Reklama

Jubilaci wierni Bogu i Ojczyźnie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W tym domu przy ul. Metalowej mieszkamy prawie kopę lat - wspomina 80-letni Franciszek Stefanko - bowiem we wrześniu 1951 r. tutaj odbyło się nasze wesele. Jesteśmy szczęśliwą parą już tyle lat, a moja żona Stefania przybyła do Szczecina-Podjuch z Kaszub. Jej życie i praca też związana jest z rolnictwem.
- Poślubiłam Franka, mając 20 lat - dodaje pani Stefania. - Ślubu w kościele pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła udzielił nam pierwszy proboszcz tej parafii - ks. Jan Klaub, który urodził się na terenie województwa stanisławowskiego. Łatwiej nam tu było żyć, gdy mieliśmy kapłana rozumiejącego problemy Kresowiaków.
Stefankowie mają jedną córkę i dwóch synów. Doczekali się czterech wnuków i trzech prawnuków. Mieszkają z synami.
Pionier Prawobrzeża ze łzami w oczach wspomina dramat swojego dzieciństwa, kiedy to był świadkiem tragicznych mordów Polaków przez hordy Ukraińców. W 1940 r. ze wsi Rutki, niedaleko Lwowa, cała rodzina Stefanko, licząca osiem osób, została wysłana na Sybir. - Dzięki tej przymusowej zsyłce do syberyjskiej tajgi przetrwaliśmy - dopowiada pan Franciszek. - Z tej deportacji zapamiętałem bardzo ciężką pracę; moja polegała na ściąganiu żywicy z drzew. Nikt nas wtedy nie pilnował. Do najbliższej zamieszkałej przez Rosjan wsi mieliśmy aż 120 km. Mój ojciec zajmował się konnym rozwożeniem chleba i innej żywności zesłańcom. Młodsze rodzeństwo wychowywało się samo, bo mama też pracowała w tajdze.
W kwietniu 1946 r. rodzina Stefanko po miesięcznej podróży kolejowej w bydlęcych wagonach przybyła wraz z innymi Sybirakami do Szczecina. W tej prawobrzeżnej dzielnicy Szczecina Stefankowie otrzymali siedmiohektarowe gospodarstwo, które uprawiali aż do emerytury. Potem przejął je Franciszek, który jednocześnie „furmanił”, czyli zajmował się najpierw konnym przewozem rozmaitych towarów, a potem samochodem dostawczym.
- Mam starszego brata - 86-letniego Józefa, który jeszcze cieszy się dobrym zdrowiem, mieszkając niedaleko Żagania - zaczyna opowiadać Sybirak z Podjuch. - To właśnie jego uratowała miłość do Matki Bożej Częstochowskiej. Z Jej obrazkiem maszerował w armii polskiej od Lenino do Berlina, ale 300-osobowa grupa żołnierska została zatrzymana w Warszawie, gdzie wybuchło powstanie. Józek trzymał w oknie karabin maszynowy, zgodnie z rozkazem swego porucznika. Coś mu podpowiedziało, by założył sobie hełm. Odłamek pocisku lekko poranił go, ale hełm uchronił go od śmierci. Wraz z innymi żołnierzami schował się w fabryce czekolady. Nadeszły wojska hitlerowskie, które wydały polecenie, by wszyscy opuścili budynek fabryki. Józek wyszedł wraz z innymi, bo nie było tam szans, by się ukryć przed niemieckim okupantem. Brat gubiąc własną czapkę, bezwiednie założył szybko rosyjską furażerkę. Niemcy do niego jeszcze dołączyli dwóch sowieckich żołnierzy. Byli przekonani, że wszyscy są ruskimi żołnierzami. Wprawdzie sierżant Józek tłumaczył hitlerowcom, że ma tylko furażerkę rosyjską, a jest Polakiem. Nic to nie pomogło, jeszcze tą furażerką oberwał po twarzy od żołnierza niemieckiego. Całą trójkę - Rosjan i brata - hitlerowcy prowadzili na rozstrzelanie. Józek wtedy wyciągnął z kieszonki munduru obrazek Matki Bożej Jasnogórskiej i głośno modlił się. Usłyszał tę błagalną modlitwę niemiecki żołnierz z tyłu i zawołał do swego kolegi idącego na przedzie szeregu: „To nie jest Rusek, bo on się modli, a Ruscy są niewierzący. I ma obrazek Matki Bożej”. Ta głęboka wiara Józka sprawiła, że hitlerowcy pozostawili brata, a Rosjan w pobliżu rozstrzelali. Józka zaprowadzili do siedziby gestapo, gdzie był pewien Ślązak doskonale znający język polski i niemiecki. Komendantowi gestapo wyjaśnił, że jest to polski żołnierz, który omyłkowo w pośpiechu założył rosyjską furażerkę, sugerującą, iż jest Rosjaninem. Komendant chcąc mieć pewność, iż sierżant Józef Stefanko jest polskim żołnierzem, przepytał go jeszcze ze znajomości „Ojcze nasz”. Józef bezbłędnie odmówił modlitwę. Został uwolniony, ale wkrótce wraz z innymi polskimi jeńcami wojennymi został wywieziony do Niemiec. Szczęśliwie doczekał wyzwolenia swego obozu jenieckiego przez wojska amerykańskie. Z tym maryjnym obrazkiem nie rozstawał się przez całe swoje życie, bo wiedział, że Matce Bożej zawdzięcza życie i pozostał Jej wierny do dzisiaj.
Wspólna praca i cierpienie umacniało związek małżeński Stefanii i Franciszka, którzy pomimo różnych temperamentów i cech charakteru zawsze uważali, że człowiek może poprawnie realizować się w sakramentalnym małżeństwie.
Pan Franciszek nie odwiedził swoich rodzinnych stron na Ukrainie, bo ma bardzo bolesne wspomnienia z dzieciństwa. Do tej pory nie potrafi zapomnieć sąsiedzkich krwawych walk na tym obszarze, gdzie wszystkim wydawało się, że Bóg o nich zapomniał. A jednak pozostali wierni Miłosierdziu Bożemu, które pozwoliło im tu, na Kresach Zachodnich, rozpocząć życie od nowa.
- Proszę zrobić nam zdjęcie przy tym domowym ołtarzyku - zachęca 80-latek. - Najbardziej kochamy Matkę Najświętszą, która naszej rodziny broniła w sytuacjach, po ludzku rozpatrując niemożliwych do przeżycia. Będziemy Jej wierni do końca, tak jak Ona była wierna Chrystusowi do końca Jego ziemskiego życia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Matka niewidomych i widzących

[ TEMATY ]

Matka Elżbieta Czacka

AFSK

„Myślę, że m. Czacka na pewno mogłaby być patronką osób z problemami wzroku, doświadczonych dramatem cierpienia, ale być może także wszystkich, którzy mają problemy z zobaczeniem tego, co najważniejsze, poszukujących prawdy, poszukujących Boga, tych, których dusza potrzebuje światła, chociaż oczy widzą” – powiedziała tygodnikowi Echo Katolickie s. Alberta Chorążyczewska ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, współautorka Positio w procesie beatyfikacyjnym m. Elżbiety Róży Czackiej.

Choć z ludzkiej perspektywy utrata wzroku w wieku 22 lat jest tragedią, dla Róży Czackiej była Bożą łaską, na której zbudowała wielkie dzieło. Stała się nie tylko pionierką nowoczesnych metod wychowania i pomocy niewidomym w Polsce, ale jednocześnie osobą, która, opierając swe życie całkowicie na Bogu, wywarła wpływ na wielu ludzi.

CZYTAJ DALEJ

Święty od trudnych spraw

Nie ma tygodnia, żeby na Marianki, do Wieczernika, nie trafiło świadectwo cudu lub łaski za sprawą św. Stanisława Papczyńskiego

Ten list do sanktuarium św. Stanisława Papczyńskiego na Marianki w Górze Kalwarii nadszedł z jednej z okolicznych miejscowości. Autorem był kompozytor i zarazem organista w jednej z parafii. Załączył dwie pieśni ku czci św. Stanisława, jako wotum dziękczynne za uzdrowienie żony. Oto, gdy dowiedzieli się, że jeden z guzów wykrytych u żony jest złośliwy, od razu została skierowana na operację. „Rozpoczęły się modlitwy. Nasze rodziny, zaprzyjaźnieni ludzie i ja osobiście polecałem zdrowie żony nowemu świętemu, o. Papczyńskiemu. Nowemu, a przecież staremu, bo znam go od dzieciństwa, pochodzę z parafii mariańskiej” – napisał w świadectwie.

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 20.): Odkurzyłeś już?

2024-05-19 19:30

[ TEMATY ]

#PodcastUmajony

materiał prasowy

Po co mi Pismo Święte? Czy da się nim modlić? Czego w kontakcie z Biblią uczy nas Maryja? Zapraszamy na dwudziesty odcinek „Podcastu umajonego”, w którym ks. Tomasz Podlewski opowiada o maryjnym zachowywaniu i rozważaniu Słowa w sercu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję