Idziemy przez rok wyborczy i z tego powodu staje przed nami wiele problemów, które zwykle mniej zaprzątają naszą uwagę. Jak głosować? Co wybrać? Czym się kierować podczas głosowania? Co uczynić, aby na tym zyskała Polska? To tylko niektóre z najczęściej zajmujących nas kwestii.
W wyborach do Parlamentu Europejskiego głosowaliśmy, by wybrać bardzo konkretne wizje rozwoju naszego kontynentu. Niestety, i tym razem Europa udzieliła większego poparcia tym, którzy uparcie dążą do przekształcenia jej w jeden dziwaczny organizm sztucznego państwa, w którym władzę będą sprawować tzw. eksperci i rozbuchana europejska biurokracja. Wizja przeciwna: utrzymania jedynie unii gospodarczej i otwartych wewnętrznie granic – pomimo że zdobyła dużo większe poparcie niż w poprzedniej elekcji – jednak nie stanowi dziś w europarlamencie dominującego poglądu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dlaczego jedno europejskie państwo, jego dzisiejsza wizja, stanowi dla nas, katolików, takie zagrożenie? Ta wizja zbudowana jest bowiem na neomarksistowskich podstawach filozoficznych i antropologicznych. To wizja, według której wszystko, co wiąże się z tradycją, narodem, religią... musi zostać wykorzenione i rzucone na wspólny stos, spalone. Neomarksiści twierdzą, że po „doświadczeniu Auschwitz” stary świat osiągnął już swoje apogeum, potwierdził, że nie jest zdolny do zapewnienia ludziom pokoju i bezpieczeństwa, a zatem nadeszła pora na tworzenie nowego świata i nowego społeczeństwa. Skąd my to już znamy? Tak, tak, to przecież nic innego jak stare przekonanie Karola Marksa, które mówi o tym, że bez zniszczenia tradycyjnego społeczeństwa nie będą możliwe: wyzwolenie robotników spod kapitalistycznego ucisku i wprowadzenie ustroju powszechnej równości i sprawiedliwości. Cofając się jeszcze głębiej w gmachu filozofii, nieodmiennie znajdziemy dwie podstawy, na których – świadomie bądź nie – rewolucjoniści budują swoje totalitarne przekonania. To Demokryt i Platon, doprawieni mitem o Prometeuszu. Według tej wizji, Bóg jest zazdrośnie strzegącym swojej wiedzy i władzy bytem, któremu – dla dobra ludzkości – należy wykradać Jego tajemnice. Ludzie z natury są ciemni i nieświadomi jak mieszkańcy platońskiej pieczary i rolą tylko nielicznych oświeconych jest kierowanie nimi, dla ich własnego dobra. Po Heglu i Feuerbachu problem istnienia Boga przestał ludzi z tego nurtu zajmować. Ogłosili, że Boga nie ma, a nawet jeśli istnieje, to nie wpływa na losy ludzkości, która musi poradzić sobie sama. Ludzkość natomiast jest z natury mało skłonna do działania, więc w jej imieniu muszą działać oświeceni, nowocześni. Zastanawiają się Państwo, po co przywołuję filozoficzne podstawy, gdy chcę mówić o konsekwencjach ostatnich europejskich wyborów?
Nic w świecie tak naprawdę się nie zmienia – toczy się w nim ideowa walka między tymi, którzy chcą uszczęśliwiać ludzkość i w imię tych metaidei są skłonni doprowadzać do eksterminacji milionów istnień, które nie są dostatecznie świadome albo też nie chcą żyć w taki sposób, jaki wyznaczą im marksistowscy eksperci, a tymi, którzy uważają, że należy się uczyć od świata, obserwować jego prawa i uszczęśliwiać konkretnych, znanych nam ludzi.
Zwolennicy rewolucji twierdzą, że świat jest jak źle zrośnięta noga i należy ją powtórnie złamać, a potem dobrze nastawić. Dopuszczają przemoc w imię wykorzenienia przemocy, zakładają wojnę w imię wprowadzenia ustroju powszechnego pokoju, są skłonni budować obozy, w których pozbawi się wolności miliony przeciwników rewolucji w imię tego, aby na całym świecie zapanowała bezgraniczna wolność. To nawet nie są paradoksy myślenia, to raczej wyżyny metody rozumowania, którą marksiści uwielbiają – dialektyki. Nic nie jest takie, jak nam się wydaje; o tym, co mamy o czymkolwiek sądzić, orzekają kompetentni „eskperci” – komisarze, których rewolucja uprawomocni do orzekania. Zwykłemu człowiekowi odbieramy swobodę wypowiadania własnych myśli, dopóki nie przejdzie odpowiedniego kursu i nie przekona się, w jakim niepostępowym bagnie tkwił do tej pory.
Reklama
Dobrze, nie będę Państwa już przerażał marksistowskimi i neomarksistowskimi wizjami. Powiem jedynie tyle, że w stosunku do dosyć prostego i chamskiego marksizmu neomarksizm jest dużo bardziej podstępny i cierpliwy. On ma czas, aby inicjować – zakrojone na długie lata – procesy i spokojnie przyglądać się ich rezultatom. Rewolucja neomarksistów ma się dokonać za pomocą edukacji i kultury. Kiedy uda im się samodzielnie wychować nowe pokolenie, o pewnych kwestiach nie będzie się już dyskutować, one staną się takimi pewnikami jak nasze dzisiejsze – wyjątkowo reakcyjne – przekonania o prawach czasu, płci, miłości i stosunków społecznych.
Sporo napisałem o minionych już wyborach, były one bowiem niesłychanie istotne z powodu konkurencji idei, które walczą ze sobą o panowanie nad naszym światem. Przed nami jednak wybory krajowe, w których rozegra się zasadnicze starcie między tymi, którzy wierzą w polską niepodległość i jej prawdziwie chcą, a tymi, którym – z różnych powodów – owa niepodległość zaczyna już poważnie zawadzać. To bitwa między niepodległościowcami a kosmopolitami, którzy uważają, że Polska to przeżytek, a chęć ponoszenia dla niej ofiar to faszyzm i ksenofobia. Kosmopolici znaleźli już nowe rozwiązanie: chcą natychmiast doprowadzić do „regionalizacji (landyzacji) Polski” i w ten sposób uporać się wreszcie z uciążliwym dla nich „polskim patriotyzmem”. Oni domagają się teraz przekazania wszelkich państwowych funduszy i środków na rzecz samorządów, tak aby to właśnie lokalne władze mogły zawiadywać majątkiem i infrastrukturą państwa. Wtedy takie postawy, jakie prezentują dziś włodarze Gdańska, Warszawy czy Poznania, staną się powszechne. To także sprytny sposób na odzyskanie władzy przez środowiska, które – przez Polaków – zostały tej władzy pozbawione w 2015 r. Ich myślenie jest dość proste i poniekąd bezczelne w swojej prymitywnej prostocie: skoro nie możemy uzyskać władzy, bo wyborcy w krajowych wyborach nam nie ufają, nie chcą na nas głosować, to sprawmy, aby centralne władze miały jak najmniej do powiedzenia, i przenieśmy ośrodki władzy tam, gdzie jesteśmy w stanie – dzięki elektoratowi trzymanemu w ryzach przez „Gazetę Wyborczą” i TVN – wygrywać. Potem utworzymy unię tych dużych miast i na jej czele stanie polityk otwarcie kontestujący centralny rząd oraz istnienie Polski jako jednego organizmu państwowego. To, oczywiście, program rokoszu, który ma doprowadzić do zniszczenia polskiej niepodległości. Za tego typu postawy i działania sądy niepodległej Rzeczypospolitej powinny wymierzać najwyższe kary, jak za zdradę. Niestety, nasze państwo ciągle jest zbyt słabe, aby realnie przeciwstawić się przygotowywanym za niemieckie czy rosyjskie pieniądze programom rozbijania Polski. Autorzy tych zdradzieckich planów czują się bezkarni i otwarcie nawołują do nieposłuszeństwa wobec wybieranych przez Polaków władz. Takie akcje nieposłuszeństwa wobec Polski muszą być przez nas identyfikowane i otwarcie nazywane zdradą. Właśnie dlatego udział w jesiennych wyborach krajowych i głosowanie na niepodległościowców bardzo przybierają na znaczeniu. Musimy obronić Polskę, jej niepodległość i jej samodzielne istnienie. Po wyborach nowe władze powinny wprowadzić prawo mówiące o tym, że każdy działacz polityczny, każda partia i stronnictwo, które pobierają pieniądze z zewnątrz, od instytucji zewnętrznych wobec polskiego państwa, zostaną zdelegalizowane, a ludzie praktykujący takie działania będą skazywani jak za zdradę stanu. Zbyt radykalne? Jeżeli nie powstrzymamy jawnie i bezczelnie propagowanej zdrady, to naprawdę trudno nam będzie obronić istnienie Polski. Zapytają Państwo: a którzy politycy mogą być zakwalifikowani do obozu niepodległościowego?
Moim zdaniem, jest to lwia część dzisiejszego obozu rządzącego oraz większość działaczy Konfederacji. Zupełnie nie pojmuję, dlaczego między tymi stronnictwami trwa tak zażarta walka. Jest ona po prostu szkodliwa dla interesów naszego kraju i im prędzej pojmą to liderzy tych środowisk, tym lepiej będzie dla kraju. W obozie niepodległościowym mieści się także duża część działaczy ruchu Kukiz’15 oraz nieco lokalnych działaczy PSL. Czas pomyśleć, aby wszystkie te siły się zjednoczyły i zwyciężyły w nadchodzących wyborach.