcze kilka dni. Po raz pierwszy w swoim życiu przeżywałem klasyczną walkę duchową. Moja dawna natura była pełna buntu i chęci
ucieczki, ale coś innego namawiało mnie do zostania.
Sam nie wiem, dlaczego zostałem. Powoli coś zaczęło pękać. W osobach, które dotąd traktowałem jak nawiedzone, zauważyłem mnóstwo miłości i serdeczności. Odkryłem nagle, że wszyscy
wokół mnie są wyjątkowo szczęśliwi i tylko ja ciągle noszę w sobie jakiś smutek i rozgoryczenie. Odkryłem ludzi naturalnie szczęśliwych, promieniujących radością bez potrzeby
szukania sztucznych przyjemności i używek. Zrozumiałem, że źródłem tej radości jest wiara.
Moja pierwsza wakacyjna oaza wcale nie była łatwa i przyjemna i nie chciałbym, żeby mnie źle zrozumiano, wcale nie wyglądało to na sielankę i miłe klimaciki. Chyba
nie miałem jeszcze tak trudnych wakacyjnych doświadczeń. Owoce jednak zobaczyłem dopiero po powrocie do domu. Moje patrzenie na świat i ludzi zmieniło się diametralnie. Poczułem, że życie ma
jakiś sens, odkryłem, co jest prawdziwą radością i znalazłem przyjaźń Boga, w której nauczyłem się przyjaźni do ludzi. Od tamtej chwili większość mojego wakacyjnego czasu spędzam
na rekolekcjach. Stają się one dla mnie najwspanialszym wypoczynkiem i nabieraniem siły na szare dni w ciągu roku szkolnego. Tamten pierwszy obóz stał się moim "Damaszkiem", momentem
wakacyjnego nawrócenia, do którego wracam wiele razy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu