Za 40 lat życie na Ziemi może przestać istnieć. Unicestwi je ogromne ciało niebieskie” – news o takiej treści jeszcze niedawno był pierwszą informacją w stacjach informacyjnych na całym globie. Wszystko za sprawą asteroidy o złowróżbnej nazwie Apophis. Mierzący ok. 340 m średnicy obiekt wywołał sporo sensacji, głównie za sprawą badaczy z NASA, którzy uznali go za poważne zagrożenie dla Ziemi. Zaraz potem można było usłyszeć, że do katastrofy dojdzie znacznie wcześniej, bo już w 2029 r. Apophis znajdzie się na kursie kolizyjnym z błękitną planetą.
Alarmistyczne doniesienia zostały szybko zweryfikowane. Dzisiaj wiemy, że do kosmicznego zderzenia Ziemi z asteroidą nie dojdzie ani za 6 lat, ani w 2036 r., gdy obiekt powróci w pobliże naszej planety. Badacze NASA wykluczyli również kolizję w 2068 r., kiedy to groźna asteroida ponownie się do nas zbliży. Ale czy to oznacza, że możemy spać spokojnie, bo nie spotka nas żaden kosmiczny armagedon?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kosmiczna loteria
Apophis nie jest jedyną asteroidą, która zbliża się do Ziemi. Należy do grupy Aten, czyli planetoid krążących wokół Słońca i poruszających się wewnątrz ziemskiej orbity. Do 2023 r. astronomowie naliczyli 2428 planetoid należących do tej grupy. A nie są to jedyne ciała niebieskie, które zbliżają się do Ziemi.
Reklama
Każdego roku astronomowie biją na alarm, informując o nowych obiektach mogących znaleźć się na kursie kolizyjnym z błękitną planetą. Apogeum takich hiobowych wieści nastąpiło 3 lata temu, gdy w pobliżu Ziemi przeleciało pięć planetoid.
Również w bieżącym roku badacze odkryli groźną asteroidę oznaczoną kryptonimem 2023 DW. Wzbudziła ona niemałą sensację. Początkowo uważano, że w 2046 r. zderzy się z Ziemią. Po przeprowadzeniu wielu symulacji komputerowych wiemy, że do kolizji nie dojdzie – jej prawdopodobieństwo oszacowano na 1:600.
Dlaczego znaczna część odkrytych planetoid zbliżających się do Ziemi tak często jest klasyfikowana przez ekspertów jako potencjalne niebezpieczeństwo? Oszacowanie zagrożenia wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych. Mknąca w bezkresnej przestrzeni kosmicznej asteroida, nawet ogromna, jest zaledwie niemal niedostrzegalnym punkcikiem. Potrzeba co najmniej trzech obserwacji, aby oszacować jej trajektorię. Wtedy do pracy zaprzęgnięte zostają komputery.
Wprowadzając wybrane pozycje początkowe i prędkości, algorytm tworzy kolejne symulacje. Powstaje ich ogromna liczba, np. jeśli na milion możliwych orbit jedna prowadzi do zderzenia z naszą planetą, wówczas prawdopodobieństwo kolizji szacuje się na 1:1000 000. Na taką weryfikację potrzeba czasu i dodatkowych obserwacji.
Reklama
Bardziej prawdopodobne jest, że trafimy „szóstkę” w lotto, niż że zginiemy od uderzenia asteroidy. Mimo to zagrożenie istnieje, dlatego NASA za pomocą zestawu teleskopów Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System (ATLAS) bacznie obserwuje najbliższą przestrzeń wokół Ziemi, śledząc lokalizacje i orbity aż 28 tys. asteroid stanowiących potencjalne zagrożenie.
Niszczyciele miast
Ziemię od początku swojego istnienia bombardowały niezliczone obiekty niebieskie, tak dzieje się również obecnie. Szacuje się, że ciała do 25 m średnicy zderzają się z naszą planetą raz na 150 lat. Nie stanowią one realnego zagrożenia, na ogół rozpadają się w górnych warstwach atmosfery, a ich odłamki niemal w całości ulegają spaleniu.
Tak było w przypadku meteoru, który wszedł w atmosferę nad rosyjskim miastem Czelabińsk 15 lutego 2013 r. Mający ok. 20 m średnicy obiekt rozpadł się na wysokości prawie 30 km nad powierzchnią planety. Powstała w wyniku eksplozji fala uderzeniowa lekko uszkodziła ponad 7,5 tys. budynków. Obrażenia, niewielkie i głównie spowodowane odłamkami szkła z okien, doznało ok. 1,5 tys. osób.
Większe obiekty uderzają w Ziemię sporadycznie. Ciała niebieskie do 50 m średnicy zderzają się z naszą planetą raz na 1,5 tys. lat. Nie są one w stanie zagrozić istnieniu ludzkości, mogą spowodować zniszczenia obejmujące powierzchnię średniej wielkości miasta.
Przeżyją tylko karaluchy
Oszacowanie skutków zderzenia Ziemi z dużym ciałem niebieskim nie jest łatwe. Zależy bowiem od wielu czynników, m.in. struktury obiektu, jego wielkości, prędkości, z jaką się przemieszcza, oraz kąta, pod jakim wszedłby w ziemską atmosferę.
Reklama
Dla przykładu: planetoida o średnicy do 600 m, uderzając w powierzchnię naszej planety, doszczętnie zniszczyłaby obszar zbliżony do powierzchni Polski i mogłaby wywołać tsunami, którego fala przetoczyłaby się przez cały glob. Zderzenie z obiektem o tych rozmiarach jest bardzo mało prawdopodobne, występuje raz na 200 tys. lat. Byłoby ono dotkliwe, ale zapewne ludzkość podniosłaby się ze zgliszczy.
Naukowcy są przekonani, że kres istnienia naszego gatunku może przynieść kolizja z obiektem powyżej 1 km. Może doprowadzić do globalnego zniszczenia, a powstałe w wyniku zderzenia pyły zasłonią Słońce, pogrążając całą planetę w trwającej przez wiele lat zimie. Na skutek takiego kataklizmu wszystkie ekosystemy zostałyby przenicowane z powodu zatrzymania procesu fotosyntezy roślin. Ich wymarcie pociągnęłoby za sobą wymieranie roślinożerców, a następnie drapieżników. Według jednej z hipotez, opisany scenariusz doprowadził do wymarcia dinozaurów. Taki armagedon – poza karaluchami i niesporczakami – przetrwa niewiele istot żywych. Zderzenie z ponadkilometrowym obiektem, według szacunków ekspertów, występuje nie częściej niż co 20 mln lat.
Sondą w Księżyc
W samym tylko Układzie Słonecznym znajduje się niezliczona ilość obiektów stanowiących potencjalne zagrożenie dla życia na Ziemi. Większość z nich nie ma szans dotarcia w pobliże błękitnej planety, ponieważ zostaje przechwycona przez pole grawitacyjne Jowisza i Saturna. Gazowe olbrzymy są niczym mityczne Scylla i Charybda, niszczące obiekty próbujące wedrzeć się w głąb Układu Słonecznego. Ci kosmiczni strażnicy nie są jednak w stanie przechwycić wszystkich planetoid.
Reklama
Czy więc w przypadku wystąpienia kursu kolizyjnego z ogromną asteroidą jesteśmy bezbronni? Dotychczas tak było, lecz teraz zaczyna się to zmieniać dzięki rozwojowi techniki kosmicznej.
Podczas misji NASA pod kryptonimem DART (Double Asteroid Redirection Test) naukowcy doprowadzili do zderzenia sondy wielkości małego samochodu z Dimorphosem – księżycem planetoidy Didymos. Skutkiem zderzenia były spowolnienie ruchu Księżyca i zmiana trajektorii lotu asteroidy.
Eksperyment dowiódł, że amerykańska agencja kosmiczna dysponuje technologią pozwalającą na zmodyfikowanie kursu ciała niebieskiego. A to oznacza, że Ziemia nie jest już całkiem bezbronna wobec zagrożenia z kosmosu.