Reklama

Wiadomości

Kamień z Przylądka Dobrej Nadziei

Któż nie marzy o odrobinie lata po uciążliwej zimie! Dlatego gdy drzemałem w samolocie lecącym do RPA, mieszały mi się jawa ze snem i tylko przy krzątaniu stewardess odzyskiwałem świadomość, że to marzenie się spełnia

Niedziela Ogólnopolska 21/2017, str. 40-41

[ TEMATY ]

podróże

Archiwum autora

Turyści w „fatamorganie” widzą w oddali statek pierwszego odkrywcy

Turyści w „fatamorganie” widzą w oddali statek pierwszego odkrywcy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Leciałem z Elą – moją towarzyszką podróży – do naszych przyjaciół Polaków, których dorosłe już dzieci zawierają związek małżeński. Ślub i wesele w Kapsztadzie, a wśród gości – my! To już by wystarczyło, aby wyczerpać paletę kolorowych marzeń. Ale młoda para – Madzia i Patryk oraz ich rodzice zadbali o to, abyśmy nie tylko uczestniczyli w uroczystości, ale także odwiedzili znane turystycznie miejsca południowej Afryki.

Eucharystia na Przylądku Dobrej Nadziei

Na lotnisku przywitał nas mój przyjaciel jeszcze z ławy szkolnej, obecnie lekarz, ojciec panny młodej dr Jarek Jaworski. Wkrótce dotarliśmy, w promieniach słońca, do hotelu. Już tutaj, na miejscu, poznaliśmy plan pierwszej wycieczki. Wystarczyło tylko odespać ponad 14-godzinny lot z Warszawy, aby drugiego dnia ruszyć do najbardziej cudownego miejsca na świecie. Przylądek Dobrej Nadziei (160 km na północny zachód) stanowi zakończenie półwyspu przylądkowego, u którego nasady leży Kapsztad. Europejskim odkrywcą przylądka był portugalski żeglarz Bartolomeu Dias. Oznaczył to miejsce jako Przylądek Burz. Nazwa ta została zmieniona na Przylądek Dobrej Nadziei przez króla Portugalii Jana II, gdyż miejsce to dawało nadzieję na dotarcie na Daleki Wschód. My jednak dalej się nie wybieraliśmy. Wystarczyło, że dotarliśmy tutaj. Widoki zapierały dech w piersiach. Wspaniały lazur Oceanu Atlantyckiego. Pachnąca, wielobarwna przyroda, małpy wałęsające się w poszukiwaniu zasobnych w jedzenie turystów – zachwytom nie było końca, a najwięcej pracy miał aparat fotograficzny. Kompania była także doborowa. Oprócz mojego przyjaciela Jarka towarzyszyły nam jego żona Grażynka i mama pana młodego – pani Alicja. Byli z nami także zaprzyjaźnieni z rodziną księża – rodacy, którzy też przybyli na uroczystość zaślubin. Ks. Wojciech Świątkowski z Manchesteru i ks. Piotr Gordon z Crewe, a także ks. Paweł Lewandowski z Lublina. Cała nasza grupa w letnim afrykańskim słońcu wędrowała na Cape Point, miejsce widokowe, skąd Przylądek Dobrej Nadziei wyglądał najpiękniej, okazale i dumnie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

W swojej „fatamorganie” widziałem statek pierwszego odkrywcy i jego załogę. Do rzeczywistości sprowadziła mnie Ela, proponując 45-minutową pieszą wędrówkę na szczyt Przylądka. Nie musiała mnie długo namawiać. Bryza oceanu dawała odrobinę ochłody, kiedy pokonywaliśmy stromą i wąską górską ścieżkę. Na szczycie czułem się wreszcie jak żeglarz Dias, podziwiając przepiękny krajobraz bezmiaru wód i gór. Byłem zdobywcą Cape of Good Hope! U podnóża szczytu na dole czekała na nas wycieczkowa kompania. Teraz księża stali się przewodnikami. Ruszyli w kierunku skał, które tam stanowią linię brzegową oceanu. Nie wiedziałem, czego szukali, ale kiedy z plecaków wyciągnęli naczynia liturgiczne – domyśliłem się wszystkiego. Tu, w tej niepowtarzalnej scenerii, gdzie Bóg miał olbrzymią wyobraźnię, gdy stwarzał tę przyrodę, zapragnęli odprawić Mszę św. w intencji młodej pary, która przecież za kilka dni miała powiedzieć sobie sakramentalne: Tak!

Chwilo, trwaj!

Scenografia niesamowita. Szum fal oceanu tworzył muzykę, która podkreślała melodię psalmu, a wiatr grał na piszczałkach w szczelinach skalnych. I tu stała się rzecz metafizyczna i niesamowita. Gdy ks. Wojciech czytał Ewangelię, na skale obok polowego ołtarza przysiadł sobie spokojnie ptak, zupełnie jakby słuchał słowa Bożego. W ogóle nie zdradzał oznak bojaźni. W skupieniu „uczestniczył” we Mszy św., a potem popatrzył na nas wszystkich, pokręcił przyjaźnie główką i odleciał, a nas pozostawił w zadumie i refleksji. Po naszych policzkach spłynęły łzy wzruszenia. Długo po Eucharystii trwało cudowne milczenie. Czas na wspólną fotografię. Później jeszcze raz przekazaliśmy sobie wszyscy znak pokoju. Po uściskach i wdzięczności okazanej księżom ruszyliśmy wolno w drogę powrotną do Kapsztadu. Ja jednak na chwilę zatrzymałem grupę. Wiedziałem, że z tego miejsca muszę zabrać choćby mały kamień – na pamiątkę tego niepowtarzalnego misterium. Chciałem, aby fragmencik tego miejsca pojechał ze mną do Polski. Mały kamień nie gniewał się, gdy odłączałem go od pięknej afrykańskiej przyrody. Wypatrywałem jeszcze tego szczególnego gościa – ptaka, który nas odwiedził. Nie była to przecież fatamorgana, wszyscy go widzieliśmy. Widać pofrunął dalej...

Teraz, po powrocie do Polski, przeglądam zdjęcia, wspominam miejsca, które zobaczyliśmy. Przeżywamy jeszcze piękny ślub i uroczystość weselną. Jednak z największym sentymentem dotykam kamienia, który przywędrował ze mną z Afryki. Znalazł swoje miejsce na półce i spogląda czasem w stronę okna. Może kiedyś odwiedzi go tajemniczy ptak, uczestnik wzruszającej, pełnej duchowości i uniesienia polskiej Mszy św. w dalekiej Afryce? Dla takich chwil warto żyć. Po tej podróży bardziej docierają do mnie słowa: „Chwilo, jesteś piękna – trwaj!”. Teraz trwa we wspomnieniach. Jest zamknięta w małym afrykańskim kamieniu na półce w moim pokoju.

2017-05-17 09:44

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Baśniowy świat imperium Khmerów

Niedziela Ogólnopolska 52/2022, str. 56-58

[ TEMATY ]

podróże

Archiwum autora

Ruiny Ta Prohm nie różnią się od tych, które zastali podróżnicy z końca XIX wieku

Ruiny Ta Prohm nie różnią się od tych, które zastali podróżnicy z końca XIX wieku

Pochłonięty przez zaborczą dżunglę legendarny Angkor przewyższał swoją monumentalnością egipskie piramidy i zabytki Majów.

Parne powietrze przesiąknięte intensywnym zapachem butwiejącej roślinności przyprawia o zawrót głowy. Korony drzew tworzące naturalny baldachim nad okazałym sanktuarium zapewniają mi schronienie przed krótkotrwałą tropikalną ulewą. Oplątany pajęczynami podziwiam przez firankę z pnączy destrukcyjną siłę potężnych korzeni, które zdołały przebić masywne ściany galerii, podczas gdy długie, twarde pędy dławią leżący na ziemi posąg apsary, powabnej niebiańskiej tancerki w zmysłowej pozie. Nieco dalej olbrzymi konar Ceiba pentandra obejmuje w swoich destrukcyjnych kleszczach mroczny krużganek, inne drzewo, o jasnej połyskliwej barwie, przygniata portyk, kolejne pochyla swoim ciężarem starożytny mur. Jeszcze dalej nadziemne blade korzenie figowca niczym monstrualna kałamarnica oplatają pilastry. Jego macki wciskają się w szpary, rozsadzając wielkie omszałe kamienie, zielonkawy nalot pleśni pokrywa galerię plastycznych reliefów, przedstawiających obrazy z codziennego życia w odległych czasach.

CZYTAJ DALEJ

Legenda św. Jerzego

Niedziela Ogólnopolska 16/2004

[ TEMATY ]

święty

św. Jerzy

I, Pplecke/pl.wikipedia.org

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Święty Jerzy walczący ze smokiem. Rzeźba zdobiąca Dwór Bractwa św. Jerzego w Gdańsku

Św. Jerzy - choć historyczność jego istnienia była niedawnymi czasy kwestionowana - jest ważną postacią w historii wiary, w historii w ogóle, a przede wszystkim w legendzie.

Św. Jerzy, oficer rzymski, umęczony był za cesarza Dioklecjana w 303 r. Zwany św. Jerzym z Liddy, pochodził z Kapadocji. Umęczony został na kole w palestyńskiej Diospolis. Wiele informacji o nim podaje Martyrologium Romanum. Jest jednym z czternastu świętych wspomożycieli. W Polsce imię to znane było w średniowieczu. Św. Jerzy został patronem diecezji wileńskiej i pińskiej. Był także patronem Litwy, a przede wszystkim Anglii, gdzie jego kult szczególnie odcisnął się na historii. Św. Jerzy należy do bardzo popularnych świętych w prawosławiu, jest wyobrażany na bardzo wielu ikonach.

CZYTAJ DALEJ

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

[ TEMATY ]

Konferencja Episkopatu Polski

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Głównym tematem spotkania są kwestie dotyczące trwającej wojny w Ukrainie. Drugiego dnia członkowie grupy wysłuchali sprawozdania z wizyty bp. Bertrama Meiera, ordynariusza Augsburga, w Ukrainie, w czasie której odwiedził Kijów i Lwów. Spotkał się również z abp. Światosławem Szewczukiem, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję