„Uparcie i skrycie, och życie kocham cię... nad życie” - śpiewała polska artystka Edyta Geppert, podkreślając równocześnie, że miłość ta nie jest wcale lekka, łatwa i przyjemna. Jej „ciężar” nie stanowi jednakże wystarczającego argumentu za tym, by podziękować Dawcy życia „za współpracę” i zakończyć „męczącą pielgrzymkę między kołyską a trumną”, na własne życzenie, na własnych warunkach, w wymyślonym przez siebie czasie, miejscu, okolicznościach i przy pomocy wybranej metody. Bo jest jeszcze wiara. Wiara w „światełko, które rozprasza mrok”. Zaskakujące, jak wielu ludziom, również zdeklarowanym katolikom, brakuje dzisiaj tej wiary. Zwłaszcza ludziom młodym, znajdującym się zaledwie na progu życia. Niejednokrotnie dają się oni uwodzić krzykliwej kulturze śmierci, a nawet swego rodzaju kultowi śmierci, który m.in. przybiera postać fascynacji samobójstwem.
Jakiś czas temu, przeglądając strony internetowe, trafiłam na forum dla nastolatków, którzy prowadzili dyskusję wokół tematu: jak - w możliwie najmniej bolesny, a jednocześnie najbardziej spektakularny sposób - rozstać się z życiem? Przyznam szczerze, że włosy zjeżyły mi się na głowie. Młodość od zawsze kojarzy się z radością, pragnieniem i wolą życia, z optymizmem i entuzjazmem. Tymczasem spotykam ludzi młodych, zmęczonych i znudzonych własną egzystencją, zagubionych, niedocenianych, niezauważanych i samotnych, tak samotnych, że własną śmierć uznali za najlepszy sposób na zaistnienie i zwrócenie na siebie uwagi. Pośmiertny profil, na którym znajomi będą wyrażać żal z powodu ich odejścia, to szczyt marzeń i jedyny cel warty osiągnięcia. Nasuwa się pytanie: kto jest za to odpowiedzialny?
Zawodzą media, zawodzi rodzina, zawodzą autorytety, politycy, zawodzi szkoła i zawodzi Kościół, rozumiany i przeżywany jako instytucja. Zostaje pustka i bezsens, w których rodzą się pragnienia i czyny nie mające nic wspólnego z „cywilizacją życia”. Można by powiedzieć, że: „idzie nowych ludzi plemię”. Ludzi „wyhodowanych” na macdonaldzie, serialach, plastikowych gwiazdkach popkultury. Ludzi, którzy swobodnie żonglują słowami: „seks”, „zdrada”, „antykoncepcja”, „aborcja”, ze zdziwieniem otwierając oczy na dźwięk słów: „czystość”, „wierność”, „poszanowanie życia”. Ludzi, którym - pod płaszczykiem humanitaryzmu i prawa do wolności - wmawia się, że mogą z własnym i cudzym życiem zrobić wszystko to, na co mają ochotę.
Dyskusja z Dekalogiem i próby uprzedmiotowienia świętości jaką jest ludzkie istnienie, nigdy nie kończyły się dobrze dla człowieka. To przykre, że nie wyciągamy wniosków z przeszłości. Rodzice nadal „jedzą kwaśne winogrona”, a dzieciom nadal „cierpną zęby”. I póki co, nie widać perspektyw na poprawę „stanu uzębienia”. I u jednych i u drugich.
Doroczny Dzień Świętości Życia, który tym razem przypada 25 marca, jest zachętą do podejmowania duchowej adopcji dziecka poczętego. A może tak objąć adopcją również młodzież i rodziców? Skłonić ich do wyłączenia telewizorów, komórek, odciąć dostęp do Internetu, pomóc im wygospodarować przestrzeń, w którą miałaby szansę wejść fascynacja życiem? By w miejsce destrukcyjnych słów i czynów, pojawiało się wyznanie:
„Kocham cię życie!
Poznawać pragnę cię
w zachwycie
I spotkać człowieka,
Który tak życie kocha
I tak jak ja
Nadzieję ma...”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu