Reklama

Niedziela na Podbeskidziu

Bombowa historia wybuchowego artykułu

W przylegającej do hotelu „Prezydent” sali NOT w Bielsku-Białej, 21 grudnia odbyło się spotkanie z Cezarym Gmyzem, eksdziennikarzem „UważamRze”, autorem artykułu, po którym Polacy dowiedzieli się, że na fragmentach wraku tupolewa znaleziono trotyl. Organizatorem prelekcji był dziennik „Gazeta Polska” oraz Stanisław Pięta, poseł PiS. Zainteresowanie spotkaniem z konserwatywnym dziennikarzem było ogromne. Sala NOT nie zdołała pomieścić wszystkich przybyłych osób. Poniżej publikujemy nieautoryzowany zapis fragmentów wypowiedzi C. Gmyza na spotkaniu w Bielsku-Białej

Niedziela bielsko-żywiecka 2/2013, str. 4-5

[ TEMATY ]

spotkanie

MR

C. Gmyz mówił w Bielsku-Białej zarówno o kulisach swego zwolnienia, jak i planach na przyszłość

C. Gmyz mówił w Bielsku-Białej zarówno o kulisach swego zwolnienia, jak i planach na przyszłość

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zaczęło się tak...

- Moi informatorzy poinformowali mnie, że płk Artymiak, szef prokuratury wojskowej jest prawie codziennie u Andrzeja Seremeta na jakieś gorączkowych konsultacjach - relacjonuje Gmyz. - Zacząłem sprawę drążyć. Dość szybko dostałem informacje, że urządzenie użyte do badania fragmentów szczątków samolotu wykazało ślad materiałów wybuchowych. Jedno z moich źródeł mówiło o trzech rodzajach materiałów wybuchowych: trotylu, nitroglicerynie oraz o C4. Pozostali moi informatorzy nie potwierdzili informacji o C4, wobec czego, ta informacja nie znalazła się w tekście. Jest taka święta zasada dziennikarstwa, która mówi, że informacja z jednego źródła nie jest informacją. Inne moje źródła, zarówno nowo zdobyte, jak i starsze, potwierdziły jednak, że TNT był, dlatego zdecydowałem się na napisanie tekstu.

Ponieważ mój szef, red. nacz. Tomasz Wróblewski nie był przekonany czy informacje, które zgromadziłem są prawdziwe, więc zaproponowałem mu, aby osobiście udał się do prokuratora generalnego Seremeta i je sprawdził. Wróblewski też uznał, że sytuacja tego wymaga i pojechał do Seremeta. Po rozmowie z nim, jeszcze z drogi dzwonił do redakcji, że tekst o trotylu dajemy na czołówkę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Tylko w stolicy

- Mój artykuł ukazał się tylko w wydaniu warszawskim. Już tłumaczę, z czego to wynikało - mówi Gmyz. - Odkąd Hajdarowicz przejął „Rzeczpospolitą” i wydawnictwo „Presspublika”, zrobił tam parę dziwnych rzeczy; m.in. sprzedał naszą własną drukarnię. W tej chwili „Rzeczpospolita” drukuje się w drukarni „Agory”, czyli w drukarni „Gazety Wyborczej”. W związku z tym baliśmy się, że tzw. wydanie krajowe, które wysyłamy wszędzie poza Warszawę, nie będzie dla „Wyborczej” zaskoczeniem. Gdyby „Agora” dowiedziała się o naszym newsie, miałaby szansę na to, aby go, mówiąc kolokwialnie, „ukraść”. Dlatego zapadła zupełnie świadoma decyzja, że mój tekst pójdzie wyłącznie w wydaniu warszawskim, tak żeby „Wyborcza” dowiedziała się o wszystkim razem z innymi. Gwarantowały to godziny pracy. Wydanie warszawskie zamykamy o 1 w nocy, a od 5 rano jest rozwożone do kiosków „Ruchu” i do prenumeratorów.

Reklama

Wtedy nie wiedzieliśmy jednak o tym, co zrobił Hajdarowicz, a mianowicie o jego nocnej wizycie u rzecznika rządu, Grasia. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że to było nawet zabawne. Hajdarowicz usiłował mnie uczyć, czym jest dziennikarstwo śledcze i metod konspiracji, a na spotkanie z Grasiem pojechał hummerem i zaparkował w miejscu, w którym jest ze 40 kamer, czyli pod sejmem. Tak wyglądała konspiracja w wydaniu pana Hajdarowicza.

Jak opowiadałem dziennikarce z niemieckiego „Die Ziet”, że wydawca gazety spotyka się w nocy z rzecznikiem rządu, aby poinformować go, co następnego dnia w tej gazecie będzie, a z kolei rzecznik, następnego dnia w audycji „Polityka przy kawie” udaje, że o niczym nie wie, to ona przecierała oczy ze zdumienia (tekst z „Die Ziet” dostępny na stronie www.tygodniklisickiego.pl). Takie zachowanie jest w Niemczech niedopuszczalne. W Polsce zresztą też nie. Jakby ktoś nie wiedział, jest to złamanie prawa prasowego. To, co zrobił Hajdarowicz jest więc przestępstwem, bo atr. 38 prawa prasowego zakazuje ujawniania treści artykułów prasowych przed ich publikacją. Z tego też względu zamierzam złożyć zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przez wydawcę „Rzeczpospolitej” przestępstwa.

Cyrk z prokuraturą

- Po moim tekście zaczęły się dziać rzeczy zdumiewające. Na konferencji prasowej prokuratury, dziennikarze, w moim przekonaniu, ewidentnie zostali wprowadzeni w błąd. Taktykę, znaną z piosenki „żołnierz dziewczynie nie skłamie, ale nie wszystko jej powie”, prokuratorzy próbowali zastosować również podczas posiedzenia komisji sejmowej. Prokurator przyciśnięty jednak przez Antoniego Macierewicza musiał w końcu wypowiedzieć zdanie roku: „owszem, urządzenia wykazały ślad TNT, ale nie oznacza to obecności materiałów wybuchowych”. Moim zdaniem prokuratura wojskowa skompromitowała się na całej linii.

Reklama

Ani śladów nadinterpretacji

- W tekście „Trotyl na wraku tupolewa” nie padły słowa: „zamach”, „eksplozja”, „wybuch”. Ja zawsze wychodzę z założenia, że moi czytelnicy są inteligentni i nie trzeba im nic dopowiadać. Z drugiej strony nie wykluczam tego, że mogła to być rosyjska prowokacja. Po Rosji spodziewam się wszystkiego. Choć trotyl to bardzo prymitywny materiał wybuchowy, którego teraz właściwie się nie używa, to ja przypominam, że właśnie przy jego pomocy ludzie Putina próbowali wysadzić w powietrze swoich własnych obywateli w Riazaniu. Chcieli w ten sposób znaleźć powód do rozpętania drugiej wojny kaukaskiej. Litwinienko za to, że to ujawnił, został otruty polonem. Trotyl, można powiedzieć, jest takim podpisem rosyjskich służb specjalnych, więc jego obecność na wraku tupolewa zupełnie mnie nie dziwi.

Podważanie faktów

Gmyz nie jest chemikiem, więc nie mógł wiarygodnie napisać o trotylu. To był dla niektórych osób argument nie do podważenia. - Mnie w życiu zdarzało się pisać o Kościele, a nie jestem księdzem i jeszcze parę innych rzeczy zrobiłem, których nie studiowałem. Dziennikarz nie jest od tego, żeby dysponować fachową wiedzą, ale żeby ją pozyskiwać. Gdy zbierałem materiały do tekstu „Trotyl we wraku tupolewa” mnie nie interesowało, jakie urządzenia i jaką technologię użyto w Smoleńsku. Gdybym napisał, że spektrometr ruchliwości jonów wykrył cząstki wysokoenergetyczne, to czytelnicy by oszaleli. Tak się dla normalnego człowieka nie pisze. Kiedyś jeden ze słuchacz usiłował zagiąć mnie na antenie radia, domagając się podania pomiaru PPM. Odpowiedziałem mu, że ja nie operuję w tych kategoriach. Mnie wystarczyło to, co usłyszałem od moich informatorów. Urządzenia użyte w Smoleńsku, to są urządzenia tego typu (wartość prawie 200 tys. zł), co na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie w Izraelu. O ich klasie świadczy to, że od ok. 30 lat żaden samolot wylatujący z Tel Awiwu nie stał się przedmiotem próby zamachu terrorystycznego. Jeżeli powiedziano mi, że dokładność urządzeń użytych w Smoleńsku i tych z izraelskiego lotniska jest taka sama, to znaczy to, że gdy robią one „ping”, to znajdują materiał wybuchowy, a nie co innego. I z tym nie ma co dyskutować - mówił Gmyz.

Reklama

Trzeba drążyć

- O Smoleńsku pisałem w „Rzeczpospolitej” i „UważamRze” tak długo, jak tylko mogłem. Ja w ogóle nie przyjmuję argumentów, że ktokolwiek zawłaszczył sobie katastrofę smoleńską. Ostatnio zasłyszałem bardzo ciekawą wypowiedź rzecznika prokuratury wojskowej, który stwierdził, że on i jego koledzy w sprawie katastrofy smoleńskiej bardzo chętnie odpowiadaliby na pytania dziennikarzy TVN i „Gazety Wyborczej”, ale tak się dziwnie składa, że oni nie zadają pytań. Za to bez przerwy w tej materii nęka ich „Gazeta Polska”, Gmyz i inni, temu podobni. Trzeba pamiętać, że tragedia smoleńska miała gigantyczny wymiar i właściwie każde środowisko polityczne kogoś w niej straciło. Problem polega tylko na tym, że część z tych partii zapomniała już o swoich nieżyjących posłach i senatorach. Ta amnezja dotknęła nawet przedstawicieli PSL.

Kto za co wylatuje

- Pamiętacie newsy: gen. Błasiak w kokpicie, gen. Błasiak kłócący się przed odlotem z Protasiukiem oraz słowa: „jak nie wylądują to mnie zabije”, czy „tak lądują debeściaki”. Żadna z tych informacji nie znalazła potwierdzenia. Wręcz przeciwnie, wszystkie zostały zdementowane. Jak Państwo myślą, ilu autorów tych tekstów wyleciało z roboty?

Czas na Temidę

- Mój stosunek pracy nie był stosunkiem zatrudnienia. Ja pracowałem jako niezależny przedsiębiorca, na tzw. działalność gospodarczą, wobec czego droga do sądu pracy jest dla mnie zamknięta. Natomiast nie jest dla mnie zamknięta droga cywilna, bo moje zwolnienie nie miało charakteru dyscyplinarnego, bo mieć go nie mogło. Po prostu rozwiązano ze mną umowę przed terminem, bez zachowania trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia. Stąd mam już gotowy pozew o ochronę dóbr osobistych skierowany przeciw spółce „Presspublika” i Hajdarowiczowi.

Na drogę sądową zdecydowałem się wejść, bo powody, dla których rozwiązano ze mną umowę były kłamliwe. Twierdzono w nich, że nie dochowałem zasad rzetelności dziennikarskiej. Ja 22 lata pracuję jako dziennikarz i zdarzało mi się przegrywać procesy, ale wszystkie główne, albo jeszcze trwają, albo wygrałem. Moimi przeciwnikami procesowymi jest m.in. szef ABW. Tak to wygląda. Zresztą jak przyznał Hajdarowicz, moje zwolnienie z pracy było planowane już od 12 października - mówił Gmyz.

Spisał i nadtytułami opatrzył: Mariusz Rzymek

2013-01-10 14:10

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

4 kardynałów pisze list do Papieża

[ TEMATY ]

spotkanie

Franciszek

Mazur/episkopat.pl

W mediach opublikowano list 4 kardynałów, w którym hierarchowie zarzucają papieżowi sprzeczne wypowiedzi, "które szerzą zamieszanie wśród wiernych".

Kardynałowie Carlo Caffarra, Raymond Burke, Walter Brandmüller i Joachim Meisner wysłali do Ojca Świętego prośbę o odpowiedź na pięć pytań. Dotyczą one ostatniej adhortacji Franciszka - "Amoris Laetitia". Pierwotnie pismo zostało wysłane do papieża oraz do kard. Gerharda Müllera, prefekta Kongregacji Nauki Wiary we wrześniu.

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: niech Bóg błogosławi Węgrów!

2024-04-25 11:10

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/FABIO FRUSTACI

„Niech Bóg błogosławi Węgrów” - powiedział papież przyjmując dziś na audiencji pielgrzymów z tego kraju, przybyłych, aby podziękować mu za ubiegłoroczną wizytę apostolską w swej ojczyźnie. Obok prymasa Węgier, kardynała Pétera Erdő i przewodniczącego episkopatu Węgier, biskupa Andrása Veresa gronie pielgrzymów obecny był także nowy prezydent kraju Tamás Sulyok.

Ojciec Święty mówiąc o swej ubiegłorocznej pielgrzymce zaznaczył, że przybył jako pielgrzym, aby modlić się wspólnie z węgierskimi katolikami, także za Europę, w intencji „pragnienia budowania pokoju, aby dać młodym pokoleniom przyszłość nadziei, a nie wojny; przyszłość pełną kołysek, a nie grobów; świat braci, a nie murów. Modliłem się za wasz drogi naród, który przez tysiąclecie zamieszkiwał tę ziemię i użyźniał ją Ewangelią Chrystusa. Obyście w modlitwie zawsze znajdowali siłę i determinację do naśladowania, także w obecnym kontekście historycznym, przykładu świętych i błogosławionych, którzy wywodzą się z waszego narodu” - zachęcił papież. Przypomniał, że realizacja daru pokoju „zaczyna się w sercu każdego z nas ... Pokój przychodzi, gdy postanawiam przebaczyć, nawet jeśli jest to trudne, a to napełnia moje serce radością” - stwierdził Franciszek.

CZYTAJ DALEJ

Opole Lubelskie. Wierni Chrystusowi

2024-04-25 17:51

Paweł Wysoki

W niedzielę Dobrego Pasterza abp Stanisław Budzik przeprowadził wizytację parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Opolu Lubelskim.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję