Reklama

Wiadomości

Bo dzieci potrzebują autorytetów

Prof. Jan Tadeusz Duda, krakowianin, kieruje Katedrą Informatyki Stosowanej na AGH, jest radnym Sejmiku Małopolskiego. Prywatnie – jest mężem (od 45 lat) prof. Janiny Milewskiej-Dudy i ojcem trojga dzieci, spośród których najstarszy syn – Andrzej Duda został wybrany przez naród na Prezydenta RP.

Niedziela Ogólnopolska 25/2015, str. 44-45

[ TEMATY ]

wywiad

tata

ojcostwo

Andrzej Duda

Tadeusz Warczak

Prof. Jan T. Duda z żoną – prof. Janiną Milewską-Dudą i Prezydentem elektem RP podczas tegorocznej procesji Bożego Ciała w Krakowie

Prof. Jan T. Duda z żoną – prof. Janiną Milewską-Dudą i Prezydentem elektem RP podczas tegorocznej procesji Bożego Ciała w Krakowie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARIA FORTUNA-SUDOR: – Panie Profesorze, uczestniczył Pan w wydarzeniu przekazania prezydentowi elektowi uchwały PKW o wyborze na Prezydenta RP. Co w takiej sytuacji myśli ojciec?

PROF. JAN T. DUDA: – To jest radość prawdziwa, o której czytamy w „Kwiatkach św. Franciszka...”. Czyli taka, za którą stoją bardzo trudne wyzwania. Mam świadomość, że to początek drogi, że ten wybór to wskazanie Opatrzności. Nie do tego, żeby się cieszyć, tylko do ciężkiej pracy. Myślę o tym, że Andrzej uzyskał ze strony społeczeństwa wielki kredyt zaufania, że czeka go bardzo trudna misja.

– Czy patrząc na swego pierworodnego po jego narodzeniu, myślał Pan, kim on zostanie, gdy dorośnie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Rodzic ma prawo widzieć w swoim dziecku giganta. Sprowadza się to do zasady: „Każdy nosi buławę marszałkowską w plecaku”. Mówię, że gdy się rodzi dziecko, to rodzi się nowy kosmos. Rodzice muszą go odkryć i jakoś wkomponować w inne kosmosy. Względem naszych dzieci nie mieliśmy jakichś konkretnych planów. Chcieliśmy, aby były one szanowanymi ludźmi, dobrymi i mądrymi.
Któryś z angielskich polityków wyznał, że od dziecka marzył, aby zostać premierem. Skomentowałem to w domu, że trzeba sobie stawiać ambitne cele – chcieć pełnić ważne misje. Nie po to, aby osiągać wysokie stanowiska, lecz by w pełni wykorzystywać swoje talenty. Nade wszystko jednak należy wsłuchiwać się w to, co Opatrzność mówi, a nie walczyć z nią. Uważam, że Opatrzność wie, co komu jest pisane, co dla kogo jest dobre. W moim zawodowym języku mówię, że ja nie steruję swoim życiem, tylko modyfikuję parametry rozkładu prawdopodobieństwa, tzn. modyfikuję parametry tego oddziaływania, które Opatrzność na nas zsyła. Rzymianie mawiali: „Kto losu słucha, tego los prowadzi, kto z losem walczy, tego los wlecze”. My zamieniamy słowo „los” na Opatrzność, a to istotna różnica, bo według Rzymian los był ślepy i złośliwy. W naszym przekonaniu Opatrzność jest zawsze dobra.

– Został Pan ojcem dosyć wcześnie, bo w wieku 23 lat. To dobry czas na zakładanie rodziny, na stawanie się jej głową?

– Mieliśmy po 21 lat, gdy się pobieraliśmy, bo znaleźliśmy się dla siebie. W tej sprawie radziłem się mego ojca, który był bardzo mądrym człowiekiem. Pytałem, jak powinienem postąpić, a on powiedział krótko: „Żenić się należy wtedy, kiedy się znajdzie odpowiednią osobę”. Uznałem to za akceptację mej decyzji. Przez pierwszy rok nawet nie mieszkaliśmy razem; żona studiowała w Łodzi, ja – w Krakowie. Andrzej urodził się po blisko dwóch latach. To rodzicielstwo było dla nas wielką radością, szczególnie że spotkało się z bardzo radosną reakcją rodziny. Mimo że mieliśmy, tak patrząc po ludzku, fatalne warunki do startu.

– No właśnie, nie mieli Państwo odpowiednich warunków. Czy hotel asystencki to właściwe miejsce na wychowanie dziecka?

Reklama

– Każde miejsce jest dobre na wychowanie dziecka. Słyszę biografie osób, które się wychowały w slumsach i też wyrosły na wspaniałych ludzi. Zresztą, patrząc na ten hotel z perspektywy czasu, uważam, że dla Andrzeja to było świetne środowisko. Myśmy tam stworzyli swoiste forum dyskusyjne. Prowadziliśmy rozmowy często na poważne tematy, a dzieci krążyły między nami, bawiły się swoimi autkami i słuchały, chłonęły tę atmosferę. Przyjęliśmy zasadę, że dziecko jest tak samo ważne jak dorosły. Pozwalaliśmy Andrzejowi zabierać głos w dyskusjach, wyrażać własne zdanie, chociaż nie wszystkim się to podobało. Uważaliśmy, że dziecko ma prawo czuć się pełnoprawnym członkiem społeczeństwa. W tym hotelu asystenckim były też inne dzieci, co zapewniało towarzystwo rówieśników. Oni do dzisiaj utrzymują ze sobą kontakty. Myślę więc, że to miejsce stanowiło dużo bardziej uspołeczniające środowisko niż zamknięcie się w jakimś domu. Chociaż nie radzę, żeby wracać do tych czasów (śmiech). Chciałem tylko powiedzieć, że nie wszystko, co źle wygląda, jest naprawdę złe.

– Niektórzy rodzice twierdzą, że łatwiej im było wychowywać córki niż synów, inni – odwrotnie. A jak to było w Pana przypadku?

– Mam bardzo duży szacunek do różnorodności płci. Natura kobiety jest dla mnie tajemnicą nieprzeniknioną. Zachowywałem delikatny dystans do dziecięcych problemów córek. Na pewno nie byłem ich powiernikiem. Tu widziałem większą rolę żony, ale córki zawsze mogły liczyć na moją radę czy pomoc. Natomiast z Andrzejem rozmawialiśmy szczerze na każdy temat. Gdy syn był już starszy, przyznał, że nie mówił mi pewnych rzeczy, bo nie chciał, abym się o niego bał. Do dziś mamy dobry kontakt i gdy się spotykamy, dyskutujemy o różnych życiowych problemach.

– W jednym z wywiadów z Prezydentem elektem znalazłam stwierdzenie: „Pan wygląda jak chodząca reklama z Krakowa: miły, śliczny, uczesany, z dobrego domu...”. Jaki był ten dom profesorskiej rodziny Dudów? Proszę podać jego trzy najważniejsze cechy.

– Przekazaliśmy dzieciom przeświadczenie, że ciężką pracą dochodzi się do prawdziwej satysfakcji z życia. Po drugie, że trzeba sobie stawiać ambitne cele. Po trzecie, trzeba zachować dystans do siebie i szacunek do innych. Jesteśmy uczuleni na tzw. bufonadę. Nie czekamy na wyróżnienia. Czasem żartuję, że każdy zaszczyt, każdy honor wydłuża moje męki czyśćcowe po śmierci (śmiech).

Reklama

– Popełniał Pan błędy wychowawcze?

– A kto ich nie popełnia! Jak popełniłem błąd, to dziecko przepraszałem i to czasem budziło kontrowersje. Do najbardziej dyskusyjnych należą sytuacje, kiedy dziecko popełnia błąd niechcący. Wtedy jest dylemat, czy je karcić. Z własnego dzieciństwa pamiętam, że miałem poczucie krzywdy, gdy w takiej sytuacji dostałem karę. Ale jako dorosły zdałem sobie sprawę, że dziecko trzeba też uczyć odpowiedzialności za to, co robi, żeby sobie uświadamiało konsekwencje.
Uważam, że o problemach wychowania dzieci trzeba dyskutować, korzystać z doświadczeń innych i dzielić się swoimi. Bo to są bardzo ważne sprawy, a nie ma ludzi nieomylnych. Ze swymi dziećmi też debatuję na te tematy. Najlepsze metody podpowiada mądra miłość do dziecka i poczucie odpowiedzialności za jego przyszłość.

– Co w roli ojca jest, Pana zdaniem, najtrudniejsze?

Reklama

– Generalnie problemem współczesnych mężczyzn, z których większość to ojcowie, jest niedocenianie czy wręcz negowanie ich roli w rodzinie. Uważam, że mężczyźni mają z natury predyspozycje do działań długofalowych, strategicznych, a kobiety lepiej sobie radzą w działaniach codziennych, operacyjnych. W spokojnych czasach w życiu codziennym nie ma wielu problemów strategicznych. Toteż można powiedzieć, że mężczyźni tracą pole samorealizacji i mogą się czuć marginalizowani. Szczególnie jeśli kobieta jest przedsiębiorcza, przebojowa. Oczywiście, to dobrze, że ona jest taka, ale mądra żona powinna zadbać o to, aby mąż miał pewność, że jest ważny. Pozycja mężczyzny w domu jest istotna również z tego powodu, że dzieci potrzebują autorytetów. To nieprawda, że one chcą mieć tylko luz. Nie, dzieci oczekują, żeby ktoś im wskazał, gdzie są granice. I teraz pojawia się pytanie, jak ten autorytet budować.

– No właśnie, jak?

– Powiem coś, co płynie z serca – wspólną modlitwą. Myślę, że rodziny powinny się codziennie razem modlić. Mnie się wydaje, że to jest niezwykle cenne, kiedy wieczorem klękamy i przyznajemy się np. do tego, że nie wszystko się w tym dniu udało. Wtedy się buduje autorytet rodzica. Nawet jeśli coś mu się nie udaje. Mężczyzna musi uwierzyć, że dla swoich dzieci jest autorytetem, niezależnie od obiektywnych, nie zawsze korzystnych okoliczności. Jest autorytetem, bo zawsze ma dużo do zaoferowania w sferze ducha, a dzieci tego oczekują od ojca.

– A o co w tej chwili modlą się Państwo Dudowie, rodzice Prezydenta elekta?

– Jesteśmy dumni ze wszystkich naszych dzieci. Wierzymy, że każde z nich ma w życiu swoją misję. Modlimy się o siłę i mądrość do wypełniania tych misji, czyli brania na siebie odpowiedzialności za społeczeństwo w mniejszym lub większym zakresie. I o modlitwę w tej intencji dla naszego syna prosimy również Czytelników „Niedzieli”.

2015-06-16 11:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Misja specjalna: ojcostwo

Czy jestem wystarczająco dobrym ojcem? Czy uniosę brzemię odpowiedzialności, którą podjąłem? Garść myśli ku refleksji z okazji Dnia Ojca.

Z bieszczadzkich wędrówek pamiętam historię o koniach huculskich – niewielkich, lecz bardzo wytrzymałych, zahartowanych, a jednocześnie inteligentnych i przyjaznych. Konie te, żyjąc stadnie, mogły się paść zimą na połoninach, a gdy nadchodziło niebezpieczeństwo w postaci wygłodniałych wilków, formowały krąg. Do środka wchodziły klacze z młodymi, a na obwodzie, stojąc głowami do wewnątrz i wystawiając zady w stronę przeciwnika, stały ogiery. W ten sposób, używając tylnych kończyn, mocnych i zakończonych twardymi kopytami, budowały twierdzę, by bronić pozostałych członków stada.
CZYTAJ DALEJ

18 maja Kościół wspomina św. Stanisława Papczyńskiego

[ TEMATY ]

O. Stanisław Papczyński

Arkadiusz Bednarczyk

Kościół Katolicki wspomina 18 maja św. Stanisława Papczyńskiego, założyciela Zgromadzenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

Święty o. Stanisław Papczyński urodził się 18 maja 1631 r. w Podegrodziu k. Starego Sącza. Po ukończeniu szkoły podstawowej, kontynuował naukę u jezuitów i pijarów. W roku 1654 wstąpił do zakonu pijarów, gdzie dwa lata później złożył śluby zakonne.
CZYTAJ DALEJ

Papież odszedł od protokołu i przytulił starszego brata

2025-05-18 15:42

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

youtube/Vatican Media

Nie było tylko grzecznego uścisku dłoni między braćmi Prevostami podczas dzisiejszej inauguracji pontyfikatu nowego papieża w Watykanie. Kiedy Louis Prevost, najstarszy z trzech braci Prevost z Chicago, podszedł do swojego brata w papieskich szatach w eleganckim dwurzędowym garniturze i wyciągnął do niego rękę, młodszy brat nie wiedział jak zareagować. Ciepło objął nieco wyższego i mocno zbudowanego Louisa i pozwolił mu serdecznie poklepać się po plecach. Włoski kanał telewizyjny Rai Uno pokazał kilkakrotnie wzruszającą scenę, która miała miejsce na Placu św. Piotra po Mszy z okazji inauguracji papieża Leona XIV.

Louis Prevost, mieszkaniec Florydy, dołączył do oficjalnej delegacji USA, której przewodniczyli wiceprezydent James David Vance i sekretarz stanu Marc Rubio. Według doniesień, John, drugi najstarszy z braci Prevost, odwiedził już swojego brata Roberta - Leona XIV w jego rezydencji na obrzeżach Watykanu w poprzednich dniach.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję