Reklama

Pielgrzymka - to początek wieczności

Niedziela warszawska 32/2009

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Andrzej Tarwid: - Kiedy pytałem pielgrzymów o Pańskie nazwisko, to większość była lekko zakłopotana. Ale gdy powiedziałem, że szukam „Profesora” lub „Skarpetę”, wszyscy bezbłędnie Pana kojarzyli. Skąd wzięły się te pseudonimy?

Tadeusz Popończyk: - (śmiech) Rzeczywiście, przez kilkadziesiąt lat dorobiłem się kilku pielgrzymkowych pseudonimów. „Profesorem” po raz pierwszy nazwał mnie ks. Józef Buchajewicz. Było to na pielgrzymce praskiej, którą ks. Józef organizował w latach 80., a ja byłem na niej konferencjonistą.

- Bardziej popularny i starszy jest pseudonim „Skarpeta”...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

-...a dokładnie „Biała Skarpeta”. W 1974 r. „ochrzcili” mnie tak pielgrzymi, a zainspirował ich do tego przewodnik amarantów ks. Wiesław Niewęgłowski. A wzięło się to stąd, że przygotowując się do tamtej pielgrzymki, miałem już doświadczenia czterech poprzednich. Wiedziałem więc, że należy mieć odpowiednią liczbę skarpet, aby uniknąć otarć i bąbli. Wówczas skarpety były towarem deficytowym, tymczasem udało mi się kupić ponad trzydzieści par białych bawełnianych skarpet z przeceny. Dzięki temu na pielgrzymce każdego dnia świeciłem nienaganną bielą. Na którymś z ostatnich postojów ks. Niewęgłowski uniósł nogawkę moich spodni i zwrócił się do pielgrzymów: „Co wy tu widzicie?”. A wszyscy jak jeden mąż krzyknęli: „Biała Skarpeta”. I tak się do mnie ten pseudonim przykleił. Z kolei studenci z Politechniki Warszawskiej, w której od 1991 r. jestem prorektorem, na pielgrzymkach nazywali mnie „Dziekanem”.

- Pierwszy raz na pielgrzymce był Pan w 1970 r. Jak ją Pan wspomina?

- Pamiętam, że miałem kwadratowe oczy, bo wybrałem się jak na rajd. Słowem, nie bardzo wiedziałem, co się wokół mnie dzieje i jak powinienem się zachować. Na początku np. błąkałem się między grupami. Pewnego razu tak się zawieruszyłem, że nocleg znalazłem o drugiej w nocy, a dwie godziny później była pobudka. Następny dzień był koszmarny, ale po tym doświadczeniu już trzymałem się grupy. Pierwszy, ważny dla mnie moment podczas tamtej pielgrzymki miał miejsce po tym, jak zgłosiłem się do niesienia tuby. Był to kij od kosy, na górze którego został przymocowany głośnik. Ja wziąłem tubę, a ojciec duchowny „17” ks. Feliks Folejewski głosił konferencję o grzechach pielgrzyma, tj.: - „cudzogrupienie”, „międzygrupienie” czy „przedkrzyżowanie”. Tak mi się spodobało, co mówił, że kiedy następnym razem ks. Feliks brał mikrofon, to ja łapałem za tubę. Przed Częstochową poprosiłem go, żeby wziął stułę i ze mną porozmawiał. To był drugi ważny dla mnie moment w trakcie tej pielgrzymki. Była to bowiem moja pierwsza w życiu spowiedź, do której byłem przygotowany. Nie wiem, ile mi to zajęło, ale przeszliśmy jakieś osiem kilometrów. Czas minął, jak z bicza strzelił.

Reklama

- Wcześniej się Pan nie spowiadał?

- Spowiadałem się, lecz jak każdy „niedzielny katolik”, czyli raz w roku, w okolicach świąt wielkanocnych.

- Co sprawiło, że ten „niedzielny katolik” zdecydował się pójść na pielgrzymkę?

- Och, to długa historia. Zaczęło się od tego, że po zawarciu cywilnego ślubu zdecydowaliśmy się z żoną wziąć kościelny - na Jasnej Górze. Z perspektywy czasu oceniam, że to było pierwsze wezwanie Matki Bożej, którego nie posłuchałem.

- Potem była pielgrzymka czy kolejne wezwanie…

- …kolejne wezwanie. Miało ono miejsce kilka lat później. Nasz pierworodny syn miał pięć lat. W wakacje całą rodziną byliśmy w górach. Poszliśmy tam do kościoła, który był odświętnie wystrojony w girlandy. Żona zapytała miejscowych, czy to z powodu wizytacji biskupa. Na to góralka odpowiedziała krótko: „Nawiedzenie”. Z niczym to mi się nie kojarzyło. Dwa dni później żona wyjechała, a ja z synem zostałem. Idziemy, a tu przy drogach górale zaczynają wbijać paliki, obwijać je w liście, wieszać wstążki itp. Pytam więc: Co to? „Nawiedzenie będzie” - słyszę. O - pomyślałem - to przynajmniej dowiem się, o co chodzi. Parę dni później widzę, jak górale jadą na koniach, a góralki na wozach. Później karoca, a w niej jakieś fiolety i czerwienie. Dalej mi to nic nie mówiło, ale poszliśmy z synem do kościoła. A tam głośnik charczy, że w nocy będzie czuwanie dla mężczyzn.

- A Pan przecież mężczyzna...

- (śmiech) A jakże, syn stojący obok to najlepszy dowód. Mówię do Janka, że w nocy pójdę do kościoła, więc niech się nie boi, że zostanie sam. Co po kolei było na tym czuwaniu, nie pamiętam. Na pewno tylko ramy od obrazu i w nich gruba świeca. Poza tym ksiądz mówił ciekawie, bo nie zasnąłem. Potem wszyscy zaczęli odmawiać Różaniec. Co mnie - 31-letniemu koniowi - skojarzyło się z młynkiem tybetańskim.
Następnego dnia rano zaproponowałem Jankowi, aby zbudował tamę na strumieniu, a ja poszedłem na plebanię. Pytam proboszcza o księdza, który głosił kazanie. Po chwili z plebanii wyszedł misjonarz. Mówię mu nieskładnie, że jestem turysta…, że byłem na czuwaniu z góralami i że chciałem porozmawiać... Weszliśmy do kościoła, a on już w konfesjonale pyta mnie o warunki dobrej spowiedzi. Powoli życie zaczęło przewijać się przed moimi oczami jak film. Pokutę sam sobie musiałem wyznaczyć.
Wówczas chyba zrozumiałem, co to jest dobra spowiedź. Tak więc w górach drugi raz Matka Boża się o mnie upomniała, tym razem już poważniej.

- I wówczas podjął Pan decyzję o pielgrzymowaniu?

- Jeszcze nie. Jednak kiedy urodził mi się drugi syn, zacząłem chodzić co dzień na Mszę św. W tym samym czasie przeczytałem zjadliwy artykuł o pielgrzymkach. Jego autor pisał m.in. o tabunach starych śmierdzących dziadów, złodziejstwie i pijaństwie. O tym, że w nocy stodoły się ruszają. I że na trasie o mało kogoś nożem nie zadźgano. Wniosek był taki, że już pora to zacofanie średniowieczne „skasować”. Pomyślałem, że Matka Boża już dwa razy się o mnie upomniała, więc muszę iść na pielgrzymkę, zanim władza spełni marzenia autora paszkwilu.

- Komuniści pielgrzymek nie skasowali, ale starali się różnymi sposobami zniechęcać ludzi do brania w nich udziału. Czy Pana także?

- Kiedyś pewien „przyjaciel” zapytał mnie, po co chodzę na pielgrzymki i czy nie boję się, że mi się noga złamie. Odpowiedziałem, że nie, bo całkowicie zawierzyłem się Matce Bożej. Z kolei na Politechnice Warszawskiej, gdzie pracowałem, zupełnie wprost powiedziano mi, że nie obronię doktoratu, jak będę chodził na Jasną Górę. Odpowiedziałem im to samo, co „przyjacielowi”. A doktoratu, który już miałem napisany - nota bene o pielgrzymkach - nie obroniłem do dziś!

- Tych „przyjaciół” nie brakowało też na trasie. Jak z nimi sobie radziliście, kiedy był Pan już kierownikiem pielgrzymek?

- Och, po trasie chodziły całe grupy „przyjaciół”. Zawsze byli blisko tuby i mieli sprzęt do nagrywania. Służby porządkowe patrzyły, kto trzyma mikrofon, i pytały: co to jest i po co. Nie zabieraliśmy im tego, lecz szliśmy z nimi do przewodnika, a ten kazał kasować nagranie i puszczało się takiego „nagrywacza”. Czasami oddawaliśmy ich też w ręce milicji.

- W ręce MO, czyli do swoich, tylko niższych rangą?

- (śmiech) Przekazywaliśmy ich milicji, mówiąc, że to pewnie jakiś zagraniczny szpieg. Pamiętam, że raz musiał być ktoś ważniejszy, bo przysłano po niego od razu samochód z Częstochowy. Jednak nie zawsze było tak zabawnie. Niejednokrotnie zdarzało się, że do studni, z której braliśmy wodę, wrzucano mydło, a w stodołach rozsypywano szpilki. Natomiast w 1975 r. w Reczkowicach blisko drogi, którą szliśmy, zaczęła się palić stodoła. Nasi porządkowi rzucili się gasić pożar. Na pewno nikt z gospodarzy tego ognia nie zaprószył.

- Co oprócz tego, że zniknęli smutni panowie, zmieniło się w pielgrzymowaniu po roku 1989?

- Niebagatelny jest postęp logistyczny. Teraz są telefony komórkowe, nie ma więc kłopotu z komunikacją między grupami, jak kiedyś. Wówczas były też problemy z wodą, a w konsekwencji z codzienną toaletą. Obecnie są mobilne prysznice. Zmienili się też sami pielgrzymi, którzy teraz chodzą w intencjach modlitewnych, a w latach 70. i 80. wędrowali także dlatego, że nie podobało im się, w jakim państwie żyją.

- Jakie rady da wieloletni kierownik pielgrzymek tegorocznym debiutantom?

- Jeżeli ktoś idzie po raz pierwszy, to niech weźmie ze sobą różaniec i modlitewnik. To jest niezbędne, a wszystko pozostałe na trasie się „dogra”. Zachęcam również do przeczytania jakiejś publikacji na temat tegorocznego hasła pielgrzymkowego.
Jeśli chodzi o wyposażenie techniczne, to niezbędne jest takie jak rajdowe. Na każdym odpoczynku trzeba: zdjąć skarpetki, dopuścić tlen do skóry, potem wylać spirytus na nogę i posmarować nogi kremem.

- Bąbli może uda się uniknąć, ale ogromnego zmęczenia nie?

- To prawda, mówiąc naszą pielgrzymkową gwarą - „padalców” nie brakuje. Jeżeli ktoś ładuje w siebie negatywne doświadczenia, to po pewnym czasie nie tylko zawróci, ale więcej się nie wybierze. Dlatego trzeba pamiętać, że pielgrzymka to przezwyciężanie siebie. Poza tym, na trasie powinno się myśleć nie o sobie, ale o tym, kto idzie obok. Trzeba zauważyć nie tylko piętę idącego przed tobą, ale oczy dziecka, które macha ręką zza płotu. Wtedy człowiek przezwycięża siebie i otwiera się na innych.

- Pan tego wszystkiego doświadczył po wielokroć. Jednak czy w tym zawiera się sens i piękno pielgrzymowania?

- Pielgrzymka to początek wieczności. Po kilku dniach zegarek służy jedynie do tego, żeby dokładnie wiedzieć, o której kończy się półgodzinny odpoczynek. Podobnie jest z dniami tygodnia. Pielgrzym orientuje się, jaki jest dzień, na podstawie tego, jaką część Różańca odmawia.
Pielgrzymka jest trwaniem w czasie i zanurzeniem w modlitwę. Trwaniem w Bogu. Kiedy to się zrozumie, wówczas nie można się doczekać kolejnej pielgrzymki. Ja skończyłem 71 lat i nadal pielgrzymuję.

2009-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#PodcastUmajony (odcinek 2.): No to trudno

2024-05-01 20:20

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat.prasowy

Co zrobić, jeśli w ogóle nie czuję Maryi? Albo relacja z Nią jest dla mnie trudna bądź po prostu obojętna? Zapraszamy na drugi odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski mówi o możliwych trudnościach w relacji z Maryją oraz o tym, jak je pokonać.

CZYTAJ DALEJ

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

By uczcić Maryję jako naszą Królową

2024-05-02 21:01

[ TEMATY ]

Jasna Góra

Królowa Polski

BPJG

Kiedy myślimy o Królowej, to raczej przychodzi nam na myśl zmarła niedawno królowa Elżbieta, ewentualnie królowa Belgii, Hiszpanii, Szwecji, może jeszcze Norwegii. Tylko wprawnie śledzący politykę światową potrafią wymienić więcej państw, które są monarchiami. Aż trudno uwierzyć, że Kościół zaprasza nas, byśmy 3 maja świętowali Uroczystość Królowej Polski.

Od czasów rozbiorów Polska nie ma już króla, a tymczasem my gromadzimy się, by czcić Maryję jako naszą Królową. I chociaż od 1656 roku Maryja stała się Królową Polski, to dziś pewnie już nie wielu identyfikuje się z tym tytułem. I mimo, iż króluje z wysokości jasnogórskiego tronu, to jednak jest z nami jak Matka ze swoimi dziećmi. Pragnie być blisko naszych radości i smutków. Jak Matka chce z nami dzielić przeciwności losu, samotność, niezrozumienie. Pragnie również uczyć nas wrażliwości i dobroci, byśmy zatroskani o własne potrzeby nie zapominali, że obok nas są inni, którym należy pomóc.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję