Reklama

Niedziela Kielecka

Gość w dom, Bóg w dom

Setki tysięcy uchodźców ukraińskich znalazło w Polsce swój nowy dom. Kolejne tysiące ludzi chcą się wyrwać z kraju objętego wojną. Pomagają w tym m.in. parafie i klasztory z diecezji kieleckiej.

Niedziela kielecka 12/2022, str. IV

[ TEMATY ]

pomoc dla Ukrainy

TER

Mały Mikołaj jest duszą towarzystwa

Mały Mikołaj jest duszą towarzystwa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Fala pomocy niesionej potrzebującym trwa i przybiera na sile. Pomagają między innymi instytucje państwowe, ludzie prywatni, organizacje charytatywne, Kościół katolicki. Wszystko wskazuje na to, że liczba uchodźców o wiele przekroczy wcześniejsze prognozy.

Pomoc uchodźcom jako jedne z pierwszych zaoferowały organizacje katolickie. W Domu dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie są zajęte wszystkie miejsca, remontowane są nowe pokoje, aby przyjąć kolejnych uchodźców. Zajęte są również wszystkie miejsca w klasztorze Ojców Pallotynów na kieleckiej Karczówce. O. Jan Oleszko, wicerektor klasztoru, opowiada o fali uchodźców i fali ludzkiej pomocy. Uchodźcy trafili do klasztoru z punktu konsultacyjnego działającego w urzędzie wojewódzkim, w którym znajduje się baza miejsc, które są przygotowane na przyjęcie ludzi uciekających przed wojną. Kiedy tylko wybuchła wojna, pallotyni zgłosili swój akces, że z chęcią przyjmą osoby, które są w potrzebie. – W ten sposób znalazło się u nas ok. 40 osób, docelowo będzie jeszcze z 10 osób, którymi chcemy się zaopiekować i dać im bezpieczne miejsce. U nas schronienie znalazły starsze panie, które uciekły przed wojną. Część z nich jest schorowana, są wśród nich matki, które od razu trafiły na onkologię i chemioterapię. Są też dzieci chore na raka, opiekują się nimi mamy na oddziałach – mówi ks. Oleszko. Jak dodaje, jest jeszcze kilka starszych pań, które wymagają pomocy lekarskiej, i trzeba się nimi szczególnie zaopiekować. – Natomiast generalnie są u nas matki z dziećmi. Dzieci przeżyły traumę i to widać. Czekamy jeszcze na naszych przyjaciół z parafii, w których na Ukrainie pracują pallotyni – mówi. Jak dodaje, sekretariat pallotyński robi wszystko, żeby wspomóc te wszystkie parafie i ludzi w nich mieszkających, w których posługują księża pallotyni.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dobro trzeba pielęgnować

– Jest to trudny czas dla nas wszystkich, ale niezwykły i solidarny. Taką solidarność i taką empatię, jaką ta sytuacja wzbudziła w każdym z nas, i te bardzo szlachetne odruchy, które są wyjątkowe, trzeba doceniać i pielęgnować. Otrzymaliśmy mnóstwo darów. Mieszkańcy Kielc i okolic spontanicznie je przywożą. Kiedy tylko się dowiedzieli, że jest taka potrzeba – mówi. Jak dodaje, to naprawdę ciężki czas dla wszystkich. – Czekamy na kolejne osoby, nie śpimy. Dyżurujemy na zmianę z ks. Markiem, czekając na telefon od osób, które szukają pomocy i mają do nas trafić – mówi ks. Oleszko. Jak podkreśla, uchodźcy w klasztorze „będą tyle dni, ile będzie potrzeba”. Część osób pewnie zostanie tu w Polsce, pójdzie do pracy, część uda się do swoich krewnych na Zachodzie. Ale jak mówi, na razie trzeba im zorganizować namiastkę domu, dać im posiłek i otwarte serce.

Reklama

Dzieci w pociągu

O tym, co przeżyli uchodźcy, opowiedziała mi pani Julia, która z mężem Olegiem znalazła schronienie w klasztorze. Jej opowieść jest wstrząsająca. – Jesteśmy z Czerkawskiej obłasti, z centrum Ukrainy. Ja z mężem pracowaliśmy tu, w Polsce, już jakiś czas. Nasze pięcioro dzieci: Diana, Alona, Mikołaj, Wiktoria i Sofia były w Ukrainie pod opieką babć. Kiedy tylko wybuchła wojna, to ja pojechałam po dzieci, bo mąż nie mógł przekroczyć granicy. Ja nie mogłam aż tak daleko pojechać po dzieci, do mojego rodzinnego miasta, bo w tamtą stronę trudno się dostać, wszyscy uciekają na zachód do Polski. Babcia i jeszcze kilka osób z rodziny spakowali dzieci i jakimś cudem wepchnęli je do pociągu, który jechał na zachód do Lwowa. I one same tam jechały. W pociągu były setki osób ludzie jechali na stopniach wagonów, trzymając się poręczy. W naszym mieście na stacji zostało bardzo dużo dzieci z matkami. Ich nie zabrali, bo już nie było miejsca w wagonach. Dzięki Bogu nasze dzieci jakoś wepchnęli. W pociągu jechało bardzo dużo dzieci bez matek, które się nie zmieściły. One zostały, wolały żeby chociaż same dzieci się ratowały.

Reklama

Ja ich znalazłam

Pociąg zatrzymał się we Lwowie, dalej nie jechał, wszyscy wyszli na dworzec, tysiące, tysiące ludzi. Ja dzwoniłam do dzieci, wyjdźcie gdzieś i czekajcie na mnie. Dojechałam do granicy i tam jeden starszy pan, który mieszka na Ukrainie, ale on ma siedemdziesiąt lat i mógł wjechać, to powiedział mi, że mnie zabierze, bo on przywoził do Polski swoją córkę z dziećmi. Powiedział, że zabierze mnie do takiego małego miasta przy granicy, a stamtąd pojadę do Lwowa. I zabrał mnie. Jak dojechaliśmy do tego miasteczka, to zwiózł mnie na autobus i jakoś dojechałam do Lwowa. Szukałam swoich dzieci. Tam było tak dużo ludzi, że nie mogłam znaleźć. Ja w życiu swoim nigdy nie widziałam tylu ludzi, takich rzeczy nie wiedziałam. Szłam, płakałam i szukałam moich dzieci. I znalazłam je na przystanku autobusowym. Wszyscy siedzieli i czekali na mnie. A z moją piątką dzieci było jeszcze dwoje dzieci bez mamy i taty, dwie dziewczynki Daria i Amina. Wszyscy razem siedzieli. Oni też chcieli się dostać do Polski. Ich też ktoś wepchnął do pociągu, żeby uciekali. Starzy ludzie zostali i ratowali dzieci. Bardzo się rozpłakałam, kiedy znalazłam moje dzieci.

Do Polski

Trzeba było się dostać do granicy z Polską, a to jest 70 km. Szukałam pociągu, ale to było niemożliwe, wszędzie setki ludzi, a ja z siedmiorgiem dzieci. Pytałam ludzi, czy można się dostać do pociągu, ale mi powiedzieli, że oni stoją już całą noc i my nie dostaniemy się do pociągu. Powiedzieli mi też, że możemy stać w kolejce dzień, dwa, trzy i się nie dostaniemy. Nie wiem, jak to określić, ile tam ludzi było, nie umiem tego powiedzieć – tysiące. Szukałam dalej, jak można dojechać do granicy i nie ważne, do której. I znalazłam tam pana i on mi powiedział, że nas dowiezie do Rawy Ruskiej, jak zapłacę mu. Ale nas do samej granicy nie dowiózł, wysadził nas przed granicą 16 kilometrów wcześniej. I cóż, poszliśmy z dziećmi z tobołkami. Szliśmy bardzo długo, dzieci nie miały siły, musieliśmy odpoczywać. Jak doszliśmy do kolejki przed granicą było zimno, a my staliśmy tam chyba ze 24 godziny, nie liczyłam jak długo. Dzieci nie miały sił, to jeden pan wziął dzieci do autobusu tam, gdzie są bagaże. Potem drugi pan i tak my powoli dochodziliśmy do granicy, a potem doszliśmy pieszo.

My wam tego nie zapomnimy

A jak przeszliśmy granicę, to spotkaliśmy takich ludzi, co mieszkają w Polsce przy granicy, pani Agnieszka, syn Łukasz, i oni nas zabrali z dziećmi z tej granicy do siebie. Pomogli nam, dali jeść, odpoczęliśmy, a potem my już trafiliśmy do Kielc. Jak byliśmy u pani Agnieszki, to szukaliśmy rodziców Darii i Aminy, dziewczynek, które przewiozłam. Szukałyśmy ich w internecie i znaleźliśmy. Mama Darii przyjechała po nią z Czech, a Aminy z Niemiec. Wszystko dobrze się skończyło. I teraz jesteśmy tutaj, u was. Jesteśmy bardzo wdzięczni Polakom za wszystko, ja nie wiem, jak to powiedzieć, żeby było dobrze powiedziane, ja bardzo, bardzo za wszystko dziękuję, za to wasze serce za pomoc. My wam tego nigdy nie zapomnimy.

2022-03-15 11:48

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Caritas dla uchodźców

Caritas nie ustaje w niesieniu pomocy uchodźcom w pobliżu granicy z Ukrainą.

Dzień kobiet stał się okazją do wręczenia kwiatów uciekającym z Ukrainy kobietom. Na dworcu PKP w Przemyślu został w ostatnich dniach otwarty pokój matki z dzieckiem. Kobietami, którym udało się dotrzeć z zaatakowanej przez Rosję Ukrainy do Polski, zajmują się wolontariuszki Caritas oraz siostry zakonne. Punkty pomocy prowadzone na przemyskim dworcu m.in. przez wolontariuszy Caritas odwiedził 7 marca kard. Konrad Krajewski, papieski jałmużnik.

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: dzisiejszy świat potrzebuje nadziei

2024-05-08 09:30

[ TEMATY ]

Franciszek

PAP

O teologalnej cnocie nadziei, której tak bardzo potrzebuje dzisiejszy świat, cechującej ludzi, których serce jest młode mówił papież podczas dzisiejszej audiencji ogólnej.

Ojciec Święty przytoczył definicję nadziei zawartą w Katechizmie Kościoła Katolickiego, wskazującą, że dzięki niej „pragniemy jako naszego szczęścia Królestwa niebieskiego i życia wiecznego”. Zaznaczył, że odpowiada ona na najważniejsze pytania o sens naszego życia oraz pozwala żyć w teraźniejszości. Dodał, że chrześcijanin posiada nadzieję nie z powodu własnych zasług, lecz ze względu na Chrystusa, który umarł, zmartwychwstał i dał nam swojego Ducha. Jest ona darem, który pochodzi wprost od Boga.

CZYTAJ DALEJ

Od wieków chodzi o świadectwo wiary

2024-05-08 20:16

ks. Łukasz Romańczuk

Arcybiskup Józef Kupny głosi homilię

Arcybiskup Józef Kupny głosi homilię

Uroczystość świętego Stanisława, biskupa i męczennika była okazją do świętowania w parafii św. Stanisława, Doroty i Wacława we Wrocławiu. Tego dnia młodzież z tej parafii oraz św. Mikołaja przyjęła sakrament Bierzmowania z rąk abp. Józefa Kupnego, metropolity wrocławskiego.

W homilii abp Kupny nawiązał do czasów apostolskich i faktu, że Apostołowie poszli na różne krańce świata i nieśli Ewangelię, choć nie było to takie oczywiste i wymagało wysiłku. Działali oni mocą Ducha Świętego. - W tamtych czasach ludzie świetnie się komunikowali. Używano języka greckiego [koine], było też bezpiecznie na szlakach i inne warunki podawano, jako argumenty za tym, że Ewangelia dotarła tak daleko. Oczywiście, te warunki były dogodne, ale dlaczego nie korzystały z nich innowiercy czy sekty? Po Zesłaniu Ducha Świętego, napełnieni Jego mocą i światłem Apostołowie poszli głosić. A nie było to łatwe, bo stawiano ich przed sądem, bo burzyli porządek, który wskazywał na bożków pogańskich - wskazał arcybiskup.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję