Reklama

Rodzina

Próbą wierności jest czas

– Nam się ułożyło, bo zawsze żyliśmy w zgodzie – opowiada p. Irenka. – Żeby nie przechwalić, to do dzisiaj w takiej zgodzie żyjemy. Oby tylko zdrowie dopisywało – dodaje p. Karol.

Niedziela Ogólnopolska 19/2020, str. 42-43

Archiwum Ireny i Karola Balwarów

Państwo Irena i Karol Balwarowie z córkami i synem

Państwo Irena i Karol Balwarowie z córkami i synem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Miłość wyraża się w małych rzeczach, w dbałości o małe codzienne szczegóły, które sprawiają, że życie ma zawsze posmak domu. Wiara wzrasta, gdy jest przeżywana i kształtowana przez miłość. Dlatego nasze rodziny, nasze domy są prawdziwymi Kościołami domowymi” – powiedział papież Franciszek na zakończenie VIII Światowego Spotkania Rodzin. Jeden z takich pięknych domowych Kościołów spotkałam w Miliczu. 74. rocznicę małżeństwa w tym roku świętują tam państwo Irena i Karol Balwarowie. Irena Balwar z domu Janiszewska urodziła się 28 marca 1929 r. w Piotrkowie Trybunalskim. Karol Balwar przyszedł na świat 16 czerwca 1926 r. w Stonawie na Zaolziu. Sakramentu małżeństwa udzielili sobie w Miliczu 25 grudnia 1946 r.

Reklama

– Oboje są wspaniałymi ludźmi – przyznaje miejscowy proboszcz ks. Bogdan Buryła. – Nie wszyscy starsi ludzie mają takie piękno w sobie. Do nich z radością się idzie, do nich się wręcz na skrzydłach frunie. W ich domu jest taka prostota, a z drugiej strony – cudowny klimat. Mimo że są starsi, mają młodą duszę i nigdy nie narzekają – podkreśla. Doskonale wiem, o czym mówi ksiądz proboszcz, odnoszę bowiem takie samo wrażenie, gdy rozmawiam z małżonkami. – Jak Państwo znoszą ten trudny czas pandemii? – pytam na zagajenie rozmowy. – Dobrze – odpowiada z przekonaniem p. Irenka. I w tym jej pogodnym „dobrze” mieści się całe usposobienie, bo ona wie, że nie ma sytuacji bez wyjścia, a jak coś jest trudne, to trzeba w tym znaleźć dobrą stronę albo to przetrzymać. – Wojnę przeżyliśmy, do lagrów nas wysłali, na roboty. Ciężko było, ale daliśmy radę. Przetrwaliśmy wtedy, to i teraz przetrwamy – uśmiecha się p. Karol.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wojenna tułaczka

Reklama

Jak zatem wyrobić w sobie takie pogodne nastawienie do życia, jeśli przeżyło się okropności wojny? – To była taka tułaczka. Wysłali nas na roboty do Tomaszkowa, a po drodze był jeszcze lagier w Częstochowie. Co tam się działo! Robactwo, głód. Nie wszyscy to wytrzymywali. Przy mnie kobieta weszła na druty, które były pod prądem, i zginęła. Zostawiła małą dziewczynkę. Z Częstochowy jechaliśmy do Milicza. Po drodze doczepiano wagony z takimi nieszczęśnikami jak my. W końcu trafiliśmy do Tomaszkowa – snuje swoją opowieść p. Irenka. – Tam rodziców wysłali do pracy w lesie, a ja, 13-letnia dziewczynka, musiałam się opiekować braćmi i zająć domem. Gotowałam, sprzątałam, jedzenie zdobywałam, ale daliśmy radę – opowiada pogodnie. Między wierszami tej trudnej wojennej opowieści wyczuwa się wielką radość życia. Jest to jednocześnie opowieść o wielkich gestach miłości i otwartości na człowieka. – Pamiętam jeńców wojennych, którzy pracowali w lasach przy kopaniu rowów. Byli to przeważnie powstańcy warszawscy. Zabiedzeni, głodni – wspomina p. Irenka. Udawało jej się czasem kupić więcej chleba, więc kroiła go na kawałki, pakowała do worka, który kładła na wózek, a na niego sadzała braci. I tak chodziła do lasu i udawała, że zbiera jagody, a w rzeczywistości podrzucała chleb jeńcom. Pewnego razu zatrzymał ją SS-man. – Odpowiedziałam mu po niemiecku, że zbieram jagody, i dałam mu garść. Podziękował i się rozstaliśmy – uśmiecha się.

Poznali się w lagrze

Rodzina Balwarów znalazła się w Tomaszkowie w czerwcu 1942 r. 16-letni wówczas Karol rozpoczął pracę w niemieckich lasach państwowych. Był lubiany przez wszystkich – pracowity, otwarty chętny do pomocy. Tam poznał 13-letnią Irenę. – Przyszedł pracować do tego lasu – opowiada jubilatka. – Byliśmy tacy młodzi. Ale później latka nam doszły i się pobraliśmy – słyszę dziewczęcy wdzięk w jej głosie. – Po ślubie mąż poszedł do wojska. Gdy wrócił, zaczęliśmy pracować w gospodarstwie. Doczekaliśmy szóstki dzieci – pięciu córek i syna. Wnuczków mamy dziś piętnaścioro, prawnuczków dwadzieścioro siedmioro, a praprawnusiów czworo – wylicza z radością.

– Dzieci już mają swoje rodziny i są szczęśliwe. Trudno je było wychowywać w takich warunkach – pralek nie było, studnia na dworze. A dzisiaj ludzie mają wszystko i niektórzy tego nie doceniają – mówi ze smutkiem p. Irenka. – Może po tym kryzysie przyjdzie opamiętanie, kiedy zobaczą, że mogą to wszystko stracić – zastanawia się głośno.

Ludzie ciężkiej pracy

Reklama

Po wojnie p. Karol nadal pracował przy ścince drzew, zaś małżonka zajmowała się gospodarstwem i domem. Hodowali bydło, pracowali w polu. Na świat przychodziły dzieci. – Człowiek się nie załamywał. Mam dobrego męża, cieszyliśmy się sobą i cieszyliśmy się z tego, co mieliśmy. Oboje ciężko pracowaliśmy, ale żadne trudności nigdy nas nie skłóciły. I dzisiaj też się nie poddajemy – mówi z uśmiechem moja rozmówczyni.

O rodzicach opowiada córka, Czesława: – To najdrożsi mi ludzie – podkreśla. – Z czasów dzieciństwa pamiętam ich ciągle przy pracy. Cały czas widziałam mamę piorącą przy studni albo pracującą w polu. Tato chodził do pracy w lesie, a przed pracą jeszcze łąkę kosił, pole orał. Wstawał wcześnie rano. Gdy nam łąkę skosił, to myśmy w ciągu dnia suszyli tę trawę... Pani Czesława poszła w ślady rodziców i dziś z mężem i synem pracują w gospodarstwie.

Patrzę na rodzinną fotografię i zastanawiam się, jak wyglądają święta w takiej rodzinie. – Ojej! Jak te wszystkie dzieci wpadną, to mamy wesoło – rozpromieniają się małżonkowie. – Wszyscy przyjeżdżają, szanują nas. Córki nam obiad przysyłają. Bardzo dobre dzieciaczki mamy, kochane. Ale my też nigdy byśmy krzywdy dzieciom nie zrobili – zamyśla się p. Irenka.

– Mama zawsze była dobra – mówi córka Czesława. – A tato? Tato to taki dobry duch, człowiek z sercem na dłoni. Nigdy nawet głosu nie podniósł. Ja kompletnie nic złego z dzieciństwa nie pamiętam – mówi ze wzruszeniem w głosie.

To oni ładują akumulatory

Próbą wierności jest czas. Siedemdziesiąt cztery lata wspólnego życia to piękne świadectwo. Jak to jest, że jednym się udaje, a innym nie, zastanawiamy się wspólnie z dostojnymi jubilatami. – Nigdy nie myśleliśmy o rozejściu się. Nawet przy największych kryzysach. Dziś radzimy młodym ludziom, żeby nie myśleli o rozwodach, bo to życie im się ułoży, tylko trzeba próbować. Nam się ułożyło, bo zawsze żyliśmy w zgodzie – opowiada p. Irenka. – Żeby nie przechwalić, to do dzisiaj w takiej zgodzie żyjemy. Oby tylko zdrowie dopisywało – dodaje p. Karol.

– Modlimy się o to. Przyjeżdża do nas ksiądz i modli się razem z nami. Wtedy mamy święto cały dzień, bo co to by było za życie bez Boga – cieszą się oboje. – Odwiedzam ich w pierwsze piątki, a oni zawsze z radością czekają. Są tacy piękni i duchowo, i zewnętrznie. I to oni ładują moje akumulatory, bo od nich bardzo dużo się uczę. Mają w sobie energię i dobro i potrafią to przekazać. Dlatego z wielką radością tam przebywam. Czuję się u nich jak u własnych rodziców – mówi ks. Buryła. – Potrzeba nam dziś takich rodzin – dodaje.

2020-05-05 14:32

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

61. letni ksiądz szkoli się na... klauna. „Lubię rozśmieszać ludzi”

2025-03-03 15:55

[ TEMATY ]

ksiądz

szkolenie na klauna

rozśmieszać ludzi

Adobe Stock

Ksiądz szkoli się na klauna

Ksiądz szkoli się na klauna

„Lubię rozśmieszać ludzi”, mówi ks. Thomas Schmollinger. 61-letni kapłan jest proboszczem parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Trossingen w Niemczech i od niedawna szkoli się na klauna. W sezonie karnawałowym ksiądz regularnie przebiera się w zabawny kostium. W zeszłym roku wystąpił na karnawale parafialnym jako „Superman”.

„Niebiesko-czerwony kostium pasował do mnie i pomyślałem, że choć raz mogę go wypróbować”, śmieje się ksiądz ze Szwabii. Następnie „przeleciał” przez salę parafialną niczym bohater filmu o tym samym tytule i sprawił, że ludzie gromko klaskali i śmiali się. Zdjęcie z jego występu znalazło się nawet w ówczesnej gazecie codziennej. Ks. Schmollinger zdaje sobie sprawę, że niektórzy parafianie mogą uznać jego występy za dziwne lub „śmieszne”. Ale „jako ksiądz powinienem mieć prawo być klaunem dla innych”, mówi duchowny. Śmiech jest zdrowy i nic nie kosztuje.
CZYTAJ DALEJ

Służyła biednym Amerykanom

Bądź pokornym, gdyż kimkolwiek jesteś, cokolwiek masz, cokolwiek robisz, dla siebie czy innych, wynika to z samej miłości Boga i z obecności Jego Łaski. (s. Katarzyna Drexel)
CZYTAJ DALEJ

Modlitwa za osoby skrzywdzone

2025-03-03 16:49

[ TEMATY ]

Świebodzin

Zielona Góra

Karolina Krasowska

7 marca w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie odbędzie się diecezjalny dzień modlitwy, postu i jałmużny. Będzie połączony z modlitwą w intencji osób skrzywdzonych.

Już od kilku lat pierwszy piątek Wielkiego Postu, w tym roku przypadający 7 marca, Kościół w Polsce przeżywa w duchowej bliskości z osobami, które doświadczyły przemocy seksualnej. Z racji trwającego Roku Jubileuszowego będzie to również diecezjalny dzień modlitwy, postu i jałmużny. Centralne nabożeństwo pokutne w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej zostanie odprawione tego dnia w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie. Rozpocznie się ono o godz. 17.45 od Drogi Krzyżowej, a po jej zakończeniu, o godz. 18.30, będzie sprawowana Msza św. Homilię wygłosi ks. Tomasz Matyjaszczyk - duszpasterz ds. pomocy osobom skrzywdzonym. Po zakończonej Mszy św. będzie możliwość rozmowy z ks. Tomaszem Matyjaszczykiem w kawiarence parafialnej. 
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję