KS. ZBIGNIEW SUCHY: – W ostatnim czasie pojawiło się wiele wątpliwości i pytań w kwestii wydarzeń związanych z głosowaniem nad społeczną inicjatywą obrony życia. Chciałbym najpierw prosić Księdza Arcybiskupa o komentarz w tej sprawie, co z pewnością pozwoli nam ją lepiej zrozumieć.
Reklama
ABP JÓZEF MICHALIK: – Źle jest z narodem, w którym publicznie ujawniają się tak liczni zwolennicy śmierci, w którym zabicie niewinnego, zaledwie poczętego dziecka przestało być uważane za wielkie zło, w którym płaski egoizm, wygoda czy wstyd zabijają sumienie i miłość. Stosunek do podstawowych praw człowieka w połączeniu z szacunkiem wobec uniwersalnych praw natury i praw Bożych jest gwarancją bezpiecznego postępu ludzkości i porządku społecznego, ale ma też ścisły związek z sumieniem i nadzieją życia wiecznego, co dla ludzi wierzących musi być ważne. Prawa ustanawiane przez ludzi nie powinny przeciwstawiać się prawom Bożym i prawom natury, które obowiązują każdego człowieka.
Ocena sytuacji, która wytworzyła się wokół fundamentalnego tematu obrony życia ludzkiego, jest dość jasna. Niewinnego dziecka zabijać nie wolno, człowieka chroni przykazanie Boże: „Nie zabijaj”, i każdy, kto je przekracza, grzeszy ciężko. Obciąża więc sumienie. W naszej polskiej obecnej sytuacji warto też wrócić do zalecenia Pana Jezusa, który podczas Ostatniej Wieczerzy modlił się o jedność. Jedność między ludźmi oparta na jedności z Bogiem jest drogą do twórczego trwałego postępu.
To jest bardzo ważne kryterium w każdych warunkach, w każdej sytuacji społecznej, rodzinnej i politycznej. Gdzie jest podział, tam nie ma prawdy, tam nie ma miłości, tam jest egoistyczna wierność sobie, swojemu subiektywnemu przekonaniu, nawet w sprawach obojętnych. Realizację dobrych (pozytywnych) zamiarów i programów trzeba zawsze łączyć z zachowaniem jedności. Wielka szkoda, że w świętej sprawie obrony życia złamano zasadę jedności, ponieważ – moim zdaniem – była to sprawa do wygrania. Wszystkie ruchy pro-life powinny się zjednoczyć w rozeznaniu możliwości „etapowej” poprawy istniejącego prawa, w jedności i w duchu pokory z Kościołem, który jest fundamentalnym obrońcą Bożych praw, w tym prawa do życia.
Sytuacja polityczna i społeczna jest w Polsce bardzo delikatna, rozchwiana i niebezpiecznie systematycznie atakowana przez wrogów Polski chrześcijańskiej, mocnej moralnie, dlatego szczególnie potrzebne są jedność i wzgląd na dobro całości. Podejrzewać można, że część wnioskodawców albo z zarozumiałości, albo z naiwności, może bez złego zamiaru, została niestety wmanipulowana w szkodliwą awanturę polityczną i z tematu moralnego, podstawowego społecznie, z troski o życie, troski o rodzinę zrobiono wrogą rządowi manifestację polityczną. Zabrakło tu pokory, a gdzie nie ma pokory, tam nie ma łaski Bożej. Po spotkaniu KEP w Poznaniu już było wiadomo, że rysuje się rozłam, i biskupi jasno przestrzegali, iż kwestia karania kobiet sprowokuje awanturę i da argumenty nie tylko wrogom ograniczenia aborcji, ale i wrogom moralności, ludziom o libertyńskich poglądach. Jednocześnie fakt, że zebrano tyle podpisów, i to z różnych stron, dowodzi, iż ten temat jest żywy i że on nie może zginąć. Muszą dojść do głosu prawda o obronie życia i wniosek, że każde, a już szczególnie eugeniczne, zabójstwo jest czynem absurdalnym i ośmieszającym współczesne myślenie, kiedy tak broni się praw mniejszości, zwraca się uwagę na niepełnosprawnych. Kiedy jednak niepełnosprawny zostaje „odkryty” przed urodzeniem, to trzeba go zabić.
W wypadku zagrożenia życia matki nie ma moralnych wątpliwości, że intencją działania lekarza jest ratowanie jej życia. Jest to interwencja o dwóch skutkach, z których tylko jeden jest zamierzony i osiągalny.
W omawianej sprawie otrzymaliśmy kolejną lekcję na temat metody pracy w sprawach społecznych. Trzeba podziękować wszystkim zaangażowanym w obronę życia i naprawę chorego moralnie prawa, ilekroć jest zauważone w naszej Ojczyźnie. Prawo należy poprawiać etapami, jeśli nie można tego zrobić od razu w całości. Trzeba jednak pamiętać, że nawet najlepiej skonstruowane prawo nie pomoże, jeśli nie przekona się ludzi, iż jest ono dobre i korzystne. Sama dyskusja i stopniowe zmiany prawa są więc bardzo potrzebne społeczeństwu, żeby pomóc ludziom zrozumieć jego wartość i przekonać do jego zachowywania, jeśli widzi się też jego sens. To jest właśnie ta pedagogika społeczna, którą trzeba stosować nie tylko w teorii, ale i w praktyce.
Polityczną awanturę wokół tego tematu sprowokowali ludzie, którzy próbują wykorzystać zamęt, żeby ośmieszać Polskę. Autentycznie boli mnie, że pojawiły się grupy ludzi, którzy widzą swój partyjny interes w dzieleniu Polski, w dzieleniu społeczeństwa, w oskarżaniu Polski na forach zagranicznych, co, według mnie, jest niegodne i warte zapamiętania w przyszłych wyborach. Czarne manifestacje z naszych ulic i krzyki „działaczek” z Brukseli nie są angażowaniem się na rzecz dobra w Ojczyźnie. Przecież rządzący dziś Polską zostali wybrani przez ten naród, zostali obdarzeni zaufaniem, po to, żeby bronili polskiej racji stanu, żeby jednoczyli się w dobrych sprawach. Tymczasem mamy do czynienia ze sprzedawaniem Polski, z mobilizacją przeciw Polsce.
Zarówno rządzący, jak i opozycja powinni zachować większe zrozumienie dla dobra Polski i nie stawiać na pierwszym miejscu interesów osobistych czy partyjnych w wielkiej polityce, lecz przede wszystkim dobro narodu, a do tego wymagana jest jedność polityków.
Są pewne tematy, których krytykowanie ośmiesza krytykujących – chociażby sprawa rządowego programu „Rodzina 500+”, który naprawdę służy polskim rodzinom. Trzeba pomagać go ulepszać, rozwiązywać problemy z nim związane, a nie wyszukiwać dziury w całym. Oczywiste jest, że kryzysu rodzinnego nie rozwiąże się tylko przez ten program, ale trzeba go docenić, dostrzec, że pomaga on zaspokoić podstawowe potrzeby rodziny. Konieczne jest także tworzenie wokół rodziny dobrej atmosfery, którą psują oskarżenia, szarpaniny i kłamstwa propagandowe. Problemu demograficznego nie rozwiąże wyłącznie pomoc materialna. Trzeba przekonać kobietę matkę, mężczyznę ojca o wartości rodziny, o wartości kolejnego dziecka, o tym, że miłość rozwija się i pomnaża przez bezinteresowną ofiarę, wierność, wysiłek, przez trud. Warto szukać kolejnych dobrych dróg, które pozwolą dotrzeć do zwykłych, normalnych, mądrych kobiet, a te być może zdołają odzyskać dla prawdy o wartości życia także manifestantów. Dziś popierają swoje hasła szokującymi nienawiścią wypowiedziami, a przecież kierują nimi zupełnie inne, ukryte motywy. Wielkim wyzwaniem dla nas wszystkich jest znalezienie takiego świadectwa, które przemówi do serc i pozwoli zrozumieć piękno rodziny.
– Dziękuję za tę wypowiedź. A teraz – jakie książki mógłby Ksiądz Arcybiskup polecić naszym Czytelnikom w tym miesiącu?
– Chciałbym zachęcić do lektury książki prof. Stanisława Grygiela „Na ścieżkach prawdy”. Są to rozmowy z Janem Pawłem II i o nim, a właściwie głęboka refleksja filozoficzno-teologiczna na temat koncepcji życia Jana Pawła II, na temat zdrowej, uniwersalnej antropologii, którą on głosił – antropologii integralnej, nierozłącznie związanej z wymiarem transcendentnym, w której człowieczeństwo odnajduje się tylko w relacji do nieskończoności wpisanej w siebie. Człowiek to nie tylko ciało i nie tylko dusza, ale też jedność duszy i ciała oraz jedność z Bogiem, który jest nam bliższy niż my sami sobie. Kiedy człowiek to odkrywa, odkrywa nowe perspektywy dobra, prawdy i piękna. Książkę uważam za wartościową, dobrą, jeśli po jej przeczytaniu czy w czasie lektury mogę sobie wypisać coś do refleksji. To jest właśnie taka książka, nad której stronicami trzeba posiedzieć dłuższą chwilę, ale nie będzie to czas stracony.
Świeżo wydana książka Witolda Szabłowskiego „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” to pasjonująca lektura. Jest to dzisiaj temat szczególnie żywy z racji filmu o Wołyniu, który niedawno wszedł na ekrany kin. Przez wiele lat niewygodne tematy i wydarzenia historyczne ukrywano, a niekiedy nawet szkalowano Polaków z różnych racji. Temat Wołynia był spychany z powodów politycznych, a ostatnimi laty także z troski o odbudowę dobrych relacji z Ukrainą. Uważam jednak, że ani Ukraińców, ani Polaków nie wolno traktować jak dzieci, przed którymi zamyka się drzwi, kiedy dorośli rozmawiają o poważnych problemach. Trzeba umieć zasymilować trudne karty naszej historii, podkreślać przyczyny zła, które zaistniało w tym czasie, ale przede wszystkim pokazywać, że nawet w najciemniejszym czasie życia człowieka i historii narodu jest się w stanie zachować swoją godność. Uważam, że ciągle zbyt mało się mówi o bohaterach takich przerażających, mrocznych chwil – czasu II wojny światowej, dramatu Syberii, rzezi wołyńskiej – o bohaterach ryzykujących i niejednokrotnie poświęcających własne życie, żeby uratować życie innych ludzi – sąsiadów i obcych – których przedstawiano im jako wrogów. Brakuje historii o uczciwych, heroicznych Rosjanach, Niemcach, Ukraińcach, Arabach, których przecież było wielu. To o nich powinniśmy przede wszystkim pamiętać, ich przykład życia powinien dawać nam niegasnącą nadzieję na przebaczenie i pojednanie. Książka Szabłowskiego odpowiada na to moje pragnienie – opowiada o Ukraińcach, którzy ryzykowali, nawet oddali życie, ratując Polaków na Wołyniu. Warto spojrzeć na krwawe karty naszej wspólnej historii z tej właśnie perspektywy. Dzisiaj jest to tym pilniejsze, że niektóre środowiska przystąpiły do eliminowania pomników upamiętniających postaci czasów opresyjnego komunizmu, uosabianego przez Stalinów i Dzierżyńskich. Jest to oczywiście słuszne, ale niestety przy okazji pojawili się też tacy, którzy chcą usuwać pomniki radzieckich żołnierzy, a nawet niszczyć ich nagrobki na cmentarzach, co jest już absurdalne. Ci żołnierze oddali przecież życie w naszym kraju w walce z nawałą hitlerowską i miejsce ich spoczynku – jak każdy grób – jest miejscem świętym. Zasługują na nasz szacunek.
Jest jeszcze książka autora wpisanego mocno we współczesną polską rzeczywistość, który stara się ją nieustannie tworzyć, a ma naprawdę wiele do powiedzenia. Mam na myśli Bronisława Wildsteina i jego „Dom wybranych”. Widać, że autor zna od podszewki rzeczywistość świata polskich elit kulturalnych i kulturotwórczych. Jego wieloaspektowe analizy pozwalają zrozumieć nieco więcej, niż zawierają same słowa. Książka jest chyba po trosze autobiografią, ale ma głębsze przesłanie. Ilekroć autor ukazuje słabości i grzechy swoich bohaterów, pragnie bronić wartości decydujących o moralnej tkance narodu, który zbyt łatwo rękami swoich elit eliminuje wartości wyższe, kulturę chrześcijańską i wiarę. W swojej książce Wildstein prowadzi też dialog ze współczesnymi ideologiami i prądami myślowymi, co pomaga lepiej zrozumieć całą rzeczywistość. Ważną rolę odgrywa w niej ktoś nieuchwytny, taki „Samuel Brak”, główny bohater powieści, który pojawia się i znika, ale ciągle jest obecny, a w inspirowaniu programów i promowaniu własnej wizji dziejów posługuje się ludźmi i strukturami bez brania za wszystko osobistej odpowiedzialności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu