Reklama

Niedziela w Warszawie

Ta świątynia jest Polakom potrzebna

Rozmowa z ks. Tadeuszem Aleksandrowiczem, proboszczem parafii Opatrzności Bożej w Wilanowie

Niedziela warszawska 45/2016, str. 2-3

[ TEMATY ]

wywiad

Świątynia Opatrzności Bożej

Archiwum COB

Ks. Tadeusz Aleksandrowicz, proboszcz parafii Opatrzności Bożej w Wilanowie

Ks. Tadeusz Aleksandrowicz, proboszcz parafii Opatrzności Bożej w Wilanowie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ARTUR STELMASIAK: – Pierwsze pytanie kieruje bardziej do kapłana i Polaka, niż do proboszcza, który zawsze chwali swoją parafię. Czym dla Księdza jest Świątynia Opatrzności Bożej?

KS. TADEUSZ ALEKSANDROWICZ: – Na początku odbierałem to jako odległy w czasie projekt, o którym mówił mój biskup i prymas Polski kard. Józef Glemp. Pamiętam, jak wówczas uczyłem w szkole i dyskutowaliśmy z młodzieżą na temat obietnicy złożonej po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nasze pokolenie powinno zrealizować zobowiązanie, które przecież było obietnicą daną samemu Panu Bogu.

– A teraz pytam proboszcza Świątyni Opatrzności Bożej. Jak z tej perspektywy wygląda ten projekt?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Dla mnie jest to miejsce, gdzie razem z innymi mogę wzrastać duchowo. Świątynia, jako budynek, to jedno, ale duszpasterstwo tutaj jest właśnie tą częścią, za którą osobiście jestem odpowiedzialny i pragnę ją wypełnić jak najlepiej.

– Wcześniej był Ksiądz Proboszczem parafii Opatrzności Bożej na Rakowcu, a teraz jest proboszczem Opatrzności w Wilanowie. Czy kryje się za tym jakaś symbolika teologiczna?

– Osobiście nie odbierałbym tego w tych kategoriach. Przyszedłem z kościoła, którego budowa miała przypomnieć w czasach komunistycznych o tej wielkiej, niezrealizowanej wówczas obietnicy. Jednak prymas Polski kard. Stefan Wyszyński mówił o kościele na Rakowcu, że jest on tylko namiastką tego, co powinno być w Polsce wybudowane. Choć teraz zostałem posłany do tej „dużej i głównej Opatrzności”, to jednak odczytuję swoją pracę w tym miejscu wyłącznie jako posłuszeństwo wobec biskupa ordynariusza. Ja takich planów ani ambicji nigdy nie miałem. Moja praca w Świątyni Opatrzności Bożej wynika tylko z chęci służenia ludziom kapłaństwem Chrystusowym, nie swoim.

Reklama

– Teraz, gdy jesteśmy w przededniu uroczystego otwarcia Świątyni z okazji święta narodowego 11 listopada, to przypomniałem sobie swój pierwszy większy tekst na temat budowy. Pamiętam, jak byłem tu w 2005 r. kiedy na budowie nic się nie działo, a wokół rozciągało się szczere pole. To był czas, kiedy też warszawscy księża krytykowali tę inwestycję. Czy wówczas ks. Tadeusz Aleksandrowicz był jej zwolennikiem?

– Pamiętam te czasy. Rozpoczęto budowę i nie spodziewano się, że aż tak bardzo wzrosną jej koszty. To były czasy wielkiego boomu budowlanego i z miesiąca na miesiąc rosły koszty robocizny oraz materiałów budowlanych. Prace dość szybko musiałyby zostać wstrzymane. Choć pojawiły się obiektywne trudności, to nie znaczy, że Ksiądz Prymas nie miał racji podejmując ten trud. Wtedy też byłem za swoim biskupem.

– Dziś Świątynia jest już praktycznie skończona. Jak z tej perspektywy Ksiądz patrzy na tamte trudności?

– Jako na pewien dopust Boży. Z budową tego narodowego wotum jest tak, jak z trudnościami w życiu duchowym. One po prostu są i albo wzmacniają wewnętrznie, albo zniechęcają ludzi. Moim zdaniem te trudności były potrzebne Polakom, aby zadali sobie pytanie: czy jesteśmy w stanie wybudować Świątynie i tym samym, czy wypełnimy obietnicę daną Panu Bogu? Mimo tych trudności Świątynia powstała i ja, jako proboszcz i kustosz powstającego Sanktuarium Opatrzności Bożej, mogę poświadczyć, że jest Polakom potrzebna.

– Realizacja tej idei nabrała tempa dopiero, gdy powołano do istnienia Centrum Opatrzności Bożej.

– Powierzenie spraw promocji, budowy i finansów osobom świeckim to była bardzo dobra decyzja. Oni w bardzo nowoczesny sposób wypromowali potrzebę budowy i upowszechnili ideę Opatrzności powiązanej z dziękczynieniem. Działalność Centrum Opatrzności Bożej sprawiła, że ludzie – darczyńcy, poczuli się zmotywowani i wzięli odpowiedzialność za przyrzeczenie dane Bogu przez naszych przodków.

– Czyli jest to zasługa następcy Księdza Prymasa w Warszawie kard. Kazimierza Nycza?

– Kard. Józef Glemp miał rację i odwagę rozpocząć realizację wielkiego narodowego dzieła, a kard. Kazimierz Nycz wiedział, jak to dzieło zrealizować. Obaj biskupi mieli ten sam cel, tylko realizowali go innymi metodami. Przekazanie wielu kompetencji w ręce świeckich pokazuje jeszcze jedno zjawisko, którego powinniśmy się uczyć. Ksiądz jest od tego, żeby odprawiać Mszę św. i zajmować się duszpasterstwem, a ludzie świeccy mogą zająć się całą szeroko rozumianą administracją. Świeccy lepiej znają się na budownictwie, finansach i marketingu, a ja znam się na tym, jak tę budowlę wypełnić modlitwą. Dzięki temu każdy z nas może skupić się na tym, do czego tak naprawdę jest powołany.
Oni znaleźli ok. 80 tys. darczyńców, którzy systematycznie wspierają naszą budowę, a ja staram się przyprowadzić jak największą liczbę wiernych do ołtarza. Świątynia Opatrzności Bożej jest najlepszym dowodem na to, że podział ról na świeckich i duchownych w Kościele sprawdza się w praktyce.

– Jest Ksiądz proboszczem największego kościoła w Warszawie i jednego z największych w Polsce. Czy – po ludzku patrząc – ta wielkość nie przygniata Księdza?

– Na początku każdy ma takie wrażenie, że tu wszystko jest za duże. Ja też czułem się przygnieciony, ale przeszło mi, gdy zacząłem się z ludźmi modlić.

– Ale do tej pory Ksiądz sprawował Eucharystię w Panteonie Wielkich Polaków, gdzie panują dosyć kameralne warunki. Kiedy Ksiądz na stałe przeniesie niedzielne Msze św. do głównego kościoła na górze?

– Jeśli Pan Bóg pozwoli, to za 2-3 miesiące powinniśmy się tam wprowadzić już na stałe. Teraz mamy otwarcie specjalnie z okazji 11 listopada, aby przypomnieć Polakom, że już jesteśmy bardzo blisko wypełnienia naszego zobowiązania.

– Pewnie jest dużo pracy, aby na Święto Niepodległości wszystko było dopięte na ostatni guzik?

– Ja zajmuje się sprawami liturgii i ołtarza. Zaproszeniami, obsługą władz państwowych i naszych darczyńców zajmują się pracownicy Centrum Opatrzności Bożej. Ale jest to wielkie wyzwanie, bo planujemy odprawić dwie Msze św., a w każdej z nich ma wziąć udział 2,5 tys. osób.

– Parafia Opatrzności Bożej jest prestiżowa i skupia na sobie uwagę całej Polski. Jak Ksiądz zareagował na wieść o tym, że zostanie jej proboszczem?

– W duchu posłuszeństwa, o czym już wcześniej mówiłem. Ale były i są obawy czy podołam, bo przecież podjęcie posługi w takim miejscu wymaga wielkiej odpowiedzialności zarówno za powierzonych mi parafian, jak i za pielgrzymów, których jest u nas coraz więcej. Mam ciągle poczucie, że powinienem pracować więcej i więcej.

– A nie tęskni Ksiądz za swoją pierwszą parafią w Otrębusach, gdzie było spokojniej, a duszpasterstwo mogło być bardziej indywidualne?

– Tam było 3,5 tys. wiernych, a tu mam 15 tys. mieszkańców, a będzie więcej. Praca w takich mniejszych parafiach jest o wiele łatwiejsza, bo nie ma tak wielkiej anonimowości. Oczywiście, że tęsknię za Otrębusami, ale również tęsknię za parafią Opatrzności Bożej na Rakowcu, bo w obydwu tych parafiach zostawiłem ludzi i wiele serca. Proboszcz zawsze tęskni za parafiami, w których służył. Jeśli kiedyś biskup znów mnie przeniesie w inne miejsce, to za parafią Opatrzności Bożej w Wilanowie też będę tęsknił. Taka już dola i niedola każdego kapłana.

2016-11-03 09:50

Ocena: 0 -5

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prof. Jan Duda: Bez oparcia w wierze Andrzej nie byłby w stanie tego udźwignąć

[ TEMATY ]

wywiad

prezydent

Andrzej Duda

Artur Stelmasiak

Adam Sosnowski: Jeszcze w powyborczy wieczór media, z telewizją publiczną na czele, zaczęły pleść narrację, według której Andrzej Duda jest kandydatem marionetkowym, sterowanym przez Jarosława Kaczyńskiego, przede wszystkim zaś o. Tadeusza Rydzyka…

Prof. Jan Duda: Te ataki nie są niczym nowym, tylko teraz nastały z większą siłą. Andrzej jest politykiem samodzielnym, podobnie jak sam urząd prezydenta jest ze swej natury mocno niezależny. Z drugiej strony chciałbym jednak podkreślić, że cała nasza rodzina bardzo szanuje o. Tadeusza. Obserwujemy jego działania od 1992 r., czyli od kiedy uruchomiono Radio Maryja. Wtedy Andrzej mieszkał jeszcze z nami, a ta rozgłośnia słuchana jest u nas w domu bardzo często. Jadąc autem słucham też innych stacji radiowych, ponieważ chcę mieć jak najszerszy wachlarz informacji i wiedzieć, co i jak mówią ci, z poglądami których się nie zgadzam. (…) Akurat u nas wszystkie dzieci, a jest ich trójka, miały to szczęście, że przeszły przez szkoły, w których spotkały bardzo dobrych i oddanych nauczycieli. Ale proszę sobie przypomnieć, jakie były komunistyczne szkoły, do których uczęszczało moje pokolenie. Owszem, byli tam też znakomici nauczyciele, sam wielu takich miałem, ale podręczniki były tragiczne. W tych od historii pakt Ribbentrop-Mołotow był opisany jako akcja ratunkowa Związku Radzickiego dla Białorusi przeciwko okupacji niemieckiej… I jakoś nam to nie zaszkodziło. My od razu byliśmy wystawieni na działania wrogiej ideologii i w starciu z nią musieliśmy wiedzieć, jak się bronić. Gdy natomiast człowiek chowany jest jakby w jaju, chroniony jakąś skorupą, to gdy z tego jaja wyjdzie i zderzy się z fałszywymi ideologiami, nie będzie wiedział, jak te ataki odeprzeć.

To prawda, niemniej warunek jest jeden. Taki człowiek musi wynieść już z domu pewien zasób wartości moralnych, patriotycznych czy chrześcijańskich. Tylko wtedy może nie ugiąć się pod manipulacją ze strony fałszywej ideologii. Gdyby go w domu nie przygotowano, gdyby wychowano jako człowieka uległego, ugiąłby się jeszcze prędzej. Rola domu rodzinnego jest tu kolosalna.

Prof. Jan Duda: Oczywiście. Dlatego w wychowaniu Andrzeja i naszych dwóch córek wyznawaliśmy razem z żoną dwie bardzo ważne zasady. Po pierwsze, swoje dziecko trzeba szanować. To przecież jest człowiek, choć jeszcze mały. Od dzieci także można się bardzo wiele nauczyć, my z żoną od naszych wiele się nauczyliśmy. Po drugie, dziecko potrzebuje autorytetu. Jednak nie takiego, który go bezmyślnie ogranicza, ale takiego, który wskaże mu barierę dopuszczalnych zachowań. Trzeba to umiejętnie wyważyć, a wbrew pozorom nie ma na to tak dużo czasu. Około 16 roku życia młodzież wchodzi już w dorosłe życie i wtedy trudno coś w wychowaniu zmienić. Pamiętam, że mój światopogląd oraz wyznawane zasady ukształtowały się właśnie w wieku około 16 lat. I trzymam się ich do dziś.

Może także z wychowania wynika jedna cecha Andrzeja Dudy, która wyróżnia go na tle innych polityków: jest on bowiem człowiekiem, który potrafi słuchać innych, podczas gdy większość polityków lubi tylko mówić albo raczej gadać.

Andrzej wychował się w specyficznych warunkach, bo od małego był otoczony towarzystwem dorosłych. Przez 10 lat mieszkaliśmy w hotelu asystenckim w pokoiku o powierzchni 9 m kwadratowych, w którym na dodatek nieustannie przebywali u nas goście. On się bawił, a my toczyliśmy dyskusje na fundamentalne tematy. Na przykład: dlaczego Kościół jest tak srogi w zasadach, a tak pobłażliwy dla grzeszników? Ten wątek bardzo często przewijał się w rozmowach.

Ciekawe, do jakich wniosków Państwo w nich doszli?

Prof. Jan Duda: Że to jest najlepsza filozofia. Należy pilnować zasad, ale nie wolno nikogo ścinać za to, że ich nie przestrzega. (…) Wszystkie zasady Kościoła, do którego mam wielkie zaufanie, są właśnie wartościami zadanymi. Gdy ludzie ich nie mają, bardzo łatwo się łamią i poddają, kiedy w ich życiu wydarzy się coś nieprzyjemnego, czego się nie spodziewali, albo czego w danym momencie nie chcieli. Tymczasem to może być przecież błogosławieństwo.

Jest to bardzo dojrzała postawa, pełna pokory i ufności w Opatrzność; wiara, że wszystko, co mi się w życiu przydarza, ma jakiś sens. Sens, który w danym momencie niekoniecznie musi być dla mnie zrozumiały. Z drugiej strony jednak takie nastawienie daje też ogromną siłę i spokój wewnętrzny.

Prof. Jan Duda: Tak jest, dokładnie tak. Jako człowiek wierzący wiem, że każde zdarzenie, które na mnie spada, ma sens. Dane jest mi po to, abym je wygrał. Każda sytuacja jest wyzwaniem. Dopiero jako człowiek dorosły dowiedziałem się, że już starożytni Rzymianie mieli takie podejście: „kto losu słucha, tego los prowadzi, kto z losem walczy, tego los wlecze”. Teraz wystarczy zamienić los na Opatrzność i mamy perspektywę chrześcijańską.

Rozumiem, że tę właśnie zasadę udało się także wszczepić dzieciom.

Prof. Jan Duda: Udało się. Nasze dzieci od samego początku to słyszały, ale i widziały w praktyce. Mówiliśmy: „Zdarzyło ci się coś? To wygraj to! Nie rób z tego dramatu, tylko spróbuj wygrać. Dostałeś dwóję, to musisz się bardziej zmobilizować. Gdybyś nie dostawał czasem dwój, to może byś się rozleniwił”.

I z tą zasadą Pana syn doszedł aż do nominacji prezydenckiej, która przecież też nie była przezeń zaplanowana, tylko poniekąd spadła właśnie jak wydarzenie, które należało przyjąć.

Prof. Jan Duda: Oczywiście, bo jak można sobie zaplanować, że zostanie się prezydentem? Jasne, że trzeba mieć ambicję, aby osiągnąć trudne cele. Ale to Pan Bóg pokazuje, gdzie kto ma iść, bo to On rozdaje talenty. A moim zdaniem mój syn jest bardzo utalentowany. W związku z tym, gdy ktoś przychodzi i proponuje taki urząd, to nie ma się prawa odmówić. To nie jest kwestia tego, czy ktoś chce czy nie; każdy ma obowiązek pomnażać swoje talenty. One są dawane za darmo, to żadna zasługa mieć talent do czegoś. (…) Karcenie z miłości jest obowiązkiem zapisanym w Biblii. Wiele dobrego można się także nauczyć z lektur patriotycznych, które dzisiaj wycinane są z kanonu.

Skoro mówimy o czytaniu, jaką literaturą interesował się Andrzej Duda, co lubił czytać?

Prof. Jan Duda: Pierwszą poważniejszą lekturą, w której Andrzej się dosłownie zakochał, to był „Dzikowy skarb” Karola Bunscha, po której przeczytał kolejne książki tego autora, a potem oczywiście Sienkiewicza. Andrzej bardzo lubi książki historyczne, patriotyczne. Zainteresował się bardzo literaturą powstańczą i bardzo dokładnie ją czytał. Miałem zwyczaj, że ok. 12-13 roku życia zabierałem każde dziecko na wycieczkę do Warszawy, żeby poznało stolicę. Andrzej tak dogłębnie poznał historię Powstania Warszawskiego, że to potem on oprowadzał mnie po stolicy i opowiadał, jakie w danym miejscu toczyły się walki. Jako dziecko! Zresztą od strony dziadka (ojca mamy) Andrzej ma też korzenie warszawskie - dziadek Nikodem urodził się i mieszkał w Warszawie wiele lat. Babcia Zenia pochodzi z Radomska, a moja rodzina z Sądecczyzny, tj. z południa Polski.

Wspominał Pan już o wierze i Bogu, o roli wiary w wychowaniu dzieci, o zaufaniu do Opatrzności. Jak to dzisiaj wygląda u pana Andrzeja? Czy wiara odgrywa ważną rolę w jego życiu?

Prof. Jan Duda: Odpowiem najprościej pytaniem: a czy myśli Pan, że bez wiary byłby w stanie to wszystko znieść? Ten ogrom pracy, ale także te nieustanne ataki? Bez oparcia w wierze nie byłby w stanie tego udźwignąć. To wiara w Boga jest siłą, także jego siłą. Gdziekolwiek jesteśmy, dostajemy sygnały, że ludzie modlą się za Andrzeja. Dlatego powtarzam to innym: jeżeli chcecie pomóc Andrzejowi, módlcie się za niego. Andrzej jest człowiekiem głęboko wierzącym, żyje w przekonaniu, że wiara jest niesamowitym darem i łaską. Człowiek potrzebuje moralnych drogowskazów w swoim życiu. Ludy bez religii nie istnieją. Gdy powstawały i bez niej chciały istnieć, natychmiast ginęły. Człowiek ma przecież w sobie potrzebę sprawiedliwości, troski o bliskich, potrzebę miłości. W człowieku jest refleks Boga. Już św. Augustyn powiedział „Niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Panu”. Człowiek niewierzący jest nieszczęśliwy. A ktoś, kto próbuje obedrzeć człowieka z wiary - na przykład przez śmiech, obelgi czy szyderstwo - jest draniem. To najwyższej kategorii draństwo. Człowiek odarty z wiary staje się mgłą, która uda się tam, gdzie wiatr zawieje. „Kto przestaje wierzyć w Boga, zaczyna wierzyć we wszystko”, jak powiedział C.K. Chesterton. I to dzisiaj widzimy, jak ludzie zaczynają wierzyć w bzdurne teorie Palikota czy ideologię gender.

Właśnie te teorie dzisiaj są przedstawiane jako droga do wyzwolenia i wolności. Bo w przeciwnym razie nastąpią - jak przekonuje wspomniany tu osobnik - rządy Kościoła.

A kto ma rządzić? Przecież to jest takie proste. Człowiek musi przyjąć w życiu pewne zasady. W geometrii mamy aksjomaty, czyli twierdzenia tak podstawowe, że ich się nie udowadnia. Wystarczy zabrać jeden aksjomat i cały system runie. I tak jest w całym naszym życiu. (…)

Podobna teoria funkcjonuje w odniesieniu do nauk humanistycznych, gdzie przecież bardzo często rozstrzyga się nie tylko kwestie formalne, ale właśnie ideologiczne czy światopoglądowe ukryte pod płaszczem nauki. I tak w humanistyce jedna z teorii głosi, że w pewnym momencie dedukcji czy opisu danego systemu dochodzimy do punktu, kiedy musimy zacząć zdanie od „Wierzę, że” lub „Myślę, że”. To oznacza, że w najbardziej fundamentalnych kwestiach każdego światopoglądu, a nawet nauki, poruszamy się w dziedzinie wiary, a nie wiedzy. Problem w tym, w co chcemy uwierzyć.

Otóż to. Weźmy na przykład kwestię in vitro. Zwolennicy powołują się na to, że jest bardzo dużo badań naukowych potwierdzających jego skuteczność. Mnie natomiast w ogóle to nie przekonuje. Dlaczego? Dlatego, iż wiem, jak wygląda nauka. Jakże często jest tak, że jak ktoś płaci, to się robi stosowne wyniki, których ten ktoś oczekuje. Tak funkcjonuje dziś nauka i w ten sposób można wszystko „udowodnić”. Jeżeli ktoś jest zainteresowany tym, aby forsować dane idee, to nie będzie płacił za badania, które te właśnie idee podważają. Dlatego mam więcej zaufania do soborów, biskupów i papieża, niż wszystkich genderowych naukowców. A według mnie najprostszym dowodem przeciwko in vitro jest to, że przy normalnym zapłodnieniu o dojście do jajeczka walczy kilka milionów plemników, a przy in vitro tylko kilkadziesiąt. Sami dokonujemy selekcji, nie natura - ale na jakiej podstawie? Nie ma żadnej. Dlatego religia jest stale potrzebna i to nawet w codziennych, najzwyczajniejszych decyzjach. (…)

Gdzie pan Andrzej brał ślub?

W Krakowie w kościele św. Franciszka Salezego przy klasztorze wizytek, ślubu udzielał mu ks. Mieczysław Maliński. Pobrali się z Agatą w lutym 1995 r.

Czyli w tym roku obchodzili 20. rocznicę ślubu; to piękny jubileusz.

Faktycznie, 20 lat to ładny kawał czasu spędzonego razem. Zresztą to bardzo udane małżeństwo, świetne! Razem z Agatą często przychodzili do nas na niedzielne obiady, teraz z braku czasu zdarza się to już dużo rzadziej. Agatka jest naprawdę dla nas jak córka, o wszystkim możemy sobie z nią pogadać, o szkole, o pracy, o domu. Jest nauczycielką języka niemieckiego w II krakowskim LO.

A córka pana Andrzeja, Kinga?

Kinga jest na I roku prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od dziecka marzyła o tym, żeby zostać sędzią, więc nikogo nie zaskoczyła swoim wyborem. Kinga lubi do dziadków przychodzić i bardzo chętnie opowiada o tym, co się u niej dzieje na studiach, czego się uczy. Przy okazji ja dowiaduję się od niej różnych ciekawych rzeczy, np. ostatnio z historii prawa.

Wiemy, że pan Andrzej ma dwie siostry. Jak dzisiaj wygląda kontakt między rodzeństwem?

Cała trójka jest w świetnych stosunkach. U nas jest troszkę nietypowo, ponieważ dzieci pojawiały się w odstępie ośmiu lat, tak więc jest między nimi spora różnica wieku. Kiedy urodził się Andrzej, mieliśmy z żoną po 23 lata, potem była Ania, a jeszcze osiem lat później Dominika. Relacje między nimi są bardzo ciepłe, z tym, że Andrzej jest dużo starszy i czuje się za nie odpowiedzialny.

A Pan był jedynakiem?

Skądże! Było nas w domu sześcioro dzieci. Rodzice mieli do nas bardzo duże zaufanie. Nie strofowali, nie pouczali nieustannie, co wolno mi robić. Ale m.in. dlatego, że byłem ministrantem, to wiedziałem, że pewnych rzeczy robić mi nie wypada, bo to się po prostu nie godzi. Raz tylko rodzice zwrócili mi uwagę, kiedy wróciwszy z zabawy powiedziałem brzydkie słowo. I to wystarczyło - nigdy więcej już takiego słowa w domu nie wypowiedziałem. Oni byli prostymi ludźmi. Tata był kuśnierzem i miał tylko cztery klasy szkoły podstawowej, a tak mądrego człowieka jak on w życiu już nie spotkałem. Mądrość nie ma tak naprawdę nic wspólnego z wykształceniem, często wręcz wykształcenie jej przeszkadza. Ojciec zawsze wiedział, co w danej sytuacji powiedzieć, żeby było dobrze. Rodzice nie musieli zwracać mi uwagi, bo wiedziałem, że złym zachowaniem sprawiłbym im wielką przykrość. A tego za wszelką cenę nie chciałem zrobić. I tak też starałem się wychować swoje dzieci. Mówiłem im zawsze, że człowiek wolny stróża ma w sobie, nie potrzebuje go mieć z zewnątrz, gdyż jest wolny. To niewolnik musi mieć strażnika. (…)

Jednak teraz w kampanii wszystko to jest bardzo ograniczone, codziennie włączając telewizor można zobaczyć Andrzeja Dudę w innym polskim mieście, ma zaplanowanych po kilka spotkań dziennie.

Podczas kampanii wyborczej o spotkaniach prywatnych w ogóle nie ma co marzyć. Wpada czasami do nas, ale jest to naprawdę rzadko. Podczas Wielkanocy mieliśmy okazję usiąść wszyscy razem do świątecznego śniadania, dzień wcześniej byliśmy na Woli Justowskiej poświęcić pokarmy. Nie mówiąc już o Triduum Paschalnym, które dla nas jest immanentną i bardzo ważną częścią Wielkanocy, i te dni zawsze spędzamy razem z Andrzejem i jego rodziną. Chodzimy wtedy do kościoła św. Idziego, czyli do kościoła harcerskiego.

Zaobserwował Pan, żeby kampania wpływała jakoś na Pana syna?

Nic takiego nie zauważyłem, oprócz oczywiście tego, że Andrzej jest bardzo zajęty i bywa zmęczony. Ale trzyma go to, jak widzi, że ludzie mają do niego zaufanie i modlą się za niego. A jak już mówiłem, Andrzej ma po kilka spotkań dziennie i to wszystko na oczach wielu kamer. Ja przecież nic w tej kampanii nie robię, ale do wyborów I tury byłem bardzo spięty. Bo przecież jako rodzic wszystko do siebie przyjmuję, a tak naprawdę nie jestem w stanie w niczym pomóc…

Z pewnością często Pan słyszy to pytanie, ale zadam je i ja: dlaczego Pan chce, aby Pana syn został prezydentem?

Faktycznie często to słyszę. I odpowiadam wtedy, że Polska potrzebuje głębokiej zmiany, bo nasze państwo staje się zacofane politycznie i peryferyjne technologicznie. Pod względem innowacyjności mamy 25. miejsce w Europie. Ubóstwo dzieci jest dramatyczne. Orliki gniją. Służba zdrowia leży. Wskaźniki ekonomiczne są słabe. I tak można wyliczać bez końca. Natomiast w mediach zazwyczaj o tym się nie mówi. Zauważyłem nawet taką zależność, że jak już naprawdę nie wiedzą, co mówić, to dają więcej sportu.

A propos sportu. Czy Pan interesuje się sportem?

W pewnym sensie jest to przyjemna forma tracenia czasu, ale muszę przyznać, że lubię sport. Lubię obejrzeć dobry mecz piłki nożnej czy pojedynek bokserski. W sporcie też dobrze widać, że ktoś ma pasję. Poza tym mecz piłki nożnej trafnie oddaje według mnie model życia. Dobry na ogół wygrywa - ale może i czasem przegrać. Mój młodszy o rok brat Antoni, nota bene też zaangażowany w politykę, zakładał w Opolu Porozumienie Centrum, jeszcze dzisiaj, w wieku 65 lat biega maratony.

To widzę, że pan Andrzej sportowe geny ma po stryju. Widziałem go, jak jeździ na nartach i naprawdę świetnie sobie radził.

Tak, to jeszcze z czasów studenckich, kiedy miał ambicje, żeby zostać mistrzem akademickim w narciarstwie; w domu mamy jego medale i puchary. Andrzej przez pewien czas chciał być piłkarzem, już jako dziecko grał w piłkę, zresztą jak wszystkie chłopaki w Krakowie. Potem razem doszliśmy do wniosku, żeby dać sobie z tym spokój, bo nie miał do tego predyspozycji. Miał jeszcze krótki epizod z judo. Bardzo sympatyzuje z krakowskimi klubami, aczkolwiek bliżej mu jest do Cracovii. Pamiętam, że jako dziesięciolatek chodził po domu i śpiewał „Wierzymy, wierzymy w Pasy, Pasy nie opuszczą Ekstraklasy!”. Niestety, to był właśnie ten rok, w którym Cracovia spadła…

Jak największe zagrożenia widzi Pan przed Polską?

Podpisanie konwencji przemocowej, której fragmenty są dosłownie przepisane z manifestów ideologii gender, jak również pakietu klimatycznego to katastrofalne błędy polityczne, godzące bardzo silnie w naszą tożsamość kulturową i gospodarkę. Pakiet może doprowadzić do zapaści naszą gospodarką, a już teraz stajemy się krajem peryferyjnym technologicznie.

CZYTAJ DALEJ

Pierwszy laureat Nagrody św. Jana Pawła II: uczymy się od niego sprawiedliwości społecznej

2024-05-20 17:20

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

Karol Porwich/Niedziela

„Od św. Jana Pawła II uczymy się wdrażania w praktykę zasad sprawiedliwości społecznej” - mówi ks. Leonard Olobo kierujący Centrum Pokoju i Sprawiedliwości w stolicy Ugandy. To właśnie temu ośrodkowi Watykańska Fundacja Jana Pawła II przyznała pierwszą w historii nagrodę imienia swego świętego patrona. Ma być ona nadawana co dwa lata w celu promowania wiedzy na temat myśli i działalności św. Jana Pawła II oraz jego wpływu na życie Kościoła oraz świata. Jej pomysłodawcy wzorowali się na prestiżowej Nagrodzie Ratzingera.

Zakony na rzecz pokoju i sprawiedliwości

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

#PodcastUmajony (odcinek 21.): Egoista

2024-05-20 20:44

[ TEMATY ]

Ks. Tomasz Podlewski

#PodcastUmajony

Mat.prasowy

Co Komunia ma wspólnego z egoizmem? Czy można ją przyjmować „w czyjejś intencji”? Jaką rolę odgrywa w niej Matka Boża? Czym się różni kolejka od procesji? I co właściwie mają zrobić osoby, które aktualnie nie mogą przystępować do Komunii? Zapraszamy na dwudziesty pierwszy odcinek „Podcastu umajonego” ks. Tomasza Podlewskiego o przyjmowaniu Ciała Chrystusa z Maryją i tak, jak Ona.

ZOBACZ CAŁY #PODCASTUMAJONY

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję