Reklama

Kultura

Oscary w cieniu skandalu

Skandal dotyczący molestowania seksualnego, który wstrząsnął amerykańskim przemysłem filmowym, to poważny problem będący w Hollywood przez lata tajemnicą poliszynela. Dlaczego bastion lewicowego światopoglądu stał się przytułkiem dla tak wielu zboczeńców?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tegoroczna gala oscarowa odbyła się w cieniu skandalu seksualnego, który wstrząsnął światową stolicą kina. To właśnie w Hollywood, niedaleko słynnego Dolby Theatre, w którym co roku rozdawane są najważniejsze statuetki filmowe, powstał złoty pomnik głównego „bohatera” skandalu. Instalacja artystyczna przedstawia (nie)sławnego producenta filmowego Harveya Weinsteina siedzącego w szlafroku na kanapie castingowej. Postać trzyma w ręku statuetkę Oscara umiejscowioną w okolicy krocza. Całość nawiązuje do sposobu, w jaki oskarżony o wielokrotne molestowanie seksualne Weinstein zwykł przesłuchiwać aktorki. Producent wykorzystywał swoje „castingi” do tego, by zmuszać kobiety do aktów erotycznych, a także seksualnych. Przypadek Weinsteina to tak naprawdę dopiero wierzchołek góry lodowej. Po wpływowym producencie filmowym o molestowanie seksualne zostało oskarżonych wiele innych gwiazd amerykańskiego kina, m.in. Kevin Spacey, Dustin Hoffman czy Ben Affleck.

Rachunek sumienia

Środowiska lewicowe lubią się portretować w roli obrońców praw kobiet, piewców feminizmu i równouprawnienia. Przypisują sobie dziejową rolę rzekomego wyzwoliciela płci pięknej ze szponów białych, heteroseksualnych mężczyzn wychowanych w konserwatywnej rzeczywistości. Tej samej, którą światowa lewica na każdym niemal kroku z lubością demonizuje. Tymczasem to właśnie przepełnione liberalną ideologią Hollywood stało się epicentrum seksizmu i dyskryminacji – miejscem, w którym przez lata dochodziło do wykorzystywania, molestowania, a czasem również gwałcenia kobiet. Akcje #MeToo oraz #Time’sUp („Ja Też” oraz „Czas się Skończył” – przyp. red.), które odbiły się szerokim echem w mediach społecznościowych, obrazują skalę tego problemu. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przez lata był on zamiatany pod dywan przez przedstawicieli przemysłu filmowego. Dopiero kiedy kwestia molestowania w Hollywood dotarła na pierwsze strony gazet, stało się niejako „modnym”, by zacząć się kreować na obrońcę kobiet. Szkoda, że dopiero teraz. Gdzie byliście przez cały ten czas, obłudnicy? – chciałoby się zapytać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Gdzie się wcześniej podziewała cała liberalna śmietanka filmowa, która przez dekady tolerowała seksualnych predatorów w swoich szeregach? Wszyscy ci ludzie zawiedli. Może byli zbyt zajęci wzajemną adoracją i polityczną walką z tradycyjnymi wartościami amerykańskiego społeczeństwa? Może w przypływie pychy, przekonani o roli naczelnych moralizatorów, wyznaczników trendów, pozostali ślepi na własne grzechy? Przyzwyczajeni do obwiniania za wszystkie problemy tego świata prawicy, konserwatyzmu oraz religii chrześcijańskiej nie dostrzegli, że to ich własny styl życia legł u podstawy problemu, który przez lata rozkwitał w światowej stolicy kina. Najwyższy czas na rachunek sumienia.

Film czy polityka?

Zeszłoroczna gala oscarowa, zamiast pozostać wielkim świętem kina, przerodziła się w polityczny teatr przypominający bardziej wiec Partii Demokratycznej aniżeli rozdanie najważniejszych nagród filmowych. W otwierającym galę monologu prowadzący Jimmy Kimmel – znany amerykański showman – nazwał prezydenta Donalda Trumpa rasistą i ironicznie podziękował mu za to, że nikt nie mówi już o „rasistowskich Oscarach”. To nawiązanie do skandalu, który wybuchł po rozdaniu nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej w 2016 r. Lewica oskarżała wtedy jury oraz przemysł filmowy o rasizm wobec czarnoskórych aktorów, którzy mieli być rzekomo dyskryminowani przy oscarowych nominacjach. Następnie Kimmel kontynuował naśmiewanie się z Trumpa oraz członków jego administracji. Szanowanego na prawicy dr. Bena Carsona, czarnoskórego neurochirurga i konserwatystę, którego prezydent mianował sekretarzem Departamentu Urbanizacji USA, prześmiewczo określił „Doktorem Strange”. Samego prezydenta oskarżył natomiast o dzielenie Amerykanów oraz rzekome spowodowanie tego, że świat nienawidzi USA. Ta wierutna bzdura w dyskursie politycznym amerykańskiej lewicy uchodzi za prawdę objawioną. Personalnych wycieczek pod adresem Trumpa było jednak znacznie więcej, a żarty, w których naśmiewano się tylko z jednej opcji politycznej, bardzo szybko stały się nudne jak flaki z olejem.

Reklama

Atakowanie republikańskiego prezydenta oraz ośmieszanie konserwatystów w trakcie gali oscarowych to, niestety, norma. Ten trend obserwujemy od dawna. Nie inaczej było w trakcie tegorocznego rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Prowadzącym ponownie został lewicowy Jimmy Kimmel – czego innego zatem mieliśmy się spodziewać? Tak jak w zeszłym roku showman sugerował między wierszami, że prezydent Trump jest rasistą. W innym momencie stwierdził, że jeżeli ostatnie dwa lata czegoś nas nauczyły, to tego, że rzeczywistość może być przygnębiająca. To oczywiste nawiązanie do zwycięstwa Trumpa, które pogrążyło w rozpaczy amerykańską lewicę. Chwilę później dodał: – Jednak nominowane dzisiaj dokumenty pokazują, że tam, gdzie jest ciemność, jest też nadzieja. To nie dotyczy Białego Domu. Nadzieja (ang. „hope”) odeszła z pracy w środę. Tutaj Kimmel zastosował grę słów, nawiązując do niedawnej dymisji Hope Hicks – dyrektor ds. komunikacji Białego Domu.

Kimmel kpił także z wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a, który jest zdeklarowanym przeciwnikiem tzw. małżeństw homoseksualnych. Gdy mówił o filmie „Tamte dni, tamte noce” – historii opowiadającej o miłości dwóch homoseksualnych mężczyzn – stwierdził prześmiewczo, że takich filmów nie robi się dla pieniędzy, lecz „po to, by zdenerwować Pence’a”.

Gwiazdy Hollywood nie byłyby sobą, gdyby nie zaatakowały również prawa do posiadania broni, które w USA gwarantuje konstytucja. Wśród uczestników tegorocznej gali oscarowej modne były pomarańczowe przypinki organizacji „Everytown”, która walczy o ograniczenie dostępu do broni palnej. To kolejny przykład hipokryzji liberalnych elit amerykańskiego kina. Ich przedstawiciele sami są ochraniani przez uzbrojonych ochroniarzy, jednak chcą pozbawić zwykłych Amerykanów możliwości samoobrony.

Reklama

Bastion lewicy

W czasach Johna Wayne’a czy Ronalda Reagana patriotyzm i republikanizm Hollywood były na porządku dziennym, a wiara w Boga przedstawiana była jako najwyższa cnota i nieodłączny fundament amerykańskiego stylu życia. W Hollywood Anno Domini 2018 sytuacja wygląda już zgoła odwrotnie, a imię Boga można usłyszeć na ogół wtedy, kiedy jedna z odbierających Oscara gwiazd ze łzami wzruszenia wykrzyczy: „O mój Boże! To niesamowite!”.

Hollywood jest uczulone na konserwatywne wartości i patriotyzm w stylu republikańskim. Daje o tym znać, m.in. pozbawiając nagród te produkcje, które nie są zgodne z lewicową narracją. Genialny i wzruszający film o miłości do Boga i do ojczyzny, o walce za kraj, naród i rodzinę – „Snajper” („American Sniper”), w reżyserii Clinta Eastwooda, zdobył w 2015 r. tylko jedną statuetkę – w kategorii „najlepszy montaż dźwięku”, pomimo nominacji w aż sześciu innych kategoriach. Takie potraktowanie „Snajpera” przez Amerykańską Akademię Filmową dowodzi, że produkcje promujące wartości republikańskie są celowo marginalizowane i pomijane przy rozdawaniu Oscarów. Hollywood natomiast z lubością hołduje produkcjom lansującym lewicowe (anty)wartości i szerzącym antyamerykańską propagandę. Wystarczy przypomnieć głośny i nagrodzony Oscarem dokument „Citizenfour”, który opowiada historię Edwarda Snowdena – postaci znienawidzonej na amerykańskiej prawicy i ściganej przez Stany Zjednoczone listem gończym za zdradę stanu oraz kradzież ściśle tajnych dokumentów rządu USA.

W tym kontekście światowa stolica kina traci swój amerykański charakter, oddala się coraz bardziej od tego, w co nadal wierzy większość amerykańskiego społeczeństwa. Wbrew pragnieniom środowisk lewicowych Ameryka wciąż pozostaje oazą konserwatyzmu, chrześcijaństwa i tradycyjnych wartości. Amerykanie mają dosyć Hollywood, które stale mówi im, jak mają żyć, co mają myśleć o broni, polityce wewnętrznej i międzynarodowej, kwestiach imigracyjnych. Lewicowe elity kina próbują bezpardonowo narzucać swój światopogląd ogółowi społeczeństwa. Tyle że Amerykanie mają swój rozum i coraz częściej decydują się bojkotować oscarowy teatrzyk. Tegoroczną galę oglądało zaledwie 26,5 mln widzów – to najgorszy wynik w historii!

Tomasz Winiarski, student dziennikarstwa, amerykanista, dziennikarz dla Polonii w Stanach Zjednoczonych

2018-03-28 10:29

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

"The Soviet Story"

"The Soviet Story" - to jeden z najlepszych filmów, jaki widziałem w życiu mówi prof. Jan Żaryn, historyk i publicysta. Pokazuje, jak doszło do największego ludobójstwa w dziejach świata. Jak wspierały się dwa totalitaryzmy, by zniszczyć człowieka, a także chrześcijaństwo.

CZYTAJ DALEJ

Papież wprowadza zmiany w watykańskim sądownictwie

2024-04-19 17:15

[ TEMATY ]

papież

sądownictwo

PAP/MAURIZIO BRAMBATTI

„Doświadczenie zdobyte w ciągu ostatnich kilku lat w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości doprowadziło do konieczności podjęcia szeregu interwencji związanych z systemem sądowniczym Państwa Watykańskiego” - czytamy w najnowszym liście apostolskim w formie motu proprio opublikowanym dzisiaj. W ten sposób Franciszek dalej rozwija przepisy regulujące te kwestie. Zgodnie z nowymi wytycznymi zwykli sędziowie przestają sprawować urząd w wieku 75 lat, a sędziowie kardynałowie w wieku 80 lat.

Ojciec Święty określił nowe zasady w sześciu artykułach. Zgodnie z „zasadą niezmienności sędziego i w celu zapewnienia rozsądnego czasu trwania procesu” - czytamy w motu proprio - papież, na rok sądowy, w którym prezes przestaje sprawować urząd, może wyznaczyć wiceprezesa, który przejmuje urząd, gdy prezes przestaje sprawować urząd. Stwierdza się również, że papież „może w każdej chwili zwolnić z urzędu, nawet tymczasowo, sędziów, którzy z powodu stwierdzonej niezdolności nie są w stanie wykonywać swoich obowiązków”.

CZYTAJ DALEJ

Konkurs biblijny dla szkół podstawowych [Zaproszenie]

2024-04-19 17:46

Karol Porwich/Niedziela

Szkoła Podstawowa nr 158 im Jana Kilińskiego w Warszawie zaprasza do udziału w VII Międzyszkolnym Konkursie Biblijnym pod tytułem „Z Biblią na co dzień”. Konkurs ma zasięg ogólnopolski i dotyczy treści związanych z czterema Ewangeliami. W ubiegłym roku wzięło w nim udział ok 150 uczestników z 27 szkół.

Tegoroczna edycja Konkursu obejmuje przypowieści Pana Jezusa zawarte w Ewangelii św. Mateusza i nosi tytuł: “Opowiesz mi historię życia Pana Jezusa?”. Zadaniem konkursowym jest przedstawienie w formie plastycznej jeden z cudów Pana Jezusa, zaś multimedialnej i literackiej wybranego przez ucznia klas 4-8 szkoły podstawowej rozdziału Ewangelii św. Mateusza - wskazują organizatorzy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję