Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Wiekowe życie

Z obchodzącym 17 października br. setną rocznicę urodzin ks. Józefem Strączkiem – emerytowanym rezydentem w parafii Narodzenia NMP w Porąbce – rozmawia Mariusz Rzymek

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARIUSZ RZYMEK: – Czego w obliczu setnych urodzin można Księdzu życzyć?

KS. JÓZEF STRĄCZEK: – Jako ksiądz muszę sobie życzyć zbawienia wiecznego. Wszystko inne jest nieważne. To co materialne i tak przyjdzie nam tutaj zostawić. Jedyne co można ze sobą wziąć to dobro, które czyniło się za życia.

– Jak Ksiądz patrzy na sto lat swego kapłaństwa?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Szczerze Bogu za nie dziękuję. Miałem to szczęście, że zostałem kapłanem z powołania. Cały czas byłem w duszpasterstwie, cały czas byłem mocno zajęty. Strasznie to szybko zleciało i nawet się nie obejrzałem, jak przyszła emerytura.

– Wzrastał Ksiądz w czasach, gdy religijność spijało się niemal z mlekiem matki. Czy także w Księdza przypadku początkiem drogi do kapłaństwa była rodzina?

– Z całą pewnością mój stan duchowny to wielka zasługa mojej rodziny. Atmosfera domu, w którym się wychowałem, była głęboko religijna i niewątpliwie miało to wpływ na mój ostateczny wybór. Zresztą nie tylko na mój. Zakonną profesję wybrała również moja siostra Stefania. Została elżbietanką.
Rodzice byli rolnikami z Pcimia. Gospodarstwo mieli duże, obrabiały je dwa konie. W pracę na roli zaangażowani byliśmy wszyscy: tata, mama i piątka dzieci. Mimo ciężkiej harówki zawsze był czas na modlitwę.

Reklama

– Jak wspomina Ksiądz czas swojej edukacji?

– Do szkoły podstawowej chodziłem pieszo, ok. 2 km. Warunki edukacyjne były bardzo prymitywne, pisało się rysikiem na specjalnej tabliczce. To, co mnie zewnętrznie wyróżniało jako ucznia, to torba, którą mama uszyła mi z płótna. Nie doznawałem nagan ze strony pedagogów. Wręcz przeciwnie: doskonale pamiętam pochwałę, jaką otrzymałem od nauczyciela języka polskiego. Dostałem ją za zadanie o tym, kim chciałbym zostać. Ja napisałem, że nauczycielem, i zostałem za to pochwalony przed całą klasą.

– Przeszedł Ksiądz drogę od rolnika po seminarzystę. Udało się ją pokonać za aprobatą rodziców?

– Moja mama była wyjątkowo ambitna i bardzo chciała, żeby któryś z jej synów poszedł na studia. Najstarszy brat zamiast nauki wolał jednak jeździć końmi. Średni też się do tego nie garnął. Koniec końców to mnie udało się ziścić jej marzenia. Już w piątej klasie pobierałem korepetycje u krewnego mamy, który był profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dzięki temu edukację w gimnazjum rozpocząłem nie od pierwszej, lecz od drugiej klasy. Maturę też zdałem bez problemu.

– Podczas nauki seminaryjnej, ale i w trakcie pierwszych lat kapłaństwa miał Ksiądz okazję spotykać się z kard. Sapiehą. Jakim go Ksiądz zapamiętał?

– To był człowiek niezwykłej kultury i życzliwości. Taki sam był wobec kapłanów, jak i świeckich. Jako wikary z Rajczy przyjechałem do niego z prośbą o wsparcie. „Nie raz matka odda wszystko swoim dzieciom, choć jej samej brakuje” – te słowa wystarczyły, żebym nie został odprawiony z kwitkiem przez kurialistów. To był człowiek, który był wielki i wcale nie musiał tego nikomu udowadniać.

– Rok 1939 był dla Księdza czasem święceń i pierwszej parafii.

– Dla mojej mamy Wilkowice to był koniec świata. „Czasy takie niepewne, a ty tak daleko od domu” – mówiła. Wbrew jej obawom źle mi wcale nie było. Biegła znajomość niemieckiego bardzo mi pomogła i z wielu opresji wychodziłem cało. Raz wywinąłem się nawet z rąk gestapo. Akt oskarżenia dotyczył odprawienia nielegalnego nabożeństwa w Bystrej, ale trafił w ręce człowieka, który mnie dobrze znał. Jego ojciec prowadził w Białej Krakowskiej kawiarnię, którą odwiedzałem, i to mnie uratowało. Nawet nie musiałem przy nim mówić po niemiecku. W tamtym czasie jeździłem również do Wiednia, ale na wyjazd do Pcimia musiałem wystarać się o zgodę z Berlina. Na paszport się jednak nie doczekałem, przez co nie mogłem być obecny przy śmierci mojej matki.

– Po 3 latach pobytu w Wilkowicach został Ksiądz przeniesiony do Komorowic. Jak tu układały się stosunki polsko-niemieckie?

– W Komorowicach większość mieszkańców stanowili Polacy. Wójtem był Niemiec Rost, ale to był dobry człowiek. Polaków bronił i mimo że były tam duże gospodarstwa rolne, nie zgodził się na ich wysiedlanie. Mimo takiej postawy, po wojnie źle skończył. Rosjanie go złapali i wywieźli na Sybir. W Komorowicach, jak na warunki okupacyjne, parafia w miarę normalnie funkcjonowała. Była Msza św. w języku polskim, była i w niemieckim. Również nauczanie katechetyczne odbywało się systematycznie. Jedyna różnica była taka, że nie można go było prowadzić w szkole, a tylko w kościele.

– Czy udało się Księdzu włączyć w jakąś formę działalności konspiracyjnej czy humanitarnej?

– Takie działania były bardzo niebezpieczne, bo byliśmy cały czas inwigilowani. Blisko był obóz w Oświęcimiu i Niemcy zwracali baczną uwagę na to, co dzieje się pod ich nosem. Ja osobiście nie angażowałem się w takie rzeczy.

– Moment oswobodzenia zastał Księdza w Komorowicach. Jakie wrażenie wywarli na Księdzu czerwonoarmiści?

– Z plebanii i z kościoła skradli niemal wszystko, co miało tylko jakąś wartość. Życie ludzkie wisiało wtedy na włosku.

– Po wojnie rozpoczął Ksiądz kolejny rozdział pracy duszpasterskiej, tym razem w Rajczy.

– Z początku stosunki między parafią a komunistami były dosyć przyjazne. Dość szybko zaczęło się to jednak zmieniać. Dostałem np. zakaz prowadzenia jakichkolwiek religijnych organizacji. Udało mi się mimo to założyć Żywy Różaniec Dziewcząt. Nie obyło się jednak bez kar. Za zewnętrzną oznakę działalności tej grupy ciągano mnie po sądach. Ale zawsze wszystko odbywało się według ustalonego scenariusza: w pierwszej instancji mnie skazywano, a w drugiej uniewinniano. Po Rajczy przyszedł czas na parafię Narodzenia NMP w Żywcu. Tam znów skupiłem się na działalności duszpasterskiej i krakowska kuria postanowiła uczynić mnie proboszczem w Porąbce. Władze świeckie się jednak na to nie zgodziły, bo według ich opinii, byłem wrogiem Polski Ludowej, któremu żadne awanse się nie należały. Dopiero usunięcie Gomółki spowodowało odwilż, na mocy której zaakceptowano moją kandydaturę.

– Jak wyglądała parafia w Porąbce w momencie, gdy ją Ksiądz przejmował?

– Była mocno zaniedbana. Mój poprzednik nie miał już sił zajmować się potrzebami parafii, w efekcie czego roboty miałem co niemiara. Trzeba było zrobić ogrodzenie, do plebanii doprowadzić wodę i centralne ogrzewanie, w kościele założyć radiofonizację i doposażyć parafię w paramenty liturgiczne; na wyposażeniu był tylko jeden czerwony ornat. Moja troskliwość o parafię spowodowała, że ludzie zaczęli coraz mocniej mi pomagać w pracach remontowych. Do montażu centralnego ogrzewania przyszło np. aż 80 parafian, w większości młodzież. Później przyszła kolej na prace przy nowych ławkach, organach, witrażach oraz przy budynkach gospodarczych, gdzie powstała świetlica na zebrania i mieszkanie dla wikarego.

– Z racji rocznicy urodzin czeka Księdza zapewne wiele zaproszeń do różnych miejscowości. Sam dla siebie jest Ksiądz szoferem?

– Prawo jazdy zrobiłem, gdy byłem wikarym w Żywcu, ale auta nie mam. Gdy byłem proboszczem, jeździłem na motorze, bo w ten sposób najprościej można było dojechać do szkół, które trzy są w okolicy. Gdy zima była sroga i spadło dużo śniegu, to wtedy przesiadałem się na furmankę. Najczęściej w ten sposób dojeżdżałem do Wielkiej Puszczy.

– Ksiądz wciąż jest aktywny. Skąd bierze się ta żywotność?

– Dziękuję Bogu za to, że mogę być jeszcze pożyteczny w parafii. Komunikuję, spowiadam, a do niedawna chodziłem nawet po składce, ale wikarzy mi zakazali (śmiech). Ten kontakt z ludźmi, z parafianami daje mi olbrzymią satysfakcję.

2014-10-23 11:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Moje księżowskie marzenie

Z ks. kan. Adamem Zyzikiem rozmawia Edyta Hartman

EDYTA HARTMAN: – Niebawem archidiecezja częstochowska wzbogaci się w budynek nowej świątyni, w czym niebagatelna zasługa Księdza, wszak wziął Ksiądz kredyt na budowę pod zastaw własnego mieszkania. Zapytam trochę przekornie, warto było?

CZYTAJ DALEJ

Gdy spożywamy Eucharystię, Jezus karmi nas swoją nieśmiertelnością

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 6, 52-59.

Piątek, 19 kwietnia

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: Jezus jest Pasterzem, nie najemnikiem!

2024-04-19 22:12

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Archiwum bp Andrzeja Przybylskiego

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

21 Kwietnia 2024 r., czwarta niedziela wielkanocna, rok B

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję