Koniec maja i miesiąc czerwiec to dla większości kapłanów naszej diecezji czas, kiedy wracamy myślą do dnia swych święceń. Patrzymy na neoprezbiterów, którzy wchodzą do naszego grona, wnosząc
powiew "świeżości" i wspominamy nasz dzień święceń - dzień wypowiedzianego "jestem" i powtarzanego "chcę", kiedy odpowiadaliśmy na pytania biskupa.
Wspominamy ten dzień w różny sposób. Dla jednych wiąże się on z okrągłą rocznicą i gromadzi prawie wszystkich kolegów z rocznika, aby z biskupem
składać Bogu dziękczynienie. Inni przeżywają ten dzień raczej w samotności; niektórym przychodzi popatrzeć nań ze szpitalnej perspektywy.
Myślę jednak, że wszystkie te jubileusze łączy coś więcej, niezależnie od tego, jak bardzo różnią się formą świętowania - łączy je ofiara z samego siebie, radość z bliskości
z Chrystusem-Kapłanem i niezatarte znamię sakramentu, którego żadne okoliczności albo wydarzenia życiowe zmyć nie mogą. Łączy je wspólnota osób, która staje się nową rodziną - prezbiterium
kieleckie.
Czy można życzyć tak różnym jubilatom - tym "większym" i "mniejszym" - tego samego? Każdy ma osobiste pragnienia i plany, każdy w innym miejscu diecezji doświadcza
innych potrzeb. Lecz można chyba życzyć wszystkim - myślę tu także o sobie - by dzień święceń i charyzmat wówczas otrzymany nigdy zgasły pod naporem codzienności. Wszak kapłaństwo
może się wcale nie zestarzeć, niezależnie który jubileusz przychodzi świętować...
Pomóż w rozwoju naszego portalu