Łukasz Krzysztofka: Beatyfikacja m. Elżbiety Róży Czackiej to wielka radość dla sióstr franciszkanek i całego Kościoła. A kim dla Siostry osobiście jest nowa błogosławiona?
S. Radosława Podgórska: Przede wszystkim wzorem, jak mam kochać Boga, przykładem niesamowitego oddania się drugiemu człowiekowi, a także zwyczajnie – matką. Czuję jej bliskość, to, że wstawia się za mną i ukazuje mi drogę poprzez swoje życie i pisma. Razem z moją rodzoną mamą jest osobą, która przez cały czas prowadzi mnie w życiu i ukazuje mi szczególną bliskość Boga kochającego i miłosiernego, który nie pozwala błądzić, ale pokazuje drogę i wychowuje.
Proces beatyfikacyjny m. Czackiej rozpoczął się w 1987 r., czyli 26 lat po jej śmierci. Jak przebiegała jej droga na ołtarze?
Na początku było zbieranie akt, świadectw, konferencji, pism, a potem ich tłumaczenie na etapie diecezji. Etap ten zakończył się w 1995 r. wraz z procesem sługi Bożego ks. Władysława Korniłowicza. Akta obu procesów zostały przewiezione do Rzymu. Tam nastąpiły ich uroczyste otwarcie i stwierdzenie, że dochodzenie na etapie diecezji zostało przeprowadzone prawidłowo. Następnym etapem było pisanie Positio, w którego powstawaniu uczestniczyłam z s. Albertą Chorążyczewską, franciszkanką służebnicą Krzyża.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W Positio ukazana została także heroiczność cnót kandydatki na ołtarze. W jaki sposób?
W świetle zeznań świadków i biografii pokazane jest, jak matka dała świadectwo swoim życiem na drodze zachowywania cnót w sposób heroiczny. Dekret o heroiczności jej cnót został podpisany 9 października 2017 r. przez Ojca Świętego Franciszka, a w międzyczasie już rozpoczęłyśmy badanie sprawy domniemanego cudu za jej przyczyną.
Jaka sprawa była badana?
Chodziło o szybki powrót do zdrowia dziewczynki, która uległa bardzo poważnemu wypadkowi. Ciężka huśtawka przygniotła jej lewą stronę twarzoczaszki. Przez 2 tygodnie ze względu na obrażenia dziewczynka była w śpiączce farmakologicznej. Nie wiadomo było, na ile powróci do zdrowia, ponieważ lekarze ukazywali bardzo różne perspektywy, łącznie z tym, że dziewczynka może pozostać tylko w stanie wegetatywnym. W lepszej perspektywie może nie widzieć lub nie słyszeć. Tymczasem dziewczynka zupełnie zdrowa po 2 miesiącach wyszła ze szpitala. Wszyscy lekarze zgodnie orzekli, że tak szybkie wyzdrowienie z tak poważnego wypadku przekracza możliwości fizyczne organizmu i możliwości medycyny.
Co było później?
W diecezji warszawsko-praskiej rozpoczął się proces o domniemanym cudzie, którego akta zostały przekazane do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Tam odbył się kongres lekarzy. Najpierw dwóch profesorów zbadało ten przypadek, potem analizowało go pięciu lekarzy. Czyli w sumie siedmiu lekarzy profesorów wypowiedziało się, czy według nich jest to przypadek, który można nazwać cudem. Później, oczywiście, dyskusja toczyła się także wśród teologów.
Reklama
Dlaczego wśród teologów? Przecież oni nie mają do czynienia z medycyną.
Ponieważ drugim ważnym etapem w określeniu cudu jest stwierdzenie, że mial on miejsce za wstawiennictwem konkretnych sługi Bożego lub służebnicy Bożej. W tym przypadku zadaniem teologów było orzeczenie, iż rzeczywiście cud dokonał się za wstawiennictwem m. Czackiej, ponieważ całe zgromadzenie, wszyscy przyjaciele i rodzina modlili się tylko za jej wstawiennictwem.
A gdyby modlitwa zanoszona była za wstawiennictwem dwóch kandydatów na ołtarze?
Wtedy już ta sprawa nie mogłaby być ujmowania jako cud. Musi być w danym przypadku ta odwaga, że prosimy za wstawiennictwem jednej osoby.
Jak dzisiaj czuje się cudownie uzdrowiona dziewczynka?
Bardzo dobrze. W tym roku zdała maturę, co świadczy o tym, że nie ma żadnych komplikacji. Cud dokonał się w 2010 r., więc jest to bardzo długi czas, który działa w tym momencie na naszą korzyść.
Było to przełomowe wydarzenie w procesie beatyfikacyjnym. A które wydarzenia w życiu Róży Czackiej możemy takimi nazwać?
Było ich kilka. Niewątpliwie pierwszym wydarzeniem przełomowym w jej życiu była utrata wzroku. Drugim było powołanie zgromadzenia i złożenie ślubów. Trzecim było utworzenie dzieła Lasek, czyli przeniesienie wszystkich placówek ośrodka z Warszawy do Lasek i stworzenie tutaj centrum. Inne istotne wydarzenie, które dla nas wszystkich pozostaje ogromną tajemnicą, to ostatnie 10 lat życia m. Elżbiety – czas choroby od 1950 do 1961 r. Myślę, że ważnym wydarzeniem był także czas II wojny światowej i zniszczenie ośrodka.
Reklama
Wtedy m. Czacka współpracowała z ks. Stefanem Wyszyńskim...
Tak, dlatego cieszymy się, że beatyfikacja jest podwójna. Ksiądz Wyszyński od 1926 r. stopniowo wchodził w nasze dzieło i w głęboką przyjaźń duchową z m. Czacką. Połączył oboje ks. Władysław Korniłowicz, który był ich ojcem duchownym.
Co matka zawdzięczała ks. Korniłowiczowi?
Przede wszystkim wspomniane kierownictwo duchowe, ale także wpływ na duchowy kształt dzieła Lasek. Gdyby nie ks. Korniłowicz, wiele osób z kręgu inteligencji, uniwersytetu, poszukujących Boga nie trafiłoby do Lasek. Dzięki nim nasz charyzmat służby niewidomym fizycznie i zadośćuczynienia za duchową ślepotę świata został poszerzony o służbę osobom niewidomym duchowo. Ksiądz Korniłowicz towarzyszył młodym i mówił im, że nie tylko sama duchowość pomaga żyć, ale ważne jest, jak ją przekładamy na życie. Dlatego przysyłał do Lasek na wolontariat osoby ze swojego kręgu. Niektóre członkinie grupy stawały się naszymi siostrami.
Reklama
Róża Czacka nie załamała się mimo utraty wzroku. Rozeznała ślepotę jako dar. A co było dla niej duchowym światłem w tym doświadczeniu?
Prowadziła ją głęboka relacja z Bogiem. Ważne było także to, że już od 6. roku życia czytała po francusku O naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis, a babka Pelagia wprowadzała ją w modlitwę. Matka mówiła później, że to właśnie dzięki szczęściu wiary przeszła przez trudny moment utraty wzroku. Pomogła jej w tym również głęboka modlitwa wewnętrzna. Wspominała, że decyzja o poświęceniu swego życia osobom niewidomym nastąpiła po trzech dniach, kiedy modliła się sama w pokoju po uzyskaniu bolesnej diagnozy. Ale potem przez całe lata przygotowań do stworzenia ośrodka dla niewidomych modliła się słowami: „Uczyń mi, Panie, przez łaskę swoją to, co po ludzku jest niemożliwe”. Chodzi o to, że my wciąż dorastamy do naszych decyzji. Podejmujemy jakieś kroki, ale nie jest tak, że decyzja raz podjęta nie wymaga umocnienia.
Otwarcie na łaskę Bożą szło u m. Czackiej w parze z jej wielką pracowitością...
O pracy pisała bardzo wiele już w Dyrektorium. Mówiła, że praca jest obowiązkiem każdego człowieka, bez względu na to, z jakiego stanu pochodzi. Praca człowieka uszlachetnia i przyczynia się do jego dojrzałości i rozwoju duchowego. Praca jest po prostu potrzebna każdemu człowiekowi. Jednocześnie matka mówiła, że nie ma prac upokarzających czy wynoszących człowieka. Każda praca jest jednakowo ważna, chociażby się wydawało, że praca fizyczna może człowieka jakoś upokarzać. U matki tak nie było. Często się starała, aby siostry, które na co dzień pracowały w biurach, pomagały też w polu czy kuchni. Nie ma prac równych i równiejszych, lepszych. Po prostu każda praca jest wartościowa.
Reklama
Ale matka nie była tylko teoretykiem pracy. Jaki był jej rytm dnia?
Matka każdy dzień rozpoczynała od modlitwy indywidualnej. Bardzo często wstawała przed wszystkimi siostrami. Potem cały jej dzień – nawet jeśli chciała mieć dzień skupienia – był oddany innym osobom. Często było tak, że nie miała czasu na modlitwę indywidualną, ponieważ była zajęta prowadzeniem dzieła Lasek. Oczywiście przy pomocy Antoniego Marylskiego i innych współpracowników widzących. Była bardzo wierna Różańcowi. Ilekroć miała wolny czas, odmawiała tę modlitwę. Gdy odwiedzały ją jakieś osoby, to zauważały, że matka miała w dłoni właśnie różaniec. Czas wieczorny i popołudniowy poświęcała na pisanie czy uzupełnianie korespondencji.
Matka sama pisała na maszynie?
Tak, używała maszyny czarnodrukowej, nauczyła się, który klawisz odpowiada danej literze. Tworzyła Dyrektorium i Notatki, które zostały udostępnione dosyć późno, ponieważ była to sfera jej duchowych przeżyć, które spisywała na życzenie ks. Korniłowicza. Poświęcała czas na pisanie artykułów specjalistycznych z dziedziny tyflopedagogiki, opracowała skróty brajlowskie do języka polskiego. Cały czas m. Elżbiety był intensywnie wypełniony. Była osobą bardzo twórczą.
A jak kształtowały się relacje m. Czackiej z kard. Wyszyńskim?
Ich współpraca najbardziej zacieśniła się podczas II wojny światowej. Od 1942 do 1945 r. ks. Wyszyński przebywał w Laskach jako kapelan Zakładu dla Niewidomych i Armii Krajowej. Zdarzało się, że służył matce jako lektor czy pomagał w redakcji konstytucji zgromadzenia. Zawsze był gotowy do posługi duszpasterskiej wśród wszystkich członków zakładu. Nasi wychowankowie wspominali, że ks. Wyszyński zawsze znajdował czas, aby z nimi porozmawiać, zapytać, czy czegoś im nie potrzeba. Zauważali też, że bardzo dbał o modlitwę.
Reklama
Kardynał Wyszyński wspominał po latach, że nawet podczas największych bombardowań nie było dnia, aby w Laskach nie odprawiała się Eucharystia i nie odmawiano Różańca...
To prawda. Chociaż czasem musieli ten Różaniec przerwać, bo wybuchy były tak silne, że siebie nie słyszeli. Wieczorem natomiast szedł w pola i pod osłoną nocy zbierał osoby ranne. W Laskach był również punkt szpitalny. Wielu żołnierzy mówiło, że zniosą jakąś trudną operację bez znieczulenia, jeżeli będzie ich trzymał za rękę ks. Wyszyński.
A jak wyglądały kontakty m. Czackiej z ks. Wyszyńskim po wojnie, gdy został biskupem lubelskim i później, gdy Pius XII mianował go metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim?
Po wojnie kontakt między nimi był podtrzymywany przez korespondencję. Gdy ks. Wyszyński został biskupem lubelskim, m. Czacka napisała piękny list, w którym wyraziła swój ogromny szacunek wobec niego. Zachowały się również listy, które ukazują wielki szacunek i posłuszeństwo matki względem nowego prymasa Polski. Trzeba pamiętać, że matka była starsza od niego o 25 lat. Pokazuje to głęboką przyjaźń, która przekracza granice wieku. W tym czasie kard. Wyszyński przyjeżdżał do Lasek bardzo często, szczególnie, kiedy miał jakieś ważne zadania czy opracowania do napisania. Wtedy w ciszy domu rekolekcyjnego zamykał się i pisał. Pozostawał też wierny swojemu zwyczajowi, że odwiedzał Laski w czasie Triduum Paschalnego. Wtedy w Wielki Piątek i Wielką Sobotę głosił konferencje dla sióstr i wszystkich członków dzieła.
Reklama
Prymas Wyszyński po śmierci m. Czackiej na spotkaniu dla wychowanków w Laskach powiedział, że nigdy nie modli się za m. Elżbietę, ale zawsze – do niej. Prymas już wtedy widział w matce osobę świętą?
Z całą pewnością tak. Otaczał matkę wielkim szacunkiem. Świadczy o tym m.in. homilia na jej pogrzebie pt. Mirabilis Deus in Sanctis suis, czyli „Przedziwny jest Bóg w świętych swoich”. Samo to zdanie ukazuje, że prymas traktował matkę jako osobę świętą, która była zanurzona w Bogu, a jednocześnie oddała całe swoje życie na służbę niewidomym. Był to niesamowity szacunek, a także zachwyt nad tym, jak Bóg działa w osobach, które powołuje, nie dając im łatwej drogi. Był to podziw nad tym, jak Bóg może dać człowiekowi siłę oraz jak odpowiada on na łaskę, która jest mu dana. W przypadku matki była to łaska Krzyża.
Jakie było podejście m. Czackiej do krzyża i cierpienia?
Podchodziła do tych doświadczeń w ogromnym zjednoczeniu z męką Pana Jezusa, w zaufaniu i z Bożą, zdroworozsądkową determinacją. W pismach możemy wyczytać wzruszające fragmenty, kiedy matka jednoczyła się z Jezusem na krzyżu. Pisała wręcz, że krew z Jego ran obmywa wszystkich, którzy są blisko Niego – tych, którzy są i będą w Laskach. Miała głębokie doświadczenie, że żadne cierpienie w zjednoczeniu z Jezusem nie pozostanie bezużyteczne. Ono jest wpisane w Jego cierpienie. Zawsze jest ono z wielkim pożytkiem dla całego Kościoła i każdego człowieka.
Matka nie rozpaczała przy cierpieniu?
Nie, nie było u niej cierpiętnictwa. Z wielką miłością je przyjmowała, choć nie znaczy, że było to dla niej łatwe.
Reklama
Jakie przesłanie matka skierowałaby dzisiaj do ludzi młodych, którzy tak szybko dystansują się od Kościoła, a nawet z niego odchodzą?
Przygarnęłaby ich wszystkich, okazała im cierpliwość i możliwość wypowiedzenia się na temat różnych trudności. A jednocześnie na pewno powiedziałaby, że Bóg jest miłością. Zachęciłaby, aby nie podejmowali szybkich decyzji, ale dali sobie czas na rozeznanie. Matka dałaby tym, którzy tego chcą, przestrzeń duchowego pobycia w Laskach. Za tych natomiast, którzy rzeczywiście odwrócili się od Kościoła, na pewno by się modliła, bo bliska była jej troska o osoby duchowo niewidome lub poszukujące. Matka nikogo by nie zostawiła, ale utuliła każdego, miałaby też czas na porozmawianie.
Co możemy zrobić, aby postać m. Czackiej także po beatyfikacji była przybliżana i poznawana?
Myślę, że najważniejsze jest przybliżanie pism matki, szczególnie niektórych fragmentów, które mówią o głębokim zanurzeniu się w Bogu, o wartości czasu poświęconego na adorację – posłuchanie tego, co Bóg rzeczywiście mówi w głębi naszego serca. Powinniśmy być oczyma duszy zapatrzeni w Boga. Dla wszystkich wierzących ważne jest też ukazanie piękna Kościoła. Nawet jeśli boryka się on ze swoimi grzechami i kruchością, to dzięki takim osobom, jak m. Elżbieta, pokazuje, że Bóg prowadzi człowieka i jest blisko. Świadectwo tych osób powinno być dla nas o wiele bardziej wartościowe niż zło, które się dzieje. Zło trzeba naprawić – to jasne. Matka, jeśli pojawiało się coś trudnego, zawsze najpierw wyjaśniała, naprawiała i nie było żadnych kompromisów czy chowania czegokolwiek pod dywan. A jednocześnie potem było przełożenie tego na modlitwę wynagradzającą, zadośćuczynienie, żeby Bóg w swojej miłości i miłosierdziu te trudne momenty przyjął i zanurzył je w swojej krwi odkupieńczej.
Powinniśmy więc położyć większy nacisk na aspekt duchowy życiorysu matki?
Tak, ale oczywiście ważny jest też aspekt służebny. Ewangelia jest bardziej konkretna, jeśli przekłada się na służbę. Nie możemy być w Kościele tylko obserwatorami, którzy będą mu się przyglądali przez szkło powiększające. Przede wszystkim powinniśmy być osobami, które w pełni wezmą odpowiedzialność za każdą maleńką cząstkę Kościoła. Matka podkreślała, że nie możemy się nigdy zwalniać z odpowiedzialności za Kościół i dzieła, które są nam powierzane. Jednocześnie nie możemy oceniać innych, bo sami jesteśmy odpowiedzialni za kształt życia w Kościele. Głównym zadaniem, szczególnie po beatyfikacji, będzie ukazanie matki jako patronki na czasy mroczne, które przeżywamy. Matka Czacka, osoba niewidoma, pokazuje nam, jak wyjść z tego mroku przez zanurzenie w wielkiej tajemnicy wiary.