W kuluarach o odejściu min. Łukasza Szumowskiego mówiło się od dawna, choć on sam jeszcze niedawno podkreślał, że nie zamierza odchodzić z urzędu. Teraz były minister tłumaczy, że decyzję podjął miesiące temu, a jego ostatnie deklaracje wynikały z tego, iż „nie mógł spekulować na ten temat w mediach”. Zapewne nie chciał wywołać niepotrzebnej paniki, tak groźnej w czasie pandemii. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w chwili, gdy liczba nowych dziennych zachorowań utrzymuje się na najwyższym poziomie od początku epidemii, dymisja ministra zdrowia to ostatnia rzecz, jakiej oczekują obywatele. To rodzi niepokój i każe zastanawiać się nad jej powodami.
Minister ponad podziałami
Profesor Łukasz Szumowski podkreśla, że o opuszczeniu rządu myślał już zimą, a swoją decyzję odłożył ze względu na wybuch epidemii. Choć był szefem newralgicznego resortu, od początku był dobrze oceniany nawet przez polityków opozycji. Już podczas poprzedniej kadencji ówczesny poseł Kukiz’15 – Jerzy Kozłowski, członek sejmowej komisji zdrowia, zauważył, że pojawienie się Szumowskiego przyniosło pozytywne zmiany w resorcie zdrowia. W superlatywach o działalności profesora wypowiadali się też byli ministrowie związani z opozycją, np. Marek Balicki i Marian Zembala.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Choć wiele obiecujących aspektów pracy ministra można było zauważyć wcześniej, to dopiero epidemia COVID-19 przyniosła mu ogromną popularność w społeczeństwie. Warto wspomnieć, że wiosną, w pierwszych tygodniach pandemii, pojawiały się głosy wśród polityków PiS, iż Szumowski jest rozpatrywany jako ewentualny następca Mateusza Morawieckiego na stanowisku premiera. Trudno ocenić, na ile te spekulacje miały pokrycie w rzeczywistości. Nigdy przecież nie wychodziły z najbliższego otoczenia prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nawet jeżeli przyjmiemy, że takich planów nie było, to całkiem poważnie mówiło się o tece wicepremiera dla Szumowskiego. Miało być to nagrodą za jego postawę, a jednocześnie nie budziłoby zastrzeżeń ze względu na kluczową rolę kierowanego przez niego resortu w czasie pandemii.
Atak na ministra
Jednak i tym razem do „awansu” nie doszło, a zamiast tego minister musiał odpierać coraz głośniejsze oskarżenia totalnej części opozycji i związanych z nią mediów, dotyczące rzekomych nieprawidłowości przy zakupie maseczek, niejasności w oświadczeniach majątkowych czy w końcu rekomendacji dotyczących wyborów. Mówiło się, że na ich tle miało dojść nawet do konfliktu Szumowskiego zarówno z jego dawnym szefem w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosławem Gowinem (optującym za odłożeniem wyborów), jak i tymi politykami PiS, którzy za wszelką cenę chcieli przeprowadzić je jak najszybciej. Umiarkowana postawa miała przysporzyć mu przeciwników w obu obozach Zjednoczonej Prawicy.
Armia bez generała
Czy zakulisowe rozgrywki mogły mieć wpływ na decyzję prof. Szumowskiego? Trudno ocenić, tym bardziej że on sam jednoznacznie się od tego odcina. Pytanie, czy robi to szczerze, czy znowu kieruje się względami „wyższej racji”, co w przypadku polityka o tak głębokim poczuciu obowiązku nie pozostaje bez znaczenia. Faktem jest, że na wojnie z COVID-19 przed jesienną falą pandemii połączoną z sezonem grypowym pozostaliśmy bez generała. Choć politycy i sam Szumowski zapewniają, że wszystko jest przygotowane, by przeciwstawić się wirusowi, a następca będzie miał gotowe procedury, by walczyć z zarazą, należy zadać kluczowe pytanie: czy nowy minister zdrowia Adam Niedzielski zdobędzie taki autorytet, jaki wypracował sobie prof. Szumowski? Czy decyzje, które będzie podejmował, nie zostaną zlekceważone? Ceną jest przecież zdrowie i życie Polaków.