Reklama

Czasami modli się w hotelu, czasami na ringu

Z Krzysztofem Głowackim – mistrzem świata WBO wagi junior ciężkiej – rozmawia Marta Jacukiewicz

Niedziela Ogólnopolska 34/2016, str. 48-49

Daniel Krakowiak/Press Photo

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARTA JACUKIEWICZ: – Krzysztofie, masz córeczkę, druga urodzi się za kilka miesięcy. Czym jest dla Ciebie ojcostwo?

KRZYSZTOF GŁOWACKI: – Ojcostwo jest czymś wspaniałym i pięknym. Kiedy przychodzi na świat dziecko, całe dotychczasowe życie się zmienia. W wieku osiemnastu lat zostałem ojcem – urodziła mi się córeczka, druga – w drodze. Nie żałuję ani jednej chwili, zawsze byłem szczęśliwy. Moja córka zawsze mnie motywuje – mam dla kogo żyć, trenować i pracować.

– Twój zawód wiąże się z wyjazdami, częstym byciem poza domem. Jak wspominasz tamte lata, w których jednak nie było aż tyle możliwości komunikowania się?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– To były bardzo ciężkie czasy. Pamiętam, gdy jeździłem na kadrę przed Pekinem, ciągle nie było mnie w domu. Mimo wszystko codziennie dzwoniłem do żony. Nieraz w tamtym czasie chciałem zrezygnować ze sportu, aby wrócić do rodziny. Moja żona zawsze mnie wspierała – mówiła, że jestem dobry i żebym robił to dalej. Miałem już naprawdę dosyć wyjazdów i tego wszystkiego. To dzięki mojej żonie zostałem w boksie. Teraz mam prawie trzydzieści lat na karku i nadal wyjeżdżam (śmiech).

– I znowu masz do kogo wrócić...

– Rodzina jest dla mnie wszystkim. Życie jest zupełnie inne, kiedy masz rodzinę. Czasami jest duże napięcie psychiczne – ciężkie treningi, po prostu masz wszystkiego dosyć. Żona zawsze zadzwoni, zawsze mnie wspiera w trudnych chwilach i decyzjach. Zawsze jest ze mną. Kiedy już jestem bardzo zmęczony – jadę do Wałcza (miejscowość rodzinna) na weekend. Tam odpoczywam psychicznie. To mi bardzo pomaga w życiu.

Reklama

– Dlaczego akurat boks?

– Mam starszego brata Jacka i on zawsze mnie bił (śmiech). Mieliśmy jeden pokój i o wszystko były bójki. Wtedy nie było tak jak teraz – że dzieci mają to, co chcą. Była jedna rzecz i trzeba było się nią dzielić. A że byłem młodszy, słabszy – zawsze obrywałem (śmiech). Byłem jednak uparty i musiałem oddać. Jak brat w nocy spał, to wstawałem i wtedy był rewanż (śmiech). Chodziłem na karate, aikido – ale to mi się nie podobało. Później zainteresowałem się trochę kajakami, z pół roku trenowałem, ale też mi się nie podobało. W końcu obejrzałem walkę Tyson vs Botha (nazwiska pięściarzy) – i to był moment, kiedy zapragnąłem uprawiać boks. Miałem wtedy trzynaście lat. Dowiedziałem się, gdzie jest szkółka, poszedłem – i tak już zostało. I trwa do dziś.

– Jak wspominasz pierwszą walkę amatorską?

– Pamiętam, że na pierwszą walkę pojechałem po dwóch tygodniach treningów. Jeszcze nawet zbytnio nie potrafiłem trzymać gardy. Pamiętam też, że pierwszej nocy nie mogłem spać... Miałem wtedy wsparcie w moim bracie, który również trenował boks i w tym czasie już boksował. Mówił mi: Krzychu, co się martwisz. Wyjdziesz i zbijaj prawą ręką, lewą – bij. I tak robiłem przez pierwsze dwie rundy, w trzeciej wygrałem przed czasem. I wtedy to już mi się w ogóle spodobało. Na drugą i trzecią walkę pojechałem na eliminacje mistrzostw Polski do Szczecina. Wtedy też mieliśmy nieszczęsny wypadek z trenerem. Na szczęście nikt nie ucierpiał, ale za pół godziny już miałem walkę. Wyszedłem do ringu – wygrałem. Następnego dnia zakwalifikowałem się na mistrzostwa Polski młodzików.

– Młodzi chłopcy zwykle mają swoich idoli, jak było w Twoim przypadku?

– Mike Tyson jest moim idolem od momentu, kiedy zobaczyłem jego pierwszą walkę. Jego też wytatuowałem sobie na lewym ręku. Zawsze oglądałem jego walki. Nie miałem w domu komputera, ale kiedy szedłem na informatykę w szkole, to nie słuchałem tego, co mówi nauczyciel, tylko siedziałem na necie i wyszukiwałem walki Tysona (śmiech).

– Od kilku miesięcy jesteś mistrzem świata. Co się zmieniło?

– Życie zmieniło się o 360 stopni. Przede wszystkim co chwila jakieś wywiady, zdjęcia. Widzisz, byliśmy umówieni w dzień, ale zabrali mnie do Polsatu na nagrania. Ludzie rozpoznają mnie na ulicy, gratulują – to jest coś fajnego. A czemu ja mam się zmienić? To, że jestem mistrzem świata, nie znaczy, że jestem nie wiadomo kim. Jestem takim samym człowiekiem jak Ty czy inni ludzie. Pracowałem bardzo ciężko i wiem, że każda praca jest ciężka i że każdy zasługuje na szacunek.

– Gdzie pracowałeś?

– Moja pierwsza praca była u szwagra mojej żony – rozwoziłem z nim lodówki, sprzęt AGD, RTV. Później poszedłem do wujka – woziłem piasek, równałem ludziom działki... Bardzo miło wspominam tę pracę. U taty też woziłem paliwo. Fajna robota, ale ciężka.

– Może nie wszyscy wiedzą, ale czasami pojawiasz się w miejscu, w którym są np. wesela... I wtedy się zaczyna...

– Moja mama pracuje w hotelu w Wałczu. Przyjechałem do domu na sobotę, mama miała akurat dyżur w recepcji. Rzeczywiście, trafiłem tak, że było wesele. Gdy ludzie zobaczyli, że przyszedłem – zaczęli gratulować, robić zdjęcia. W pewnym momencie widzę, że panna młoda została sama na sali, bo wszyscy przyszli do mnie zrobić sobie zdjęcie (śmiech). W końcu i panna młoda przyszła (śmiech).

– W sierpniu br. minie rok od walki z Marco Huckiem (rywal, którego Krzysztof pokonał w 11. rundzie przez nokaut, dzięki czemu został nowym mistrzem świata WBO). Jak byłeś nastawiony do tej walki?

– Psychicznie byłem dobrze nastawiony. Nie potrzebuję współpracy z psychologami. Moim psychologiem jest trener, który ma na mnie bardzo dobry wpływ. Podesłał mi jakieś książki, filmy. Wierzyłem w siebie. Bardzo pragnąłem tej walki z Huckiem. Byłem mocno zmotywowany.

– Dechy. Co wtedy czułeś? Czy da się w ogóle odtworzyć w pamięci tamte odczucia, stan?

– Nie pamiętam, co wtedy miałem w głowie (śmiech). Po tym uderzeniu niewiele pamiętam z szóstej rundy. Nie pamiętam nawet, kiedy go trafiłem. To nie były typowe bokserkie uderzenia. Pamiętam dopiero moment, kiedy usiadłem w narożniku po szóstej rundzie i nogi miałem jak z waty, trzęsły się, i wtedy zaczęło się robić ciężko. Wstałem, a nogi cały czas się trzęsły.

– Czy po walce miałeś jeszcze okazję spotkać się z wielkim przegranym i ludźmi z jego najbliższego otoczenia?

– Nie, on na noc pojechał do szpitala. Ja też pojechałem na szycie łuku i rezonans magnetyczny. Ze mną wszystko było dobrze, od razu wyszedłem. Jego zostawili na noc na obserwację. Rano już wyjeżdżaliśmy, tak że...

– Tak że nie poszedłeś pożegnać się z rywalem...

– Nie, i bym nie poszedł (śmiech).

– Żałujesz? (śmiech)

– Ani trochę (śmiech).

– Niedawno odbyła się pierwsza konferencja przed walką z Ołeksandrem Usykiem. On w swoich wypowiedziach na Twój temat był dość oszczędny, ale dało się odczuć szacunek. Jakie masz wrażenia po tej konferencji?

– Lubię takich pięściarzy jak Usyk – jest pewny siebie, ma szacunek do mnie, bo jestem mistrzem świata, a ja mam szacunek do niego, bo jest mistrzem olimpijskim. Jest świetnym zawodnikiem. Nie musi być złej krwi – jesteśmy sportowcami. Wejdziemy do ringu i będziemy się bić, bo to nasza praca. Niech wygra lepszy.

– Mówił, że będzie mistrzem świata...

– To mu odpowiedziałem (śmiech).

– Jakie nastawienie przed walką?

– Jak zawsze (śmiech). Jestem spokojny, zresztą jeszcze daleko do walki. Dopiero kiedy będzie ważenie, ostatnia konferencja przed walką – będzie odpowiednie nakręcenie.

– Jakie przesłanie do ludzi młodych kieruje mistrz świata?

– Żeby się nigdy nie poddawali. Żeby wierzyli w siebie, bo wiara czyni cuda. Żeby zawsze wierzyli w zwycięstwo w swoich sprawach prywatnych – nauka, sport. Jeżeli będą czegoś bardzo chcieć, osiągną to.

– Mówisz, że wiara czyni cuda. Modlisz się przed walką?

– Czasami modlę się w hotelu, czasami przed samą walką. Jestem wierzący.

– Dziękuję za rozmowę. Życzę pięknego zwycięstwa!

2016-08-17 08:31

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Konkurs fotograficzny na jubileusz 900-lecia

2024-04-24 19:00

[ TEMATY ]

konkurs fotograficzny

diecezja lubuska

Bożena Sztajner/Niedziela

Do końca sierpnia 2024 trwa konkurs fotograficzny z okazji jubileuszu 900-lecia utworzenia diecezji lubuskiej. Czekają atrakcyjne nagrody.

Konkurs jest przeznaczony zarówno dla fotografów amatorów, jak i profesjonalistów z wszystkich parafii naszej diecezji. Jego celem jest uwiecznienie śladów materialnych pozostałych po dawnej diecezji lubuskiej, która istniała od 1124 roku do II połowy XVI wieku.

CZYTAJ DALEJ

Bp Miziński: bądźmy wierni dziedzictwu św. Wojciecha

– Dzisiaj musimy się zapytać, co uczyniliśmy z tym dziedzictwem, które przyniósł nam św. Wojciech – mówił w homilii bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski, który 23 kwietnia w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski przewodniczył Mszy św. w kościele św. Wojciecha w Częstochowie.

– Zapewnienie Chrystusa zmartwychwstałego w słowach: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” zrealizowało się nie tylko w życiu apostołów, ale także w życiu i posłudze ich następców. Św. Wojciech jest tego jasnym przykładem – podkreślił bp Miziński.

CZYTAJ DALEJ

„Prawo i Kościół”

2024-04-25 08:39

[ TEMATY ]

Akademia Katolicka w Warszawie

Archiwum AKW

Konferencja w takim kształcie odbyła się po raz pierwszy. W murach Akademii Katolickiej w Warszawie blisko czterdziestu prelegentów – nie tylko uznanych profesorów, ale także młodych naukowców – prezentowało owoce swoich badań. Wystąpienia dotyczyły zarówno zagadnień z zakresu kanonistyki i teologii, jak i prawa polskiego, międzynarodowego oraz wyznaniowego. To sprawiło, że spotkanie miało niezwykle ciekawy wymiar interdyscyplinarny.

Zadowolenia z obecności na konferencji wielu znakomitych naukowców i uczestników nie krył ks. prof. dr hab. Krzysztof Pawlina, rektor uczelni, który powitał zgromadzonych oraz zaprezentował Akademię Katolicką w Warszawie, organizującą to ambitne przedsięwzięcie naukowe. Ks. dr hab. Tomasz Jakubiak, prof. AKW – wykładowca prawa kanonicznego oraz przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Konferencji – stwierdził na początku spotkania, że obecność tak znamienitych gości, w tym ministra nauki i szkolnictwa wyższego, jest dowodem na to, że Akademia Katolicka, choć ma w nazwie przymiotnik „katolicka”, może wnosić wkład w rozwój różnych dyscyplin naukowych. Podkreślił również, że wydarzenie to pozwala uzmysłowić sobie różnice i podobieństwa w aparacie naukowym prawa kościelnego i państwowego. Zauważył, że jest to istotne, gdyż badacze, wypowiadając się o Kościele, posługują się tymi samymi terminami, czasami mającymi inne znaczenie. To ukazanie odmiennego spojrzenia jest według ks. Jakubiaka bogactwem tego spotkania, pozwoli bowiem na poznawanie i konfrontowanie swoich stanowisk.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję