Zespół Beirut istnieje kilkanaście lat, ma spore grono fanów, charakterystyczne brzmienie, ale wielkiej kariery nie zrobił. Najważniejsze tego przyczyny to pewnie gatunek muzyki, którą wykonuje – folk i indie rock, a pewnie też niezbyt wielka pracowitość kapeli. Folk przy tym specyficzny, bo poznany i przyswojony przez lidera zespołu Zacha Condona w czasie włóczęgi po Europie, szczególnie tej wschodniej, osobliwie na Bałkanach, gdzie odkrył m.in. orkiestrę Bobana Markovicia i Gorana Bregovicia.
Wpływy tej muzyki słychać na kolejnych płytach zespołu – od pierwszej, „Gulag Orkestar” z 2006 r., przez „The Flying Club Cup” i „No No No” (na tych dwóch mniej), po najnowszą, „Gallipoli”. Tytuł krążka jest mylący, bo może się kojarzyć z miejscem krwawej bitwy z czasów I wojny światowej. Tymczasem chodzi o inne Gallipoli – miasteczko leżące na obcasie włoskiego buta. Lider ujrzał tam procesję, której towarzyszyła orkiestra dęta – i stąd tytuł stworzonej następnego dnia piosenki i całej płyty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu