Reklama

Wiara

Tęsknota za polskim Bożym Narodzeniem

Niedziela Ogólnopolska 51/2018, str. 22-23

[ TEMATY ]

Boże Narodzenie

Graziako/Niedziela

Co by się stało, gdybyśmy mniej czasu i pieniędzy poświęcili na zakupy i prezenty, a zatrzymali się, by usłyszeć pukającego do serca Jezusa?

Co by się stało, gdybyśmy mniej czasu i pieniędzy poświęcili na zakupy
i prezenty, a zatrzymali się, by usłyszeć pukającego do serca Jezusa?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Boże Narodzenie każdego roku przeżywamy – a może tylko wspominamy – 25 grudnia. Poprzedzane jest ono niekiedy konkursem tzw. obowiązkowych wigilii, w których gubi się właściwy sens Wigilii, dnia oczekiwania z tęsknotą na rzeczywiste narodzenie Jezusa Chrystusa, Mesjasza, Syna Bożego, który czyni nas córkami i synami Boga. Znowu nie ma dla przychodzącego Boga miejsca w gospodzie naszego serca i życia. Zamknięte Betlejem... Były święta, minęły. Czekamy na sylwestra... Co się zmieniło w naszym życiu z Bogiem? Co wniósł Jezus?

Galilejska zaduma

Zastanawiam się, gdzie jest obecnie Maryja z Nazaretu, Niewiasta w stanie błogosławionym z Jezusem, Synem Boga, poczętym w Jej łonie mocą Ducha Świętego. Pewnie powoli szykuje się do dalekiej drogi z galilejskiego Nazaretu do judzkiego Betlejem, odległego o prawie 150 km. Co Ona przeżywa, o czym myśli, co przygotowuje do zebrania w tobołki, które będą dźwigać nawrócony całkowicie na Boga i na Jego logikę ukochany Józef oraz dobrotliwie pomrukujący osiołek? On ze zdziwieniem, ale i z radością, że ruszy w nieznane, ukradkiem podsłuchuje dobrych Gospodarzy oraz śledzi bystrym okiem ich przygotowania do jakiejś drogi. Dokąd oni się wybierają, czemu są tacy zamyśleni i jednocześnie tacy spokojni i radośni? Coś się szykuje, powędrujemy... – duma sobie zwierzę i cierpliwie czeka.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Józef i Maryja też myślą wiele, czynią konieczne przygotowania do narodzin Dziecięcia, ale jeszcze więcej się modlą, rozmawiają z Jahwe. To On zawładnął ich miłością, powierzył im Boskiego Syna, więc się o Niego zatroszczy. To wszystko ich przerasta, bo jest początkiem ich wspólnej szkoły w drodze z Bogiem. Ufają Mu bezgranicznie, ale przecież po ludzku też muszą coś przygotować, zapewnić Dziecku minimum koniecznych rzeczy... Jednak to wszystko ich jeszcze bardziej jednoczy i łączy z Najwyższym. Wierzą wbrew ludzkim nadziejom. Z obawą, ale też z ufnością w prowadzenie Najwyższego, ruszają z Nazaretu do Betlejem, miasta Dawidowego i miejsca narodzin Józefa z królewskiego rodu.

Reklama

Towarzyszymy im w wierze, bo na tyle nas stać. Wyobraźnia na nic się nie przyda. Oni szli gnani prawem spisu cesarskiego, wiara dodawała im otuchy, że na niebezpiecznej drodze przez góry, wąwozy i pustynię nic złego się nie stanie. Nie wiedzieli, kto zapewni im nocleg, czy będzie miejsce na jakiś namiot, czym się posilą, co przyniesie kolejny dzień, jak zostaną przyjęci w następnej oazie czy miejscowości, gdy ludzie zobaczą Niewiastę, która już niedługo ma rodzić. To była ich modlitwa i szkoła trudnej wiary. Szli przecież do „swojego” Betlejem, miasta, z którego pochodził Józef. Może tam przynajmniej będzie jakieś pewne miejsce, przytulenie, trochę rodzinności. Szli szlakiem wiary. Maryja niosła w swoim łonie, pod sercem, jak każda matka, Dziecko. Oprócz Świętych Małżonków nikt nie wiedział, że to oczekiwany Mesjasz, Boży Syn.

