Dużym echem, przynajmniej w środowisku kościelnym, odbił się świeży raport na temat stanu zdrowia francuskich księży. W ankiecie zapytano kapłanów, „jak się mają”. Wyszło, że nie najlepiej i że jest się czym martwić.
Księży nad Sekwaną nie omijają choroby cywilizacyjne, zarówno te dotyczące ciała, np. nadwaga, jak i psychiki, np. depresja. Co piąty prezbiter ma jej objawy, choć oczywiście, nie wszyscy się leczą. Przyczyny tego są w części takie same jak u świeckich, co przypomina, że kapłan jest przecież „z ludu wzięty”, a nie spada z nieba. Do tego dochodzą jeszcze inne przyczyny, których „lud” zazwyczaj nie doświadcza. To przede wszystkim samotność i „brak bratniej duszy”, współbrata księdza czy zatroskanych parafian.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Autorzy raportu wskazują jeszcze na coś innego. Zdarza się nierzadko, i trudno się dziwić, że ksiądz nie daje sobie rady z tym, czego od niego wymagają ludzie. W skrócie – chodzi o to, że ludzie chcieliby w księdzu widzieć chodzącą doskonałość, wcielenie anioła, a on wie, że aniołem nie był, nie jest i nigdy nie będzie. Nie dlatego, że nie chce, bo któż by nie chciał, ale dlatego, że urodził się grzesznym człowiekiem. Przygniata go świadomość własnej niedoskonałości, a jednocześnie wielkość ideału, który chcieliby w nim widzieć wierni. Ta dysproporcja może prowadzić do strasznego wniosku, że zawiódł, jest do niczego, że się do tego nie nadaje, a stąd już krok do załamania i depresji.
W Polsce nie przeprowadzono wśród księży takich badań, ale jest więcej niż prawdopodobne, że i u nas księża zmagają się z podobnymi problemami. Nie jest znana tylko ich skala. Mam jednak nadzieję, że jest lepiej. Nie piszę tego po to, aby się użalać nad księżmi, żebrać o litość. Litość mało kogo zadowala, a jeżeli nawet pomoże, to na krótko. Chodzi mi o to, żeby wobec księży nie być bardziej rygorystycznymi niż wobec siebie, tzn. o to, aby czasem, nawet wtedy, kiedy ksiądz popełni błąd, kiedy się pomyli, pamiętać, że aniołem nie jest i nie będzie.