Jeśli szukałbym współczesnego przykładu na hasło „pyrrusowe zwycięstwo”, wskazałbym obecnie na wygraną Platformy Obywatelskiej w Warszawie. Prezydentura Rafała Trzaskowskiego, zdobyta przez mocną wygraną już w pierwszej turze nie tak dawnych wyborów samorządowych, z każdym tygodniem staje się większym problemem dla ogólnopolskiej kampanii PO. Jak w soczewce widać tutaj, że niezależnie od haseł partia ta się nie zmieniła, prezentuje dokładnie ten sam styl, co w latach 2007-15.
Reklama
Nie będę zarzucał czytelników ogólnopolskiego tygodnika szczegółami lokalnymi, wspomnę tylko o podjętej dzień po wyborach próbie wycofania się z dużych bonifikat za przekształcenie użytkowania wieczystego we własność, o rozmywaniu obietnic natychmiastowego zapewnienia miejsc w żłobkach i przedszkolach wszystkim chętnym, o odsuwaniu w nieokreśloną przyszłość zapewnień o rozpoczęciu budowy trzeciej i czwartej linii metra. Uderzające jest też radykalne zejście z kampanijnego tonu obietnic prowadzenia ambitnej polityki, z nawoływania do marzeń, dla których nie ma granic, na poziom ciągłej niemożności. Niepokoi brak refleksji i wniosków ze złodziejskiej reprywatyzacji, która skrzywdziła tysiące rodzin. No i wymiar ideowy: zniknęło hasło „Warszawa dla wszystkich”, mieszkańcy dostali radykalnych lewicowców na kierowniczych stanowiskach w kulturze miejskiej, a rzecznikiem został internetowy zagończyk, niepotrafiący nawet po nominacji powstrzymać się od dość wulgarnych polemik.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Oczywiście, w stolicy Platformie to nie zaszkodzi, emocje są (na razie) tak duże, umysły tak rozgrzane, że formacja ta może niezagrożona czynić to, co tylko chce. Ponieważ jednak stolica jest uważnie obserwowana przez resztę kraju, ma to ważny wymiar edukacyjny. Niesie istotną przestrogę, wskazuje, jakie mogą być konsekwencje ewentualnej zmiany rządu po wyborach 2019 r.
Pytania to tym bardziej istotne, że nie spełniają się nadzieje, iż w roku wyborczym poznamy realny program opozycji. Ale nie ten, że „strząśniemy pisowską szarańczę”, nie ten o niechęci do „naftaliny”, którą mają pachnieć zwolennicy opozycji, tylko ten o sprawach kluczowych: o budżecie, który był rozkradany za poprzednich rządów, o programach społecznych i prorodzinnych, które wprowadził obecny rząd, o majątku narodowym, który przestał być wyprzedawany, armii, którą wreszcie zaczęto stawiać na nogi, o islamskich imigrantach (odróżniajmy ich od uchodźców), którymi jeszcze Ewa Kopacz chciała nas masowo uszczęśliwiać. To są ważne pytania i jako wyborcy mamy prawo otrzymać na nie wiarygodne odpowiedzi.
Niestety, mam wrażenie, że opozycja uznała, iż lepszymi metodami są branie pod skrzydła wszystkich „dużych nazwisk”, bez względu na ich wcześniejszy, często kompromitujący, dorobek, oraz wykorzystanie przewagi medialnej, by rozgrzewać emocjonalnie Polaków. Funduje nam się więc ciągłe skoki napięcia politycznego. Próbuje się też wywołać, pod byle pretekstami, wrażenie, że kraj się wali, jest w kryzysie, skandal goni skandal. Tydzień później nikt o tych rewelacjach już nie pamięta, ale zostaje społeczne poczucie zmęczenia.
Nie warto tym prowokacjom ulegać, nie warto pozwolić, by wspomniane wyżej pytania utonęły w medialnym dygocie. Stawką jest przyszłość naszej ojczyzny i naszych dzieci.
Michał Karnowski
Publicysta tygodnika „Sieci” oraz portalu internetowego wPolityce.pl