Wyczekiwane z tęsknotą Betlejem okazało się całkowitym rozczarowaniem, wręcz klęską. Maryja urodziła Bożego Syna w grocie, gdzie pasterze trzymali na noc swoje stada. Syn Boga uśmiechnął się do bydląt oraz do biednych pasterzy. Taka była asysta Niebiańskiego Króla.

Czy aż tak źli byli mieszkańcy Betlejem, że nie przyjęli oczekiwanego Mesjasza? Dla nich Maryja była jedną z biednych kobiet, wprawdzie potrzebującą pomocy i troski, ale ciasnota była zbyt wielka, żeby Matka Boga mogła rodzić wśród tłumu. Mieszkańcy Betlejem nie wiedzieli, że rodzi się Mesjasz. My to wiemy! Czy Go przyjmujemy z otwartymi ramionami?

Sklepy ważniejsze od drzwi otwartych Jezusowi

Kto szuka dziś Jezusa w sklepie, kto szuka Go w kościele, a kto przede wszystkim w izdebce własnego serca? Pytanie bardzo trudne, nie tylko osobiste, ale i społeczne, eklezjalne pytanie o obecność Jezusa pod strzechą ojczystą polskiego domu. Czy polskie rodziny czekają na Jezusa w Betlejem rodzinnym? Niekorzystne zmiany, które zachodzą w małżeństwach oraz rodzinach, widać gołym okiem. Coraz częściej mówimy o kryzysie normalnej, polskiej rodziny, w której jest czas małżonków dla siebie nawzajem, czas dla dzieci, których miłości i sympatii nie trzeba kupować prezentami ze sklepów. Dzieci czekają na najważniejszy prezent, którym są dla nich rodzice, zaś oni sami zdają sobie sprawę, że dzieci są ich najcenniejszym skarbem. Gdy patrzy się na marne owoce eksperymentów dokonywanych dziś na rodzinie i widzi się też własną rodzinę, warto spojrzeć na Rodzinę z Nazaretu, żeby odkryć Jej piękno. Święta Rodzina nie miała po drodze do Betlejem sklepów, żeby kupić coś dla mającego się urodzić Dziecka. Może kupcy, którzy wykorzystali okazję wielkiego ruchu ludności związanego ze spisem cesarskim, mogli coś zaproponować, ale za co Małżonkowie mieli kupować? Byli biedną rodziną, której musiały wystarczyć liche zapasy w tobołkach, które niósł na swoim grzbiecie wtajemniczany w ich dzieje osiołek.

Reklama

Droga adwentowa Świętej Rodziny nie była łatwa. Bóg nie zachował Jej od trudów. Doświadczał Maryję i Józefa od samego początku, ale też prowadził Ich i wspierał w niezrozumiałym dla nich stylu. Jednakże mieli pewność, że nie są sami. Bóg Ich kochał, Oni odpowiadali na Jego miłość miłością, wiernością i bezgranicznym zaufaniem. Maryja i Józef oparli swą drogę do Betlejem na Bogu i się nie zawiedli. Oni mówią nam, że warto być wiernym Bogu, zaufać Mu całym sercem, choć czasem Jego prowadzenie jest trudne i wymaga bezgranicznego zawierzenia.

Co by się stało, gdybyśmy mniej czasu i pieniędzy poświęcili na zakupy, prezenty, na świąteczne szaleństwa, a zatrzymali się, by usłyszeć pukającego do drzwi naszego serca i życia Józefa, który prosi o gościnę dla mającej rodzić Maryi? Może wtedy Jezus rzeczywiście narodziłby się w naszym życiu, namacalnie poczulibyśmy mocny uścisk Jego dziecięcej dłoni oraz ciepły uśmiech Maryi i Józefa. Może warto zaryzykować, żeby rzeczywiście spotkać Jezusa w Betlejem swego serca, nie tylko w łamanym opłatku, w Pasterce oraz w rzewnych kolędach, w niekiedy zaliczonej Mszy św. Bożego Narodzenia. Jezus rodzi się dla mnie, chce, bym był dla Niego radosnym Betlejem! A może Jezus przeze mnie chce się narodzić w drugim człowieku? Czy będę dla Niego otwartym Betlejem?

Reklama

Hej kolęda, kolęda...

Wracam myślą i modlitwą do moich wędrówek z naftową latarnią w mroźne i śnieżne już zwykle adwentowe poranki na Roraty. Koniec lat 60. ubiegłego wieku. Prawie 8 km w jedną stronę. Trzeba było wyjść o 4.30, by zdążyć na 6 i na 8 wrócić do szkoły. Czy dziś byłbym do tego zdolny? Nie wiem. Ale tęsknota do tych chwil pozostała!

Do dziś czuję zapach jodłowej choinki ścinanej w samą Wigilię. Nad odrzwiami domu, stodoły i stajni umieszczało się tzw. podłaźniczki (na Podhalu mówiono: połaźnicki) – końcówki jodłowych gałązek w kształcie krzyża. Stare, roczne znaki oddania Panu Bogu poszczególnych budynków nie mogły być wyrzucone, ale ze czcią spalone na osobnym ogniu. Na wieczerzę wigilijną nie było produktów ze sklepu, nie tylko z powodu ubóstwa licznej rodziny, ale przede wszystkim z szacunku dla darów nieba, które urosły na polu i w lesie. Na stole wigilijnym siano, pod stołem słoma – takie bezpośrednie nawiązanie do Betlejem Judzkiego. Wigilijny opłatek i chleb dzieliło się z bydłem, bo ono też było częścią rodziny. Po wieczerzy długie kolędowanie i szykowanie się na Pasterkę. Półtorej godziny drogi w jedną stronę, czasem przez zaspy i w śnieżycy. Powrót ok. 3 w nocy, trochę drzemki i znów pieszo na Sumę. Obowiązkowo! W Boże Narodzenie żadnych spotkań rodzinnych, tylko domowe gawędy, kolędowanie. Ciepła atmosfera domu, czasem przerywana odwiedzinami wędrujących kolędników. Nie było telewizji, komputerów – ale nie było nudno! Było swojsko, betlejemsko. Nie wrócą tamte czasy, ale wraca polska tęsknota...

Nie wrócą już stare polskie tradycje, choć w wielu rodzinach jeszcze są pielęgnowane. Powrócić może prawdziwy Jezus do polskiego domu, ten betlejemski, którego nie zagłuszą sklepowe prezenty czy „wigilie” w domach wypoczynkowych. Czy tam jest chociaż garść betlejemskiego oczekiwania na narodziny oczekiwanego Mesjasza? Może warto uświadomić sobie na nowo, że Jezus przynosi nam niebo i jego radość. Warto je w kolędzie serca w rodzinnej atmosferze posmakować i wyśpiewywać codziennym życiem.

2018-12-18 10:59

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ciacho za ciacho

Przed nami 34. edycja akcji „Ciacho za ciacho”, czyli całodniowego kiermaszu książek i ciast, z którego całkowity dochód przekazywany jest na cel charytatywny. W niedzielę 15 grudnia na krużgankach klasztoru Ojców Dominikanów, przy ul. Stolarskiej 12 w Krakowie, wolontariusze będą zbierać środki na wyjazd terapeutyczny dla podopiecznych stowarzyszenia s. Anny Bałchan Po-Moc dla kobiet i dzieci im. Maryi Niepokalanej. Podopiecznymi stowarzyszenia są kobiety, które w przeszłości stały się ofiarami handlu ludźmi bądź prostytucji. Dzięki temu wyjazdowi będą miały szansę zacząć nowy etap życia i odbudować relację ze swoimi dziećmi. Nie jest to temat popularny, a bardzo ważny, dlatego organizatorzy szczególnie liczą na wsparcie.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Konkurs fotograficzny na jubileusz 900-lecia

2024-04-24 19:00

[ TEMATY ]

konkurs fotograficzny

diecezja lubuska

Bożena Sztajner/Niedziela

Do końca sierpnia 2024 trwa konkurs fotograficzny z okazji jubileuszu 900-lecia utworzenia diecezji lubuskiej. Czekają atrakcyjne nagrody.

Konkurs jest przeznaczony zarówno dla fotografów amatorów, jak i profesjonalistów z wszystkich parafii naszej diecezji. Jego celem jest uwiecznienie śladów materialnych pozostałych po dawnej diecezji lubuskiej, która istniała od 1124 roku do II połowy XVI wieku.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję